Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Marco Beltrami

Snowpiercer (Snowpiercer: Arka przyszłości)

(2013)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 05-06-2014 r.

Wysoki poziom współczesnego kina koreańskiego prędzej czy później musiał odbić się echem na zachodnim brzegu Pacyfiku, tak więc rok 2013 dał okazję do romansu z hollywoodzką machiną filmową trzem reżyserom z kraju Hyundaia. Obok Likwidatora oraz Stokera, na ekrany kin wszedł Snowpiercer: Arka przyszłości, film Bong Joon-ho, twórcy znakomitych Zagadki zbrodni, Matki i The Host: Potwór. Nietypowa, post-apokaliptyczna sceneria zlodowaciałej przyszłości, w której niedobitki ludzkości podróżują wokół globu super-pociągiem, oparta została na francuskiej noweli graficznej. Film ze względu na swój specyficzny klimat, humor, niejednoznaczność i wizualną oprawę został oczywiście odrzucony przez tzw. widownię masową. Snowpiercer to obraz może nie do końca udany, ale w obszarze kina science-fiction tak nietuzinkowy i świeży, iż wypada tylko przyklasnąć koreańskiemu reżyserowi, który wybronił jego dystrybucję na rynki zagraniczne przed nożycami producentów. Niejako z urzędu, biorąc pod uwagę, że w głównej mierze to ko-produkcja koreańsko-amerykańska, Bongowi jako kompozytor muzyki został przydzielony Marco Beltrami, jeszcze niedawno młody, gniewny hollywoodzkiej muzyki filmowej. Te wczesne prognozy wzięły nieco w łeb, jako że Beltrami w ostatnich latach (mimo dwóch nominacji do Oscara) na jedną dobrą ścieżkę w swej filmografii tworzył kilka sztampowych i do bólu przeciętnych, będąc etatowym kompozytorem sequeli, rebootów i remake’ów, czyli sytuacji, w której projektami nie chcieli się parać drożsi i bardziej prestiżowi jego koledzy. W przypadku Arki przyszłości trafiamy jednak na jeden z tych nielicznych, porządnych score’ów w jego dossier. Podejrzewam, iż głównie z powodu współpracy z zupełnie inaczej myślącym filmowcem, o którym sam kompozytor wyraża się następująco „Skupienie się Bonga na detalach i niuansach było ekscytujące. Zmusił mnie do myślenia w innych kategoriach, co w sumie jest istotą współpracy. Było dla mnie zaszczytem być zaangażowanym w proces twórczy Bonga podczas pracy nad tym projektem”. Tyle pan Marco, a jak jest w istocie?

Snowpiercer na pierwszy rzut ucha nie jest przebojową, łatwo przyswajalną muzyką filmową (co dziś nią jest…?). Stąd uwaga dla słuchaczy połykających wszelakie nowości wydawnicze w tempie zjadanych hamburgerów: ten score definitywnie wymaga poświęcenia mu więcej czasu! Muzyka z pewnością jest przynależna stylowi kompozytora, można odnaleźć w niej sporo jego znaków rozpoznawczych, jednak Beltrami nie rezygnuje również z eksperymentu, co czyni Snowpiercera pozycją wartą bliższego przyjrzenia. W bazie tematycznej można wyróżnić dwa lub trzy główne zamysły. Pierwszy, to typowa dla kompozytora, nieco mechaniczna konstrukcja muzyczna, powtarzana z minimalistycznym zacięciem, mająca zazwyczaj funkcję muzyki akcji, związana z ruchem pociągu i idącej do przodu fabuły. Temacik ten jest wykonywany tak przez zasobniejsze środki orkiestrowe (warta uwagi wariacja na fortepian, bas i elektronikę), jak i przez solowe instrumenty. Beltrami wprowadza też w swojej pracy tajemnicze smyczkowe figury (Preparation), mające za zadanie stworzenie klimatu konspiracji czy też odkrywanej tajemnicy. Drugi temat, również w stylu kompozytora, to ekscytująca, perkusyjno-orkiestrowa akcja (Blackout Fight) do sceny filmowej batalii w zaciemnionym wagonie. Scena w której mały koreański chłopak biegnie z pochodnią, a potem ta jest przejmowana w rytm muzyki Beltramiego przez kolejnych bohaterów, to mała filmowo-muzyczna magia. Temat ten powróci również pod napisy końcowe dojmująco podsumowując niejednoznaczne zakończenie filmu, choć wydaje mi się, iż kompozytor i reżyser takim jego umiejscowieniem wskazują jednak na nadzieję dla nowego początku homo sapiens. To najbardziej przebojowa strona Arki przyszłości. Również w wystawnym, symfonicznym stylu utrzymana jest kulminacja ścieżki dźwiękowej (Yona Lights) z budującą, emocjonalną melodią, która wskazuje choćby na finał Knowing, jednej z lepszych partytur ostatnich lat na koncie mającego włosko-greckie pochodzenie twórcy. Ostatni z tematów, to dość smutny w wyrazie temat Yony, który w końcowym utworze wygrywany jest przez cygańskie skrzypce.

Kompozytor bawi się również, zresztą nie pierwszy raz w swojej karierze, w eksperymenty brzmieniowe i dźwiękonaśladownictwo. Na przykład w fragmencie Axe Gang usłyszymy dziwaczne tonacje, metaliczne zgrzyty łańcuchów czy pił, a w Water Supply oddalone brzmienia gitary, różne elektroniczne dźwięki, w tym znane pulsujący sample, który wykorzystywał min. w swoim Terminatorze 3. Wraz ze swoim współpracownikiem Buckiem Sandersem opracowali specjalny sound design, który miałby swoje odzwierciedlenie w scenerii pociągu. Chociaż przy Hurt Lockerze obu twórców mocno zganiłem za zrównywanie muzyki z projektowaniem dźwięku, w przypadku Snowpiercera jest jednak sporo ciekawiej. W otwierającym utworze usłyszymy specjalnie spreparowany szum mroźnego wichru i odgłosy pociągu, natomiast w Steam Car dźwięki hamulców i poruszającego się składu pociągowego. Fragment ten opisuje scenę w filmie, która rozgrywa się w łaźni – nie ma ani jednego dialogu, słychać tylko właśnie odgłosy pary i tego, co zmajstrowali obaj twórcy. Partytura zaskakuje również po bliższym się jej zapoznaniu swoim eklektyzmem i poruszaniem się po różnych, czasami odmiennych przestrzeniach muzycznych. Niech przykładem tego będzie Seoul Train, bardzo ciekawe techno do sceny w dekadenckim wagonie dyskotekowym, po którym następuje liturgiczne w wyrazie Take My Place, na solowe skrzypce i organy. Spore problemy Beltrami miał ponoć ze sceną posiłku sushi, ale w końcu zilustrował ją bachowskim fortepianem. Również fortepian i jego powolne akordy grają pierwszoplanową rolę w scenie przejęcia pociągu i pojedynku z „siekierowym gangiem”. Na płycie brzmi to nieco nudnie i anonimowo, ale w obrazie znajduje swoje uzasadnienie w brutalnej i prowadzonej w zwolnionym tempie walce. Na samym końcu producenci ukryli dodatkowy bonusik – mocno surrealistyczną pioseneczkę, którą śpiewają przedszkolu dzieci wraz z nauczycielką. Akompaniament w postaci organek i jej intonacja bardzo przypomina dokonania na tym polu Danny’ego Elfmana. Jak widać (i słychać)przy Snowpiercer Marco Beltrami chyba naprawdę był zainspirowany tak projektem jak i wpływem koreańskiego reżysera (głównie komunikowali się przez Skype’a).

Główną wadą tej ścieżki dźwiękowej jest nieco bezbarwny underscore, który „zalega” w kilku utworach i niewiele wnosi do ciekawej palety brzmieniowej. Partytury słucha się dobrze, ale było by lepiej gdyby przy produkcji albumu odchudzono go o jakieś 15 minut – wtedy Snowpiercer byłby z pewnością blisko najlepszych płyt Beltramiego (3:10 do Yumy, I am Dina, Soul Surfer). Poszczególne składniki są interesujące i różnorodne, ale suma całości nie do końca daje bardzo satysfakcjonujący odbiór na płycie. Z tego też względu nieco wyżej oceniam jej rolę w filmie, min. z uwagi na nieszablonowe działanie w kilku powyżej przytoczonych scenach. Płyta jak dotąd została wydana jedynie przez koreańskie wydawnictwo CJ E&M i jest dostępna głównie poprzez azjatyckie sklepy internetowe, co w jakiś sposób zawęża jak na razie jej odbiór wśród fanów gatunku. Ale pewnie niedługo po pracę Amerykanina sięgnie któraś z amerykańskich wytwórni, najprawdopodobniej Varese Sarabande. Arka przyszłości to porządna, a w wielu momentach bardzo dobra muzyka filmowa i zdecydowany postęp w stosunku do fatalnych prac kompozytora typu World War Z. Umiarkowanie, ale polecam.

Najnowsze recenzje

Komentarze