Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Henry Jackman

Captain Phillips (Kapitan Phillips)

(2013)
-,-
Oceń tytuł:
Paweł Stroiński | 28-10-2013 r.

Kapitan Richard Phillips dowodził frachtowcem Maersk Alabama, kiedy na jego statek napadli piraci. Podczas próby wymiany jego na dowódcę grupy, Phillips został wrzucony do łodzi ratunkowej… Tę autentyczną historię, którą sam bohater opisał w książce, Hollywood postanowiło zrealizować już zaraz po jej publikacji. Główną rolą od razu zainteresował się Tom Hanks, po czym ogłoszono, że reżyserem zostanie znany z Lotu 93 i dwóch ostatnich części trylogii Bourne’a (Dziedzictwa nie liczę, bo nie ma tam samego Jasona) Paul Greengrass. Do ról piratów zaangażowano prawdziwych Somalijczyków, którzy w filmie wystąpili po raz pierwszy, a grający ich przywódcę Musego Barkhad Abdi był wręcz rewelacją i wielkim odkryciem. Kapitan Phillips to Greengrass w dobrej formie i w swoim stylu znakomicie posługujący się kamerą z ręki dla zwiększenia realizmu scen. Fakt, że film został wydany jako PG-13 nie powinien odstraszać, ponieważ być może dzięki temu (wbrew pozorom!) tak dobrze działa.

Od Krucjaty Bourne’a muzykę do wszystkich filmów reżysera pisał John Powell. Tym razem jednak, być może z powodu urlopu Anglika, zastąpił go pochodzący z Remote Control Henry Jackman, który robi coraz większą karierę w hollywoodzkim świecie. Dlaczego wybór padł na niego – to może być wyłącznie przedmiotem spekulacji, ale, być może, polecił go sam Powell, który z młodym jeszcze kompozytorem współpracował już od pierwszej Kung Fu Pandy i zaangażował go jako pomocnika przy takich ścieżkach jak Jak wytresować smoka. Płynące z wnętrza studia informacje wskazują na bardzo trudną pracę z Greengrassem, reżyserem wyjątkowo niekomunikatywnym i to, ponoć, od czasu Ultimatum Bourne’a. Wszelkie potwierdzone i niepotwierdzone plotki zostawmy jednak za sobą i przejdźmy do samej ścieżki, którą wydało Varese Sarabande.

W świat kina Greengrassa wprowadza już rozpoczynające Choose Your Crew, choć głównie dlatego, że Jackman wprost cytuje jeden z tematów z Ultimatum Bourne’a (zob. chociażby Assets and Targets), rozwijając go jednak w sposób bliższy raczej Helikopterowi w ogniu niż pracy Powella, który stworzył takie specyficzne brzmienie. Nawiązań do Anglika jest więcej. Przeciągłe dęte blaszane w Maersk Alabama na przykład bliższe są Lotowi 93 niż dominujących w dzisiejszym mainstreamie nawiązań do Incepcji, choć i te są obecne w ostinatach, na których ten utwór jest oparty (tu należy odesłać do niekórych fraz z One Simple Idea, które dzięki czujnej uwadze kolegi Wawrzyńca dało się wychwycić). Tak samo prosty fortepianowy, choć raczej elektroniczny, motyw, przypomina trochę tematyczną podstawę ścieżki Hansa Zimmera.

Muzyka Jackmana jest bardzo rytmiczna i to właśnie na rytmie jest ona budowana. Znawców kina Paula Greengrassa nie powinno to dziwić. Ma ono bowiem dość specyficzny puls ze względu na tak ważną w jego dziełach kamerę z ręki (jak sam reżyser mówi, zaczął jej używać, bo… nie było go stać na statywy). Podstawy takiej stylistyki, mocno opartej na perkusji (którą u Jackmana wyraźnie słychać) i ostinatach (tu jednak mają one charakter raczej etniczny, powiązany z somalijskim pochodzeniem terrorystów), stworzył oczywiście John Powell, choć początkowo była ona raczej przedłużeniem tego, co napisał do pierwszej części trylogii przygód cierpiącego na amnezję zabójcy CIA. Z wyjątkiem Lotu 93, który, z szacunku dla dokumentalnej konwencji filmu i wydarzeń, które przedstawiono na ekranie, dostał ścieżkę zrytmizowaną, ale jednak niewybijającą się i statyczną, ostinata i rytm stanowiły puls całej historii. Zwłaszcza Ultimatum Bourne’a, które jak Marek Łach postrzegam za najbardziej inteligentną modernistyczną ścieżkę do nowoczesnego kina akcji. Przy całym szacunku dla popularniejszej wśród słuchaczy Krucjaty, która jest bardziej przebojowa, Ultimatum jest pisane wprost „z ręki”, z rzadko dziś słyszaną wściekłością wykonania, przypominającą pod tym względem najlepsze dokonania Jerry’ego Goldsmitha. To pulsowanie u Jackmana najlepiej słychać w ilustracji prób ataku Somalijczyków na statek Phillipsa. Opiera się ono jednak nie na ostinatach, ale na nerwowych powtórzeniach dźwięku. W filmie wypada to efektywnie i pomaga budować napięcie. O ile kontrast między przeciągłą blachą a zrytmizowanymi smyczkami nie jest w muzyce niczym nowym, to, podobnie jak w Green Zone i Ultimatum, działa to bardzo porządnie i przyczepić się tego nie można.

