Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Trevor Morris

Tudors, the – Season 3 (Dynasta Tudorów: sezon trzeci)

(2009)
-,-
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 10-07-2013 r.

Dwa sezony, dwie żony i dwa soundtracki temu poznaliśmy Henryka VIII, młodego i ambitnego króla Anglii. Wtedy też poznaliśmy młodego i zdolnego kanadyjskiego kompozytora Trevora Morrisa i usłyszeliśmy jego muzykę. Teraz przyszła pora na kolejny okres z życia angielskiego monarchy. Zatem kolejna żona (żony), kolejne intrygi, spiski, kolejne egzekucje i kolejny soundtrack Trevora Morrisa. Trzecią odsłonę The Tudors (Dynastii Tudorów) czas zacząć!

Po ścięciu Anne Boleyn, Henryk VIII szybko znalazł sobie nową żonę – Jane Seymour. Twórcy serialu przedstawiają nową wybrankę króla, jako tę jedyną, prawdziwą miłość. Na ile w tym jest prawdy trudno powiedzieć. Faktem jest, że poczęła ona jakże przez Henryka wyczekiwanego syna (Edward). Ogólnie twórcy serwują mocno wyidealizowany obraz Jane Seymour jako nie tylko kochającej żony i królowej, ale także tej, która pomogła pogodzić Henryka VIII z jego odrzuconą córką Mary (przyszła Maria I Tudor). Czy tak rzeczywiście było? Tutaj historycy mają podzielone opinie, co nie zmienia faktu, że serialowa Jane Seymour jaki się nam jako postać pozytywna. Dlatego też Trevor Morris stworzył dla niej osobny i jakże ładny temat. W otwierającym album Jane Seymur’s Theme (Composer’s Sketch) jak sama nazwa wskazuje, otrzymujemy jego pierwszą, szkicową wersję, wykonywaną wyłącznie na pianinie. Mimo sporego minimalizmu, brzmi on naprawdę przyjemnie. Już przy recenzji do drugiego sezonu wspominałem, że liryka, ładne delikatne melodie, są mocną stroną Morrisa. Temat Jane Seymour jest tylko dobitnym potwierdzeniem tej tezy, tym bardziej, że otrzymujemy kilka naprawdę ładnych jego aranżacji, jak chociażby Henry Marries Jane Seymour czy Jane Washes Her Hair.

Na albumie i w serialu nie mogło oczywiście zabraknąć świetnego tematu przewodniego. Kanadyjski kompozytor podobnie jak przy poprzednim sezonie ładnie go akcentuje, zarówno w serialu jak i na płycie, umiejętnie go aranżując jak chociażby w Quails Eggs czy Henry In Solitude.

Ścieżka dźwiękowa do trzeciego sezonu zdaje się być bardziej zróżnicowana i przystępniejsza w odbiorze od swej poprzedniczki. Duża w tym zasługa wspomnianego nowego tematu Jane Seymour. Oczywiście niektórzy mogą narzekać, że za rzadko on się pojawia na płycie. Może coś w tym jest, tym bardziej jak przyjemna dla ucha jest to melodia. Tyle, że błędem ilustracyjnym byłoby sięganie po niego częściej, zważywszy że Jane Seymour umiera niedługo po narodzinach Księcia Edwarda. Nie, nie jest to żaden spoiler, tylko fakt historyczny. Zresztą same nazwy utworów i tak zdradzają już wystarczająco sporo fabuły. Pozostając przy śmierci królowej, warto wspomnieć o ilustrującym to tragiczne wydarzenie A Howling Wilderness / The Death of Jane Seymour. Trevor Morris umiejętnie łączy w tym utworze temat Jane Seymour z tematem przewodnim serii. Dodaje do tego jeszcze podniosły chór i tak otrzymujemy jeden z najlepszych utworów na płycie.

