Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Hans Zimmer

Last Samurai, the (Ostatni samuraj)

5,0
Oceń tytuł:
Paweł Stroiński | 15-04-2007 r.

Dla wielu fanów muzyki filmowej fakt, że muzykę do najnowszego filmu Edwarda Zwicka zrobi nie James Horner, ale Hans Zimmer, był szokiem. Partytury Hornera dla tego reżysera uznaje się za najlepsze w jego karierze. Do końca nie wiadomo dlaczego to nie Horner zrobił muzykę do Ostatniego Samuraja. Mówi się, że to dlatego, że Horner zaangażował się już w 4 projekty w 2003 roku, moim skromnym zdaniem związane jest to z ostatnim score tego kompozytora dla reżysera, Courage Under Fire. Być może coś się wtedy wydarzyło, że Horner dał jedną ze swych mniej ciekawych partytur, a obaj panowie od 8 lat ze sobą nie pracowali (Zwick zrobił dwa filmy The Siege z muzyką Graeme Revella i właśnie Samuraja).

Zimmer zapowiadał to jako Gladiatora w Japonii, co przeraziło wielu miłośników muzyki filmowej, łącznie z autorem tej recenzji. Na szczęście poszedł w inną stronę, a to określenie oznaczało tylko entuzjazm, z jakim kompozytor podszedł do tego filmu. Muzyka jest jak najdalej od Gladiatora jak tylko może. Bardzo subtelna, wyciszona, prosta, w dużej części orkiestrowa, oparta na smyczkach. Zapowiada to już pierwszy utwór, zaczynający się od pięknego motywu na shakuhachi, w środku oparty na bardzo prostym motywie, jak się okaże w filmie, temacie miłosnym, wykonywanym przez solowe skrzypce z podkładem skrzypiec. Zimmer mówi, że film jest historią Amerykanina będącego pod dużym wpływem kultury japońskiej. Nie mógł, jak twierdzi, użyć instrumentacji stricte japońskiej, bo byłoby to nieprzystępne dla zachodniego słuchacza. Postanowił więc wpisać zachodnią tematykę w japońską estetykę. Co to znaczy?

Przede wszystkim znaczy to tyle, że muzyka nie jest nastawiona na intensywność. Zimmer daje tu, oczywiście, dramatyczny temat, który jest bardzo ładny i należy do najlepszych w jego karierze, nawet jeśli najprostszych. W filmie brzmi on świetnie, za każdym razem jak zostanie wykorzystany (chociaż może raz niepotrzebnie). Na płycie, dla niektórych, będą to jej najciekawsze fragmenty. Na samej intensywności muzyki Zimmer jednak umiejętnie tnie, starając się powiedzieć więcej przy mniejszej ilości środków, tu dużo mówi prostota. Z powodu formalności japońskiej kultury, kompozytor postanowił nie wykorzystać sekcji dętych drewnianych (nadają za dużo koloru), w zamian dając za to drewniane instrumenty etniczne (solowy flet, shakuhachi). Poza tym, jednym z częściej wykorzystywanych instrumentów, prawie nie znikającym zresztą, jest cytra koto, bardzo cicha, subtelna, mająca tu podobne zadanie jak w orkiestrze harfa. Zastąpiono więc kilka sekcji orkiestry instrumentacją etniczną.

Drugą sprawą jest prostota techniczna. Nie ma tu żadnych fajerwerków, nawet atonalne smyczki w utworze drugim są, w pewnym sensie, bardzo eleganckie. Całość oparta jest na dwu-, trzynutowych motywach, które budują nastrój. Budzi to skojarzenie z jednym z wcześniejszych dzieł Zimmera, przez wielu (łącznie ze mną) uznawanych za najlepsze, Cienką czerwoną linię. Tam też cała partytura była oparta na przewijających się powoli prostych motywach, tu jednak uproszczenie poszło trochę dalej. Tam też orkiestra była większa. Najlepszym przykładem technicznej prostoty jest, najlepiej brzmiący w filmie, utwór A Hard Teacher. Zaczyna się od bardzo prostego motywu na koto i delikatne smyczki. Kojarzy się to, owszem, z Cienką czerwoną linią, chociażby poprzez zastosowaną melodykę. Cytrę wspomaga solowy flet, przez co to brzmi jeszcze bardziej subtelnie. Smyczki dostają nieco większą rolę, ale wciąż, całość jest bardzo prosta, wciąż jednak emocjonalna. Dochodzi delikatna elektronika, tak jak w Light z The Thin Red Line. Pojawia się bardzo delikatny motyw na flet, z koto, prawie wręcz sielankowy. Jest to jeden z najładniejszych fragmentów na płycie, potem przechodzi w jeden z głównych tematów, co ciekawe, tu rolę fletu przejmuje shakuhachi. Wraca poprzedni motyw i jego instrumentacja.

