Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Angelo Badalamenti

Stalingrad

(2013/2014)
5,0
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 31-05-2014 r.

Po znakomitym niemieckim, antywojennym Stalingradzie z początku lat 90-ych oraz porządnej, międzynarodowej superprodukcji Wróg u bram z 2001 roku, również sami Rosjanie zapragnęli stworzyć współczesny film opowiadający o największej bitwie XX wieku. Trudno dziś w kinie batalistycznym czymś zaskoczyć, toteż posadzenie na reżyserskim stołku specjalizującego się w wyskobudżetowych produkcjach znad Wołgi Fiodora Bondarczuka (bardzo dobra 9 kompania) mogło dawać nadzieję na ciekawe kino z rosyjskiej perspektywy. Nic takiego jednak się nie stało. Nowy Stalingrad jest propagandowym filmem zrobionym na zamówienie (Kremla), wychwalającym odwagę radzieckich żołdaków poprzez narratora opowiadającego o ich heroicznych czynach (rzecz w zasadzie niespotykana w poważnie traktującym siebie kinie), broniącym się jedynie warstwą scenograficzno-wizualną oraz postacią niemieckiego oficera (świetny Thomas Kretschmann). Rosyjska produkcja skupia się ledwie na jednym rosyjskim oddziale i scenerii, dodatkowo w większości wypychając swój film nudną sferą obyczajowo-melodramatyczną, w związku z czym Stalingrad A.D. 2014 bardziej przypomina Pearl Harbor niż Szeregowca Ryana. Na szczęście ten rosyjski tytuł wpisuje się w bardzo przyjemną, często spotykaną prawidłowość muzyki filmowej, gdzie słabemu czy przeciętnemu filmowi towarzyszy bardzo dobra muzyka… Dał on bowiem szansę szerszego zaistnienia ponownie w głównym nurcie muzyki filmowej weteranowi gatunku, Amerykaninowi Angelo Badalamentiemu. Twórca oprawy z filmów Davida Lyncha partyturę nagrał w Rosji, lecz nad jej post-produkcją czuwał już w Nowym Jorku. I jak to weteran, stworzył muzykę w klasycznym nurcie. Jest orkiestrowo, tematycznie, bez typowej dla współczesnej filmówki powściągliwości emocjonalnej, bez niepotrzebnych współczesnych trendów. Czyli – tak jak być powinno.

Muzyka twórcy Twin Peaks osadzona jest oczywiście w jego specyficznym brzmieniu – melancholii, zadumie, smutku i emocjonalnym charakterze, w pełni symfoniczna, rozwijająca się w powolnych, czasami rozmarzonych orkiestracjach. Badalamenti (i wydające score szwedzkie MovieScore Media) nieco uprościło – w dobrym znaczeniu tego słowa – jej odbiór na wydaniu płytowym, z uwagi na to, iż album jest głównie pomyślaną kompilacją tematów oraz muzycznych sekwencji z głównych scen filmu. Temat główny (Universal Theme) stanowi melancholijną melodię, przypominającą melodramatyczny temat z świetnych Bardzo długich zaręczyn. Ładnie, bardziej kameralnie, prezentuje się temat rosyjskiej dziewczyny, którą opiekują się radzieccy herosi wojenni – w romantycznej formie, z uwagi na to, iż jeden z nich zapała do niej głębszym uczuciem. Oczywiście jak to u niego, nie możemy liczyć na wtórne miłosne granie. Posiada on piętno zadumy, straty, emocjonalnej głębi, oczywiście w stylu Badalamentiego. Trzecie z głównych rozwinięć tematycznych to temat, który można w zasadzie podpiąć pod samo zniszczone miasto, które jest areną zmagań radzieckich i niemieckich wojsk, czy też wojny jako idei w ogóle. Efektownie zaczyna album z operowym wokalem słynnej rosyjskiej divy Anny Netrebko, a jej wyszukany głos wraz z emocjonalną sekcją smyczkową tworzą interesujące adagio. Temat ten odpowiada za bardziej refleksyjną, idącą w kierunku zadumy stronę brzmienia Stalingradu. Jego „czysto” orkiestrowa wersja w formie repryzy kończy soundtrack w bardziej patetycznej formie, kiedy do głosu dochodzą sekcja dęta oraz basowe instrumenty. Całe ich trio to ujmujące, eleganckie, klasowe kompozycje muzyczne o właściwej dla kompozytorów z prawdziwego zdarzenia (na tle współczesnych prostackich przygrywek) muzycznej konstrukcji.

Mi jednak najbardziej do gustu przypadł inny. To temat niemieckiego oficera Kahna, jedynej postaci z krwi i kości w filmie rosyjskiego reżysera, dodatkowo naznaczonej rozdarciem, pomiędzy miłością do rosyjskiej dziewczyny a obowiązkiem i lojalnością wobec III Rzeszy. Badalamenti być może ucieka się tu do klisz, niemniej trąbkowe solo brzmi pięknie na tle emocjonalnej orkiestracji, w której wprowadzone zostają też kotły, werbel i pociągająca linia melodyczna w nieco stylu Hansa Zimmera. Temat oficera powraca w ulotnym nieco jak echo Russian Ambush czy Tragic Killing, w którym sięga do bardziej heroicznej konwencji. Jeszcze inny, elegijny temat możemy wychwycić w króciutkim Lovers Steal Away.

Dobrze, Angelo Badalamenti to spec od rozmarzonego, emocjonalnego detalu, ale przecież mamy tu do czynienia z kinem wojennym, w którym jest kilka nieźle zrealizowanych potyczek, proszących się o mocny, batalistyczny score. Kompozytor stanął na wysokości zadania, tworząc muzykę akcji w starym stylu, która nie zawiedzie koneserów gatunku i fanów twórców takich jak Poledouris czy Horner. Flagowy utwór ścieżki w tej materii to intensywne Men on Fire, bohaterska muzyka symfoniczna z pierwszoplanowym użyciem instrumentów dętych, perkusji i basu, dodatkowo wsparta bardzo fajnym, nowym tematem. Nieco podobny jest Execution and Attack z buzującym wejściem wiolonczel oraz tamburyn, które wprowadzają do tanecznego wręcz tematu akcji zakończonego chóralną kodą. Co ciekawe, mimo iż Badalamenti jest wyrosły w kulturze Zachodu, udało się mu uzyskać ciekawy, słowiański charakter muzyki, przypominając mi np. muzykę Krzesimira Dębskiego z Ogniem i mieczem. Bardziej brutalną odsłonę stanowi mocarny The Panzer Attack, włącznie z fortepianem i ciekawymi frazami na dęte, czyniąc muzykę bardziej agresywną w odbiorze. Amerykanin nie tylko zaskakuje stopniem technicznego zaawansowania, ale również ekscytacją i dramatycznym tonem, co powoduje, iż jego muzyka akcji zdecydowanie wyróżnia się na tle współczesnych, syntetycznych i anonimowych „młócek” młodych, gniewnych kompozytorów z Hollywood. Pan Angelo wręcz ich ośmiesza w tym temacie. Muzyka akcji w Stalingradzie jest równie dobra jak jego baza tematyczna.

Praktycznie każdy utwór Stalingradu albo odwołuje się do nadzwyczaj silnej bazy tematycznej (przynajmniej pół tuzina!) stworzonej przez kompozytora, albo prezentuje muzykę w jakiś sposób udramatyzowaną, muzykę wypełnioną to z emocjami na kanwie melodramatycznej bądź przygodowo-wojennej. Na samym końcu umieszczono także niebanalną piosenkę wykonywaną przez rosyjską piosenkarkę Zemfirę, prowadzoną przez sentymentalny fortepian. Kolejną zaletą albumu jest jego niezbyt długi czas odsłuchu (niewiele ponad 50 minut) co znacząco wpływa na jego odbiór, w dobie 80-minutowych płyt, które nie mają do zaoferowania nawet części tego, co proponuje tutaj Badalamenti. Stalingrad to zdecydowanie bardzo dobra muzyka filmowa i na pewno bardzo ścisła czołówka dokonań kompozytorskich Amerykanina, co przełożyło się na zeszłoroczne głosy uznania światka muzyki filmowej (nominacje do nagród IFMCA oraz naszej Filmmuzy). Score również dobrze radzi sobie w filmie, próbuje wyjść przed obraz i jako jeden z niewielu jego aspektów buduje emocjonalną więź pomiędzy obrazem a widzem. Na uwagę zasługuje też mocno basowe, potężne brzmienie całości, tworząc w momentach majestatyczny odbiór muzyki. Pozycją tą Badalamenti nie tylko dotrze do wąskiego grona swoich wielbicieli, ale też z pewnością zainteresuje młodszych słuchaczy, dając im alternatywę w stosunku do taśmowo produkowanych, nie odróżniających się niczym od siebie, napełnionych płytkimi emocjami i przeciętnym wykonaniem głośnych (dosłownie i w przenośni) pozycji głównego nurtu.

Najnowsze recenzje

Komentarze