Trzeci sezon to jednak nie tylko historie i tragedie miłosne oraz dworskie intrygi. To także okres wielkich przemian w Anglii i rebelii wymierzonej przeciwko religijnemu terrorowi Henryka VIII. Do zilustrowania tych burzliwych, wojennych wydarzeń potrzeba było odpowiedniej muzyki. W tym akurat wypadku Morris nie wykazał się jakąś wielką pomysłowością. Słychać, że kilkukrotna współpraca z Hansem Zimmerem wywarła wpływ na jego styl, szczególnie jeżeli chodzi o muzykę akcji. Zresztą wystarczy posłuchać A Fight In Court aby przekonać się, że mamy do czynienia ze szkołą z Santa Monica. Osobiście mi to nie przeszkadza, tym bardziej, że w obrazie taki styl ilustracji się sprawdza, pomimo pewnej toporności. Chociaż oczywiście nie jest to wielce wyrafinowane i odkrywcze podejście. Kanadyjczykowi zdecydowanie lepiej wychodzi tworzenie przyjemnych dla ucha delikatnych melodii i subtelne budowanie napięcie, niż agresywny action score.

Podobnie jak przy poprzednich odsłonach i tym razem muzyka bezbłędnie spisuje się w serialu. Można wręcz rzec, że Trevor Morris na dobre zadomowił się na dworze Henryka VIII. Trudno mówić, że mamy do czynienia z prostą i bezmyślną serialową tapetą, która po prostu ma tam sobie w tle grać. Tym bardziej, że są momenty, gdzie muzyka naprawdę ładnie wybija się w obrazie, jak chociażby wspomniana śmierć Jane Seymour, czy też pojawienie się na dworze młodziutkiej Lady Elisabeth (przyszłej Elżbiety I). I tak też w Elisabeth Arrives At Court Morris korzysta z delikatnego dźwięku fletu do ilustracji tej sceny i oddaniu pewnej dziecięcej niewinności. Podobny zabieg stosuje przy bracie Lady Elisabeth, czyli w utworze Meet Prince Edward.

Niezwykła symbioza serialu z muzyką została więc zachowana. Jak zaś prezentuje się wydanie płytowe? Wszyscy dobrze pamiętamy ogromny soundtrack do drugiego sezonu, którego pewnie wielu dalej nie zdążyło do końca przesłuchać. Tym razem mamy pewną poprawę, album został skrócony, ale dalej do krótkich zaliczyć go nie można. Niby z jednej strony można zrozumieć, że zważywszy na ilość skomponowanej muzyki, żal nie umieścić jej na płycie. Niestety z drugiej strony nadmiar muzycznego materiały, nawet dobrego, może z czasem zmęczyć. Od poprzedniego soundtracku, ten do trzeciego sezonu, jest bez wątpienia różnorodniejszy, ale nie aż do tego stopnia, aby móc na placach obu rąk wyliczać jego największy highlighty. Tym bardziej, że serial, którego akcja w większości ma miejsce w dworskich dekoracjach, nie może sobie pozwolić na nadto przebojową i różnorodną oprawę dźwiękową.

Muzyka do trzeciego sezonu Dynastii Tudorów może nie jest jakoś wielce porywająca i pewnie najbardziej docenią ją miłośnicy serialu. Mimo wszystko należy pochwalić Trevora Morrisa za pracę jaką włożył w zilustrowanie trzeciej odsłony serii. Teoretycznie mógł on obrać łatwiejszą drogę i po prostu użyć już gotowego materiału z poprzednich sezonów. I po drobnych zmianach aranżacyjnych pewnie by to się w serialu sprawdziło. Na szczęście dla samego serialu i nas, słuchaczy, Kanadyjczyk nie poprzestał na przepisywaniu starych nut. Jednocześnie też nie odbiegł za bardzo od obranego już wcześniej stylu. Tym samym otrzymaliśmy wierną serii oprawę muzyczną, której nie można jednak zarzucić wtórności.



Inne recenzje z serii:

  • Sezon pierwszy
  • Sezon drugi
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze