Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Pino Donaggio

Carrie (1976)

(1976/2013)
-,-
Oceń tytuł:
Marek Łach | 27-12-2013 r.

Trudno pisać o muzyce, którą zna każdy szanujący się miłośnik gatunku. Żeby nie popadać w nadmierną odtwórczość, nie będę omawiał rzeczy najbardziej oczywistych, jak choćby uroda tematu przewodniego. Kto poświęcił nieco uwagi twórczości Donaggio, doskonale wie czego się spodziewać – Carrie towarzyszą te same spięcia estetyczne na linii liryka-horror, którymi włoski kompozytor zadziwił świat w swoim debiutanckim Don’t Look Now z 1973 roku.

Ścieżka do filmu De Palmy nie ma specjalnie wyrafinowanej struktury – zasadniczy przebieg narracji koncentruje się na kilku sztandardowych rozwiązaniach ilustracyjnych, podanych z charakterystyczną dla Włocha klarownością. Tematy są jednorodne funkcjonalnie, ściśle przypisane jakiejś postaci lub idei, a przez to zwięzłe i bezpośrednie pod względem semantycznym. Żeby jednak być ścisłym – tak jest co do zasady. A Brian De Palma, postmodernista lubujący się w niespodziankach, zasady zwykle nagina. Tego rodzaju zmyłką jest temat Carrie, co potwierdza już pierwszy utwór na płycie.

Film De Palmy otwiera niewinnie kiczowata fantazja softcore, w miarę jak obiektyw kamery lustruje ciała licealistek w damskiej szatni – muzycznie sekwencji tej nadano wdzięczną, czułostkową, marzycielską aurę poprzez snujący się leniwie dialog fortepianu i sekcji smyczkowej. Następującym po chwili oględzinom nagiej Carrie towarzyszy cukierkowy temat przewodni, skądinąd bliski formule popowej balladki (do której brakuje mu modnego beatu i sentymentalnego akompaniamentu gitarowego), co przypominać może podkład do europejskich erotyków tamtej epoki z ich tkliwą, przesłodzoną atmosferą. Kilka lat później De Palma i Donaggio spotęgują jeszcze powyższy chwyt w Dressed to Kill. Ta nieco przewrotna rola, jaką w pierwszej scenie filmu odgrywa temat Donaggio, szybko ulega radykalnej zmianie: w dalszej kolejności temat przewodni – już bez seksualnych konotacji – będzie przecież towarzyszyć delikatnej, kruchej i wątłej Carrie, akcentując łagodne cechy jej osobowości, podkreślając zderzenie jej życia uczuciowego z nieprzyjaznym otoczeniem. W efekcie prościutka w założeniu melodia okazuje się być bardziej złożonym chwytem, który świetnie wpasowuje się w zwodniczą estetykę De Palmy.

Postmodernistyczna konwencja filmu wyczuwalna jest również w przypadku „tematu religijnego”, subtelnie kreującego nastrój pokuty i męczeństwa za wiarę. Wprowadzony na wczesnym etapie filmu, temat ten efektownie rozbłyska w finale jako podkład do iście malarskiego kadru ukrzyżowania, konfrontującego chrześcijańską dewocję matki Carrie z legendą św. Sebastiana (The Crucifixion).

Prawdziwym majstersztykiem, który wydźwiga Carrie do grona najlepszych kompozycji w filmografii De Palmy (w ocenie niżej podpisanego najlepszej spośród podpisanych nazwiskiem Donaggio) jest oczywiście scena balu maturalnego i krwawej zemsty głównej bohaterki. Równolegly montaż koronacji na królową balu oraz stopniowej dekonspiracji spisku, przedstawiony w technice slow-motion i przy wtórze muzyki Donaggio (The Coronation / The Blood) to czysty audiowizualny geniusz, najprawdziwszy dowód potęgi muzyki filmowej. Włoski kompozytor z niebywałą precyzją balansuje na granicy parodii i grozy – przypomina to poetykę Bernarda Herrmanna bardziej niż jakiekolwiek stylizacje brzmieniowe, przywodząc na myśl pastiszową konwencję North by Northwest, w którym również trudno było jednoznacznie stwierdzić, gdzie kończy się powaga, a zaczyna gatunkowa zgrywa. The Blood to poza tym arcyciekawa polemika z estetyką Herrmanna, spychająca jego rozwiązania stylistyczne w kierunku czegoś, co można by nazwać „horrorowym mickey-mousingiem”. Zwolnione, nadekspresyjne ruchy aktorów wyglądają niczym teatr marionetek, poruszających się pod dyktando rytmu narzuconego przez włoskiego kompozytora, w miarę jak jego frenetyczne frazy smyczkowe chirurgicznie odmierzają sekundy do nieuniknionej katastrofy. De Palma i Donaggio – wytrawni styliści – są absolutnymi panami sytuacji.

