Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Howard Shore

Videodrome

(1998)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

David Cronenberg jest jednym z najkontrowersyjniejszych reżyserów współczesnego kina klasy B. Jego filmy są mroczne i bardzo “osobliwe”. Videodrome, bo o nim mowa w mojej recenzji, to dobitny przykład nietuzinkowości tegoż artysty. Cronenberg zdaje się bawić widzem wystawiając jego poczucie moralności na próbę, serwując mu liczne sado-masochistyczne sceny, przyprawiając je niczym nie skrępowanym erotyzmem i zamykając to wszystko klamrami niewybrednej, zdumiewającej swoją śmiałością fabuły. Obraz ten jednakże ma na celu nie tyle szokować widza, ale przede wszystkim zmusić go do refleksji .

Videodrome to trzeci z kolei film Cronenberga, do którego muzykę pisał Howard Shore. Po Rabid i Scanners muzyk trafił na stałe do ekipy realizatorskiej reżysera. Przez ponad 20 lat współpracy stworzyli masę projektów, które charakteryzowało jedno: późniejsze zdziwienie na twarzy odbiorców. Mając za sobą przesłuchaną niejedną kompozycję Howarda byłem pewien że już niczym większym nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Jakże wielce się wtedy myliłem. Przez kilka ostatnich lat, w czasie których stopniowo poznawałem Shore’a, Videodrome, a także parę innych jego prac pozostawało dla mnie gdzieś na uboczu. Jakiś czas temu zetknąłem się z samym filmem, który szybko przerwał dni mojej błogiej nieświadomości. Zachęcony ciekawie prezentującym się materiałem muzycznym w filmie, postanowiłem sięgnąć po album. Przyznam szczerze, że gdy po raz pierwszy zabrzmiały na moim odtwarzaczu oderwane od obrazu filmowego dźwięki Videodrome czułem się jakby ktoś w jednej chwili wylał mi na głowę kubeł z zimną wodą. Jak się potem okazało, po drobnym “researchingu” niemniej oryginalny jest również wspomniany wyżej Scanners. Fakt faktem, przeciętny słuchacz, znający Shore’a jedynie z Władcy Pierścieni miałby poważny problem z uwierzeniem, że autorem tych dwóch ewenementów jest ten sam kompozytor, który w 2001 i 2003 roku trzymał w swoich rękach statuetkę Oscara. Różnica bije po uszach, a bije bardzo mocno!

Skąd właściwie pomysł na recenzję czegoś takiego? Sam nie wiem. Może dlatego, iż lubię zanurzać się w czymś nowym, nietypowym, czym z pewnością jest Videodrome. Pisząc ten tekst chciałbym zwrócić przede wszystkim uwagę na jedną rzecz charakteryzującą Howarda Shore’a od początków jego kariery – liczne eksperymenty dźwiękowe wpływające na oryginalność jego prac. Niczym zawodowy chemik opracowuje w swoim laboratorium piorunującą miksturę dźwiękową rozlewając ją później na karty swoich partytur. Ta metafora pasuje jak ulał do Videodrome, który według mnie jest nad wyraz oryginalnym okazem w dorobku twórczym muzyka. Właśnie owa oryginalność i całkiem przystępnie prezentująca się muzyka w połączeniu z obrazem nie pozwalają mi wystawić tej kompozycji oceny najniższej, choć na zdrowy rozum powinienem to uczynić.

Hegemonię nad “partyturą” Shore’a roztacza elektronika. Wśród masy dźwięków na pierwsze miejsce wybijają się elektroniczne organy, budujące ponury, wręcz grobowy nastrój (801 A/B, TV Or Not TV). Organom tym towarzyszą przedziwne efekty dźwiękowe i zabiegi edytorskie. Podstawowym mankamentem tej gry jest kiepska słuchalność. Wśród melodii wypływających z syntezatorów panuje totalny chaos, jakby kompozytor improwizował. Ponadto natkniemy się również na smyczki i dęciaki dysonujące ze sobą w otoczeniu tandetnych sampli elektronicznych. Najosobliwiej prezentuje się jednak utwór Welcome To Videodrome. Zestawia on ze sobą w oryginalny sposób dziwne efekty elektroniczne, symulujące zakłócenia telewizyjne, z szeregiem przeedytowanych ludzkich głosów, krzyków i oddechów. Te ostatnie z kolei usłyszymy jeszcze w: A Slow Burn i TV Passions. Kompozytor zadziwia tu swoją wyobraźnią, jednakże to co tworzy nie nadaje się do słuchania na dłuższą metę.

Tematyka w przypadku Videodrome to drażliwa sprawa. Wśród 33 minut muzyki zawartej na płycie Varese zetkniemy się tylko z jednym jedynym tematem. Co ja mówię! Jest to czteronutowa przygrywka na elektroniczne organy z przeróżnymi efektami dźwiękowymi w tle. Praktycznie cała kompozycja jest jednym wielkim underscorem, więc o jakiejkolwiek melodyjności możemy zapomnieć. Przez te pół godziny atakowani jesteśmy serią zdezorganizowanych dźwięków, przez które jakże ciężko jest przebrnąć.

Do kogo kierowany jest więc Videodrome? Z pewnością nie do melomanów, ani fascynatów łatwo przyswajalnej muzyki filmowej. Nawet ci odporni na przeróżne “wymysły kompozytorskie” mogą się tu nieco pogubić. Z tak asłuchalnym materiałem dawno nie obcowałem. Ciężkostrawne – oto jakim mianem określiłbym płytę z muzyką do Videodrome. Po wielogodzinnych rozmyślaniach, kontemplacjach i innych zmagań umysłowych doszedłem do wniosku, że jedynych która ta pozycja by ucieszyła niezmiernie to naukowcy badający reakcje ludzkie na różnego rodzaju kombinacje dźwiękowe. Ze względnym entuzjazmem przyjęli by ją również masochiści i fanatyczni miłośnicy ciężkiego klimatu filmów Cronenberga…

Najnowsze recenzje

Komentarze