Zimmer wydał album tak, żeby zaprezentować swoją wizję muzyki. Intensywność muzyki narasta wraz z kolejnymi utworami, z wyjątkiem Spectres of the Fog, które jest utworem akcji, świetnie zapowiadającym, co będzie się działo dalej. Od utworu piątego zaczyna być coraz bardziej dramatycznie. Pojawia się tu ilustracja pod jedną z najlepszych scen akcji w filmie. Fragment ten jest świetny, oparty na bębnach taiko, które Zimmer tak bardzo rozreklamował i wspomnę niżej, potem znakomity, dramatyczny fragment na cały, niewielki zresztą, zespół, jakim kompozytor dysponował. Utwór szósty zaczyna się spokojnie, potem pojawia się temat miłosny. Po motywie z A Hard Teacher pojawia się kolejny znakomity fragment, uznawany za nawiązanie Zimmera do swojego starego stylu. Być może, jest to jednak dużo bardziej dojrzałe. Wykorzystanie tematu jest podobne do odpowiedniego fragmentu w Taken (utwór trzeci).

Moim zdaniem najlepszym utworem na płycie jest Safe Passage. Zaczyna się od znakomitego powtórzenia głównego tematu, co jest moim ulubionym fragmentem całości, potem muzyka przechodzi w znany nam już prosty, cichy underscore, potem przechodząc w motyw zaczynający Spectres of the Fog. Ronin jest bardzo dramatyczny, oparty na taiko i elektronice. Godny uwagi jest też znakomity Red Warrior. „Samurajskie” krzyki (tak naprawdę był to chór Indian Navajo) dodane do muzyki robią wrażenie i nadają jej inspirujący charakter, potem akcja zaczyna przypominać trochę akcję The Might of Rome. Oparte to jest na bardzo podobnej strukturze. Po chwili muzyka przechodzi w dramatyczne powtórzenie głównego tematu. Fatalna jest końcówka tego utworu, ale na szczęście nie trwa to długo. Brzmi to jak syntetyczna wersja współczesnej muzyki poważnej z domieszką Peacemakera.

Następny utwór zaczyna się znowu od dość inspirującej akcji, przypominającej trochę połączenie Wodnego świata (rytm z Deacon’s Speech, ale kopia nie jest tak oczywista jak Jamesa Hornera w Titanicu) z Pearl Harbor, po czym przechodzi w bardzo intensywny fragment, gdzie Zimmer stosuje bardzo charakterystyczny dla siebie dramatyzm (oparty na Adagio for Strings Barbera, jest to jednak trochę mniej oczywiste niż we wcześniejszym Tears of the Sun). Utwór kończy się, właściwie, kopią z Cienkiej czerwonej linii (patrz końcówka Journey to the Line). Ostatni utwór jest bardzo spokojny i tworzy z pierwszym utworem klamrę.

Najbardziej rozreklamowanym instrumentem zastosowanym w Samuraju jest japoński bęben taiko. Zimmer wychwalał się, że podrasował ten instrument elektronicznie, by wydobyć jego emocjonalną moc. Rola tych bębnów jest jednak przeceniana. Moim zdaniem najważniejsze jest tu niepozorne koto. Cytra, która prowadzi Algrena przez Japonię. Proszę mi wybaczyć metaforę, ale właśnie takie zadanie ma ta muzyka. Tak jak wcześniejsza Cienka czerwona linia prowadzi ona bohatera przez to, co go spotyka. Takie zadanie postawił sobie Zimmer, co wpłynęło chociażby na to jak kompozytor odzywał się na planie do grającego główną rolę Toma Cruise’a (mówił do niego per Algren). Mnie osobiście muzyka ta przekonała. Duży wachlarz emocji przy niskiej intensywności i prostocie środków ze znakomitym głównym tematem. Jest to jedna z najlepszych prac Zimmera w karierze. W filmie wypada trochę gorzej, ale tylko ze względu na przeładowanie ostatnich scen muzyką, przez co te, i tak już patetyczne, stają się wręcz pretensjonalne. Polecam.

Uwaga: Na iTunes dostępny jest dodatkowy utwór z filmu, o nazwie The Final Charge. Został on skomponowany przez Geoffa Zanellego i jest niczym innym, tylko kopią utworu War z Pearl Harbor.

Najnowsze recenzje

Komentarze