Z jednej strony szkoda, a z drugiej da się zrozumieć, że kompozytor nie zdecydował się na oddanie niejednoznaczności postaci Somalijczyków. Tutaj gra aktorów, zwłaszcza Bakhara Abdiego, jest tak dobra, że dołożenie jeszcze jednej warstwy interpretacyjnej do i tak mocnych scen stanowiłoby, jeśli mogę zacytować klasyka, „oczywistą oczywistość”. Zadaniem Henry’ego Jackmana i jego współpracowników było przede wszystkim budowa napięcia i współtworzenie wraz z pracą kamery poczucia strachu. Warto tu zwrócić uwagę na utwory nie powiązane ze scenami akcji – I’m the Captain Now i Do We Have a Deal. Jak na standardy tej ścieżki jest to muzyka statyczna, jednak wciąż nie pozbawiona charakterystycznego rytmu, który wspomaga dokumentalny styl Greengrassa. Zwróćmy także uwagę na dobry spotting, o którym jeszcze nie mówiłem. Około pierwszych dziesięciu minut filmu jest w ogóle muzyki pozbawionych, a pełna napięcia scena, w której Muse przeszukuje maszynownię frachtowca, jest także zupełnie jej pozbawiona, dzięki czemu razem z bohaterami wsłuchujemy się w rozchodzące się dźwięki, siedząc na skraju kinowego fotelu. Świetny ruch Greengrassa, który pomaga także odpowiednio zwiększyć rolę muzyki w tych scenach, w których się znajduje.

Kolejną stałą częścią brzmienia Greengrassa jest nowoczesna elektronika, która, oczywiście, jest charakterystyczna dla współczesnego kina akcji. Korzystają z niej świetnie zarówno byli (Powell) jak i aktualni (Jackman) kompozytorzy studia MV/RCP, więc i tym razem możemy na nią liczyć w dość dobrym wydaniu. W pełni współczesnego, technologicznego brzmienia po raz pierwszy doświadczymy w USS Bainbridge i od momentu, kiedy okręt ten pojawia się w filmie, w zasadzie pozostaje ona do końca. Wspomaga ona pulsujące smyczki w takich utworach jak Two in the Water (warto także zwrócić na desperacką wręcz perkusję). Seals Inbound natomiast zapowiada powiązania tej ścieżki z Batmanami Hansa Zimmera, które w najmocniejszej wersji pojawią się w ekscytującym High-Speed Maneuvers. Jest to wręcz kopia Imagine the Fire połączona z pewnymi elementami twórczości… Briana Tylera.

Oprócz muzyki Henry’ego Jackmana w filmie jako score pojawia się także ilustrujące pełne napięcia ostatnie sceny filmu The End z Lotu 93 Johna Powella i trzeba szczerze powiedzieć, że wypada lepiej niż większość ścieżki skomponowanej przez młodego twórcę. Trzeba jednak powiedzieć jasno – Kapitan Phillips dostał muzykę efektowną, nawet jeśli nieoryginalną, zwłaszcza, że kończący album (i sam film) Safe Now jest niewiele przerobionym Time z Incepcji, które wypada jednak bardzo dobrze i zupełnie nie najgorzej wspomaga chyba jedną z najlepszych scen Toma Hanksa w ostatnich latach, jeśli nie karierze. Z Greengrassem pracowało się ponoć bardzo ciężko i być może to wpłynęło na niską oryginalność, co nie może jednak wpłynąć na ocenę całej ścieżki. Muzyka w filmie działa dobrze i wspomaga budowanie napięcia, a i na albumie jest lepiej niż po dotychczasowych ścieżkach akcji Jackmana można było się spodziewać. Na geniusz jednak nie ma co liczyć.

Najnowsze recenzje

Komentarze