Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
John Ottman, John Williams

Superman Returns – edycja rozszerzona (Superman: Powrót)

(2006/2013)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 11-02-2014 r.

Superman Returns, odkładany przez lata projekt i reaktywacja franszyzny DC Comics, trafił wreszcie w ręce Bryana Singera, reżysera opromienionego sukcesem dwóch pierwszych części komiksowych ekranizacji X-Menów. Twórca podszedł do realizacji dalszego ciągu historii Człowieka ze stali z nabożnym pokłonem w stosunku do dwóch pierwszych części nakręconych przez Richarda Donnera* (zupełnie ignorując słabiutkie III i IV część). Wynikiem czego jest również muzyka, która skorzystała z osiągnięć ikonograficznego dla gatunku score’u Johna Williamsa. Muzyczną pałeczkę przechwycił tym razem John Ottman, stały współpracownik reżysera, który podszedł do starej partytury z 1978 roku z podobnym namaszczeniem, opierając swoją ilustrację na kręgosłupie złożonym z klasycznych tematów Williamsa dodając jednak nową, oryginalną muzykę. Powstała ścieżka, która z początku została przyjęta z dużym dystansem i chyba nie zrozumieniem (również, przyznaję to, przeze mnie), obarczając ją niesprawiedliwie ciężkim brzemieniem historycznego dokonania Williamsa.

Wydaje się, że jedną z przyczyn takiego a nie innego odbioru pierwotnego wydania z 2006 roku była prezentacja albumowa, będąca w zasadzie tylko „próbką” pracy stworzonej przez Ottmana. Sytuację tą stanowczo naprawia nowe wydawnictwo wytwórni La-La Land Records z 2013 roku, które rozszerza pierwotny 50-minutowy czas odsłuchu o przeszło godzinę, ukazując pełny obraz muzycznej wizji, którą zaplanował kompozytor do tej próby wskrzeszenia na wielkim ekranie najsłynniejszego z superherosów. Ottman, jak już wspomniałem, poszedł na pewien kompromis, którym było postawienie fundamentu ścieżki na muzycznych tematach i sygnaturach stworzonych 26 lat wcześniej przez Williamsa, nadbudowując na nim swój własny pomysł na muzykę dla Supermana. Ten dualizm i świeżość wynikły z nowego materiału, który zdecydowanie lepiej można wychwycić przysłuchując się kompletnej partyturze, w której poświęco mu zdecydowanie więcej czasu niż na oryginalnym soundtracku, będącemu nieco bardziej ukierunkowanym na rekolekcje z Williamsa.

Z kronikarskiego obowiązku należy przypomnieć to, w czym twórca oprawy muzycznej z Podejrzanych zdecydował się na cytowanie Williamsa. Bezwzględnie nie zabrakło słynnego marszu w nowym nagraniu, wykonywanego pod sekwencję tytułową filmu (oczywiście będącą hołdem dla pierwowzoru Donnera) oraz napisy końcowe. I co naturalne, używany jest w muzyce akcji, by podkreślić heroiczne aspekty głównego protagonisty. Znajdziemy tu takowo słynną fanfarę; poświęcono jej solennie min. krótki acz treściwy utwór He’s Back – tytuł mówi wszystko…. Jest też i miejsce na kilka cytatów z mojego ulubionego tematu z oryginalnej ścieżki Williamsa, czyli tajemniczej, mistycznej sygnatury dla planety Krypton. Czwarty główny element ze starego score’u Williamsa to oczywiście temat miłosny, który zazwyczaj powiązany jest z oryginalnymi pomysłami na sferę liryczno-emocjonalną Ottmana. Co prawda jest on kilka razy cytowany, ale wydaje się, że jego miejsce bardziej pasuje w oryginalnym filmie z 1978 roku, choć pięknie wybrzmiewa w końcówce score’u.

Nowa odsłona przygód Człowieka ze stali sprzed ośmiu lat pod względem muzycznym wyróżnia się przede wszystkim zestawem nowych tematów, które nie od razu można podpiąć pod jaskrawo-awanturniczą stylistykę oryginalnego score’u jego poprzednika. Dlaczego? Bowiem Ottman postawił w tym przypadku bardziej na emocje oraz dramatyzm, co zresztą wynika dokładnie z konstrukcji filmu, który nie skupia się aż tak mocno na prostolinijnej akcji i przygodzie poprzednich epizodów a na emocjonalnych niuansach, wspomnieniach, rozterkach głównego bohatera i osób dla niego najważniejszych. One stanowią clou, sedno tej odsłony Supermana.