Pisząc ten tekst po premierze remake’u z 2013 roku, nie sposób nie pokusić się o porównanie dwóch ilustracji szkolnej masakry. U autora wersji uwspółcześnionej, Marco Beltramiego, scena ta jest de facto sekwencją akcji, w konsekwencji czego wykreowana zostaje fikcja walki o przetrwanie – za sprawą podkręconej dramaturgii i desperackiego tempa muzyki widz może oczekiwać, że być może ktoś zdoła ocaleć: znaleźć schronienie, wyskoczyć przez okno, czy otworzyć zabarykadowane drzwi. Nikomu natomiast tego rodzaju myśl nie przyszłaby do głowy w konfrontacji z ilustracją Donaggio. Utwór The Retribution, z niezapomnianą, „drapiącą” elektroniką, jest zupełnym przeciwieństwem propozycji Beltramiego. Od pierwszych taktów słychać bowiem, że wszelki opór jest daremny; przyszedł czas zapłaty, uczestników balu dopadło nieuchronne przeznaczenie, dopełnia się ich krwawy los. Nie ma w muzyce Donaggio miejsca na skoki emocji – wszystko rozgrywa się niejako „na jednej nucie”, niepokojąco zaburzonej, chłodnej, odhumanizowanej, bezlitosnej. Milcząca hekatomba. Mane, tekel, fares.

Carrie jest też dzieckiem swoich czasów, więc nie brak na płycie akcentów muzyki rozrywkowej lat 70-tych (funkowe Calisthenics i The Tuxedo Shop, dwie balladki w wykonaniu Katie Irving), dopełniających całokształt stylizacji. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na jeszcze jedną sekwencję, która w moim przekonaniu jest kwintesencją piękna kompozycji Donaggio i filmu De Palmy: Carrie Returns Home. Powrót głównej bohaterki do domu to cudowny postmodernistyczny wariant kina niemego, w którym ekspresja Sissy Spacek, wspaniałe kadrowanie, no i przede wszystkim muzyka włoskiego kompozytora (kontrabasy pogłębiające grę cieni, bolesny lament skrzypiec rysujący kontury zakrwawionej sylwetki) tworzą wzruszający spektakl intymności i opuszczenia.

Ścieżka Donaggio miała dość bujną karierę płytową od czasu swojej premiery. Przez długie lata dostępne było w różnych edycjach tylko niecałe 40 minut kompozycji, koncentrujące się głównie na muzyce z drugiej połowy filmu. Kompletny score ukazał się dopiero w 2010 roku nakładem wydawnictwa Kritzerland w formie dwupłytowego albumu, zawierającego całą muzykę z filmu oraz oryginalny program z edycji winylowej. Jako że album ten rozszedł się błyskawicznie, w 2013 roku Kritzerland pokusił się o jego wznowienie, tym razem już bez drugiej, dodatkowej płytki – ta też wersja jest przedmiotem niniejszej recenzji. Wbrew jednak temu, co twierdzić mogą niektórzy wyznawcy De Palmy i Donaggio, kompletna prezentacja Carrie nie jest czymś do szczęścia niezbędnym. Spora część niewydanej wcześniej muzyki ma bowiem charakter mocno drugoplanowy – włoski kompozytor w 1976 roku opublikował wszystko to, co stanowiło kwintesencję jego ścieżki.

Trzeba też uczciwie powiedzieć, że kompozycja Donaggio traci trochę swojej mocy w oderwaniu od obrazu. Taka już cena estetyki kina De Palmy – efektowne, ostentacyjne eksperymenty z montażem i kadrowaniem są bardzo silnie sprzężone z podkładem muzycznym. Płytowa Carrie pozostaje bardzo dobrą muzyką, ale bez wsparcia obrazu niezdolną odtworzyć audiowizualny geniusz filmu. Kompletna edycja obnaża również słaby punkt ścieżki – herrmannowski cytat z Psychozy, będący czymś w rodzaju telekinetycznego sygnału. W tym jednym miejscu objawia się intertekstualna przesada De Palmy, który do spółki ze swoim kompozytorem zmarnował szansę na stworzenie rzeczywiście unikalnej sygnatury dla nadprzyrodzonych zdolności głównej bohaterki.

Mimo to jednak, komponując Carrie, Donaggio upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu. Z jednej strony bowiem ścieżka dźwiękowa w postmodernistyczny sposób mruga do widza i teatralizuje ekranowe wydarzenia, z drugiej zaś zachowuje sporą dozę empatii dla bohaterów, dzięki czemu film De Palmy ogląda się z emocjonalnym zaangażowaniem. W kolejnych projektach obu panów powyższy dualizm zacznie się zacierać, ustępując miejsca pastiszowemu przestylizowaniu. Mimo upływu lat Carrie natomiast pozostaje autentyczna, zaś jej emocje – aktualne.

Najnowsze recenzje

Komentarze