Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
John Williams

Book Thief, The (Złodziejka Książek)

(2013)
4,5
Oceń tytuł:
Wojtek Wieczorek | 02-03-2014 r.

Hollywood rządzi się swoimi prawami. Dlatego też nikogo nie powinien dziwić fakt, że kiedy wzięto się za ekranizację książki, której akcja dzieje się w nazistowskich Niemczech, do głównych ról wybrano Kanadyjkę, Australijczyka oraz Brytyjkę i kazano im mówić przez cały film po angielsku z niemieckim akcentem, od czasu do czasu rzucając tu i ówdzie paroma niemieckim słowami, mającymi zapewne dodatkowo przypomnieć widzowi o akcji i miejscu filmu. Co więcej, aby dodatkowo zaakcentować zło Nazistów, lub być może by podkreślić historyczne znacznie pewnych wydarzeń, niektóre kwestie wygłaszane są wyłącznie w języku niemieckim. Mowa tutaj o Złodziejce Książek, ekranizacji bestsellerowej powieści Markusa Zusaka wydanej pod tym samym tytułem. Film opowiada historię młodej Niemki, Liesel Meminger, która w czasie wojny zostaje przygarnięta przez małżeństwo Hubermannów i odkrywa w sobie miłość do czytania. Mimo wielu wad, obraz broni się dobrym aktorstwem (świetnie wypada młodziutka Sophie Nelisse) i oczywiście muzyką, za którą odpowiada jak zawsze niezawodny tytan gatunku – John Williams.

To, co jest najbardziej zauważalne podczas odsłuchu płyty, to kameralność i subtelność muzyki. W całym filmie znajduje się tylko kilka scen, gdzie Williams korzysta z silnego, emocjonalnego brzmienia orkiestry. Przez większość czasu uświadczymy powściągliwej, wręcz podskórnej narracji, opartej głównie na delikatnych brzmieniach fortepianu i harfy. Oczywiście, często pojawiają się tutaj dęte drewniane i różnej maści smyczki, niemniej jednak zazwyczaj tworzą one jedynie subtelny akompaniament dla solówek i wydarzeń przedstawionych w filmie.

Mimo kameralności wydarzeń przedstawionych w filmie (akcja rozgrywa się w małym miasteczku, gdzie każdy każdego zna i skupia się wokół kilku postaci), kompozytor kolejny raz zachwyca pełną paletą tematów. Nie są to jednak przebojowe lejtmotywy, do których przez lata kariery przyzwyczaił nas Amerykanin – są one dużo subtelniejsze i mniej rozbudowane od melodii nie tylko z filmów przygodowych, ale również z poprzednich dramatów Williamsa (jakkolwiek pewne podobieństwo jest zauważalne, ale o tym za chwilę).

Na pierwszy plan wybija się temat związany z książkami i zachwytem małej Liesel nad nimi – oparty na „echującej”, prostej, ale ślicznej partii fortepianu świetnie oddaje dziecięcą radość płynącą z czytania. Często łączy się z drugim bardzo ważnym tematem, ilustrującym upływ czasu i wewnętrzną podróż, jaką odbywa bohaterka. Jest on odpowiednio obszerniej zorkiestrowany (najczęściej grany przez pełną sekcję smyczkową lub wspieranym przez nią fortepianie) i jego wejścia są jednymi z nielicznych momentów, kiedy muzyka może w pełni „rozwinąć skrzydła” w filmie. Wspomniane połączenie z tematem literatury słychać w otwierającym płytę ”One Small Fact” oraz w nieco bardziej kameralnej wersji, w opartym na delikatnej harfie ”Jellyfish”. Istotną rolę odgrywa ciepły i stonowany temat Maxa, oparty najczęściej na solowym oboju, podejmowanym czasem przez klarnet lub sekcję smyczkową.

Na osobny akapit zasługują bez wątpienia tematy nietypowego narratora całej powieści, czyli Śmierci. Pierwszy z nich słychać w otwierającym film i płytę ”One Small Fact”, a mianowicie w początkowej partii fortepianu. Mimo pewnego odczuwalnego chłodu w harmonii, temat ten jest daleki od dramatyzmu czy ponurości. Podobnie jak temat literatury, również często jest przejmowany przez temat mijającego czasu. Wynika to najprawdopodobniej z faktu, o którym wspomniał sam kompozytor – śmierć i literatura w omawianej historii stanowią pewien sposób na zbawienie i nieśmiertelność. Warto zwrócić tutaj uwagę na przetworzenie tego tematu w Finale, gdzie grany na delikatnym fortepianie zostaje wsparty łagodną, durową harmonią, podkreślając fakt, że śmierć nie jest już zagrożeniem, a raczej przychodzi z wizytą niczym stary przyjaciel. Co więcej, Narrator jest przedstawiony tutaj raczej jako ciepła osoba, dlatego też Williams wprowadza drugi, bardziej sceniczny motyw (w odróżnieniu od motywu podkreślającego jej funkcję narracyjną, ta melodia pojawia się w scenach, w których Śmierć wykonuje swoją pracę). Ponownie, melodia ta mimo odrobiny melancholii i smutku jest ciepła i delikatna – nie ma tu miejsca na grozę czy rozpacz, a jedynie na akceptację naturalnej kolei rzeczy.

Mimo utrzymania ścieżki w dość subtelnym i powściągliwym tonie, uświadczymy tutaj fragmentów zarówno bardziej dramatycznych (Rudy is Taken), budujących suspens (Rescuing the Book), czy też radosnych, dynamicznych utworów ilustrujących bójkę, w jaką wdaje się Liesel czy też jej wyścigów z przyjacielem, Rudym. Te ostatnie przypominają analogiczne tracki z serii o Harrym Potterze czy też znacznie młodszego Tintina.

Każdy fan Johna Williamsa bez wątpienia szybko odnajdzie tutaj podobieństwa do jego poprzednich dramatów – w warstwie tematycznej najbardziej widoczne są inspiracje Prochami Angeli (temat upływającego czasu i motyw, który może być utożsamiany z nową rodziną i domowym ciepłem zaczynają się w bardzo podobny sposób, co najważniejsze lejtmotywy wspomnianego dramatu). Również harfa i pewne figury rytmiczne na smyczki przypominają Wyznania Gejszy, w paru momentach kłania się też podobna harmonia. Podobnież radosne utwory ilustrujące dziecięcą beztroskę i zabawę utrzymane są w stylu, jaki Amerykanin prezentował już choćby w Imperium Słońca, by zilustrować dynamicznego Jima. Jednakże tematy te, mimo pewnego podobieństwa, dalekie są od autoplagiatu, ponadto wyeksponowanie solówek a także stonowana stylistka ścieżki (zarówno solówki jak i tematy nie są tak rozbudowane, jak w poprzednich pracach Williamsa), przemawiają na korzyść kompozytora.

John Williams za tę pracę dostał swoją 49tą nominację do Oskara, a także 24tą do Złotego Globu. Trudno w tej chwili znaleźć kompozytora, który przez ponad pięćdziesiąt lat kariery utrzymywałby podobnie wysoki poziom. Album Sony, zwieńczony piękną suitą i oferuje niemal godzinę muzyki, która powinna usatysfakcjonować zarówno wielkich fanów kompozytora, jak i każdego innego słuchacza muzyki filmowej. Cieszyć powinien również fakt, że Williams pierwszy raz od wielu lat zilustrował film dla innego reżysera niż Steven Spielberg. Pozostaje zatem mieć nadzieję, że legendarny kompozytor będzie częściej podejmował różne projekty, prezentując równie wysoki poziom.

Najnowsze recenzje

Komentarze