W tym aspekcie należy wyróżnić dwa główne tematy napisane specjalnie przez Ottmana, które w jakiś sposób odwołują się do jego wcześniejszej twórczości, bardziej kameralnych ścieżek do dramatów czy dreszczowców. Pierwszy z nich to sentymentalna, nieco smutna w wyrazie, naznaczona piętnem żalu czy też bólu kompozycja, która odnosi się głównie do faktu kilkuletniej nieobecności herosa na Ziemi, jego niejasnego związku z Lois Lane i subtelnie budowanych przez Singera relacji rodzinnych (czyt. Kal-El ma potomka ;-). Prowadzona najczęściej przez instrumenty o bardziej subtelnym charakterze (czelesta, dzwonki, idiofony, dęte drewniane, harfa), tworząca pewien emocjonalny ambient. Przeciwwagą dla niego, choć na pierwszy rzut ucha nie oczywistą, jest drugi temat, który można nazwać tematem nadziei. Często wprowadza go solowy fortepian, przechodzi w intensywne smyczkowe pasaże i równie często kończony jest wygrywaną fanfarą dla Superczłowieka. Świetnie ilustruje to utwór Power of the Sun, kiedy uratowany Superman w asyście tego rodzaju podkładu muzycznego decyduje się na uratowanie Ziemi. Epika.

Ale przecież muzyczny Superman to nie tylko emocjonalne rozterki. Nowe, rozszerzone wydanie przedstawia nam całą litanię bardzo dobrych, by nie powiedzieć znakomitych sekwencji, które pod względem technicznej złożoności zapewne inspirowane są dokonaniami Williamsa, choć nie tylko. Potężna, muskularna, podszyta dramatyzmem akcja, taka właśnie jaka powinna się znaleźć w produkcjach tego sortu, czeka nas w takich utworach jak Rough Flight z intensywną pracą orkiestry, ekspresyjnym Metropolis Mayhem, Out to Sea z dynamicznym goldsmithowskim staccato czy Saving Superman z dramatycznym, niskim fortepianem, połączonym z werblem i wrzeszczącymi w stylu Elliota Goldenthala dętymi. Kompozycje Ottmana, wsparte znakomitą orkiestracją nie żyjącego już niestety Damona Intrabartolo (któremu dedykowano to wydawnictwo), są bardzo „w duchu” dokonań Williamsa, co pokazuje także choćby niedawny Jack pogromca olbrzymów. Zaryzykuję stwierdzenie, że Ottman jest najlepszym na dzień dzisiejszy „uczniem na odległość” nadwornego kompozytora Spielberga. Muzykę akcji kilka razy wspiera dość oryginalna, pulsująca elektronika (Bank Job, Genesis Project). Twórca nie marnuje również okazji na implementację różnego sortu perkusji. Przykładem niech będą rytmiczne bębny z wspominanego Saving the World, a w końcowej fazie utworu zaznaczają swą obecność gigantyczne uderzenia kotłów mające wyraz ostateczności (tytuł tutaj również zobowiązuje…). Sekwencje akcji i dość długie utwory im poświęcone (szczególnie z drugiej połowy partytury) imponują muzycznym rozmachem, sprawnością techniczną i w wielu przypadkach są po prostu fascynujące.

Bardzo ważnym elementem Powrotu Supermana są partie chóralne, których jest w nim w bród. Ów wokalny środek wyrazu często nuci wraz z orkiestrą, nieco w stylu A.I. Williamsa, tworząc rozmarzoną, odrealnioną atmosferę jako wzmocnienie przekazu materiału emocjonalnego, oczywiście w kontekście dwóch głównych tematów Ottmana (How Could You Leave Us? ). Jest odpowiedzialny za liczne momenty inspiracji, min. w zabarwionym dziecięcą niewinnością Memories czy też wkracza na religijne tory w finałowych utworach (Parting Words, Reprise), kreując magiczną otoczkę, która jest czymś więcej niż zwykłym muzycznym komentarzem do superbohaterskiej opowiastki. Drugą stroną medalu są zabiegi wokalne, które kompozytor włącza do muzyki akcji oraz dramatycznej. Najbardziej frapujące są te partie, które mogłyby równie dobrze zostać użyte w horrorze, a które są kolejnym nietuzinkowym elementem tej pracy. Przekrzykujące się zastępy wokalne, złowieszcze „pomruki”, połączone z dość mrocznym materiałem, który zbliża się do muzyki współczesnej (So Long Superman) trudno od razu połączyć z czymś tak na pozór kolorowym jak Człowiek ze stali. Gdy dołożymy do tego takie elementy jak bijące dzwony (scena wbicia kryptonitowego sztyletu w głównego bohatera), uzmysławia nam to z pewnością ambicje jakie kierowały kompozytorem.

Fanfary niejako z urzędu zostały już zarezerwowane wcześniej przez Williamsa dla postaci głównego bohatera, tak więc Ottman napisał swoją własną dla…Lexa Luthora. Oprych zyskał swoją muzyczną pieczęć, która może nie jest zbyt odkrywcza, ale w zawadiacki sposób zawiadamia nas o jego poczynaniach, gdy tylko pojawia się na ekranie. Tak jak ów złoczyńca był w zasadzie najsłabszym ogniwem filmowej reaktywacji Singera, tak wydaje się, że muzyka z nim związana jest w zasadzie najmniej zainspirowana. W partyturze są pewne śladowe elementy pastiszu (Daily Planet, Like Sea Monkeys), ale Ottman raczej nie zbliża się do slap-sticku oraz komedii związanej z tematem Luthora z oryginalnego filmu. Miłym akcentem jest też umieszczenie na samym początku albumu muzyki pod logo wytwórni Warner Bros. z wplecioną w nią fanfary z tematu głównego Williamsa.

Często przy współczesnych, kompletnych, kolekcjonerskich wydaniach słyszy się głosy przerostu formy nad treścią, jako że nie każda partytura jest na tyle „mocna” aby zabsorbować słuchacza przez dwie a nawet i dwie i pół godziny grania. Superman Returns z pewnością nie należy do tej grupy. Dopiero dzięki temu pełnemu wydaniu uzmysłowiłem sobie jakiej klasy jest to praca, jak bogata, napisana z rozmachem i zróżnicowana. Dwie godziny, oprócz w zasadzie kilkunastu minut underscore’u, wypełnione są samymi atrakcjami a brzmienia i tonacja zmieniają się często. Dzięki zmyślnemu zbalansowaniu pierwotnego materiału Johna Williamsa, z elementami rozrywkowymi oraz emocjonalnemu, osobistemu pierwiastkowi, Superman: Powrót nie jest li tylko wielkim, głośnym scorem. Często uderza w epickie tony, ale ujmuje też poważnym, dorosłym podejściem do tematu i z pewnością obok zeszłorocznego Jacka pogromcy olbrzymów najlepsza praca w karierze Ottmana. Brawa należą się także za znakomitą adaptację oryginalnego materiału, dawkowanego wręcz idealnie.

Wydania wytwórni La-La Land przyzwyczaiły nas do bardzo wysokiego poziomu i nie inaczej jest w tym przypadku – towarzyszy nam 24 stronnicowa książeczka z analizą utworów autorstwa Jeffa Bonda i skopiowanym z oryginalnego wydania posłowiem Ottmana. Podobnie jak w przypadku wspominanego Jacka, chciałbym zwrócić uwagę także na znakomity miks i jakość dźwięku. Score brzmi potężnie, krystalicznie, poszczególne sekcje są świetnie wyeksponowane. Na końcu albumu jest też kilka bonusów, min. demo do prologu (którego efekty kosztowały ponoć 10 mln. dolarów), a który nie został użyty w filmie, rozszerzoną wersję napisów początkowych i dwa króciutkie utwory źródłowe. Może to co napisze jest herezją, ale Superman Returns w wersji kompletnej to praca dorównująca ikonograficznej partyturze Williamsa, a w niektórych aspektach ją nawet przewyższająca. Jedynie chyba zły odbiór filmu nie pozwolił tej partyturze szerzej zaistnieć, choć będzie pewnie doceniona w obecnej formie tylko przez fanów muzyki filmowej. I oby przynajmniej tak się stało – jeden fan na pewno już się znalazł ;-).

* – Richard Donner został odsunięty od prac nad drugą częścią filmu przez producentów, którzy zatrudnili innego reżysera. W 2006 światło dzienne ujrzał tzw. Donner Cut, składający się w większości z materiału (w tym wcześniej nie oglądanego), który zdążył nakręcić reżyser.

Najnowsze recenzje

Komentarze