Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Pino Donaggio

Passion

(2013)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 06-07-2013 r.

Wydawać by się mogło, że pomysły zrobienia remaku zaraz po premierze nieagnlojęzycznego filmu zarezerwowane są dla nastawionych wyłącznie na szybki zysk holywoodzkich producentów. Tymczasem Brian de Palma w 2012 roku zrealizował Passion, które oparte jest na scenariuszu francuskiego obrazu Crime d’amour, mającego swą premierę raptem 2 lata wcześniej. Co jak co, ale tego reżysera akurat trudno oskarżać o to, że postanowił w prosty sposób zarobić kręcąc jeszcze raz to samo, tylko po angielsku. Wersja de Palmy cieszy się niewiele większą popularnością od oryginału i bycie kasowym hitem jej nie grozi. Najwyraźniej jednak coś amerykańskiego reżysera zainteresowało w Crime d’amour i to na tyle, że postanowił opowiedzieć tę historię raz jeszcze, tyle że po swojemu, czyli elegancko nakręconą, z pełnym pakietem kapitalnych, typowo depalmowskich zabiegów i trików (podwójna ogniskowa, podzielony ekran, charakterystyczne najazdy kamery). Co najważniejsze dla nas, po 20 latach de Palma wrócił do współpracy z włoskim kompozytorem Pino Donaggio.

Współpraca Donaggio i de Palmy zawsze przynosiła niezłe efekty, czasem wręcz pod względem działania muzyki w obrazie znakomite (Carrie; Dressed to Kill). I choć włoski reżyser może pochwalić się kolaboracją z wieloma wspaniałymi twórcami muzyki filmowej (Herrmann, Williams, Morricone!), to wydaje mi się, że to właśnie Donaggio najlepiej odnajdywał się w tych produkcjach de Palmy, w których najbardziej uwidaczniały się postmodernistyczne zapędy reżysera, zabawy konwencją, balansowanie na granicy kiczu, eksponowanie formy ponad treścią, sztuczki formalne, odwołania do Hitchcocka z jednej strony i zbliżanie się do standardów włoskiego giallo z drugiej. Budżetowo skromne Passion, mimo iż jest remakem kameralnego thrillera psychologicznego, to jak najbardziej zawiera wszystkie wymienione w poprzednim zdaniu elementy. Można było zatem oczekiwać, że Donaggio znów pokaże się z dobrej strony, choć w ostatnich latach poza przyzwoitym Oorlogswinter żadnymi interesującymi projektami pochwalić się nie mógł.

Soundtrack dotarł do nas zdecydowanie wcześniej niż film i potwierdził, że współpraca z de Palmą dobrze służy włoskiemu kompozytorowi. Wprawdzie Passion nie została okrzyknięta soundtrackowym objawieniem roku, bo i nie miała ku temu zbyt wielu argumentów, niemniej wszyscy, którzy cenili wcześniejsze prace Donaggio pisane do filmów de Palmy, przyjęli ją ciepło i obyło się bez rozczarowań. Włoch w swym najnowszym dziele nie zaskoczył prezentując klasyczne, eleganckie thrillerowo-dramatyczne granie, bazujące na niezłych tematach, acz może nieszczególnie wyróżniających się na tle wielu podobnych. Można w Passion dosłuchać się echa jego wcześniejszych prac (choćby znamienitego Dressed to Kill ale też Body Double czy Carrie) czy, nie po raz pierwszy, inspiracji Herrmannem (analogicznie do hitchcockowskich inspiracji de Palmy, zatem pewnie oczekiwanych przez reżysera) a także innymi kompozytorami (Know That Know niskimi dźwiękami wyznaczającymi rytm może przywodzić na myśl morricone’owskie The Thing). I choć to muzyka z thrillera, przedstawia niezłe walory słuchowe, a baza tematyczna jest, jak na ten gatunek i dość przecież skromną produkcję, całkiem bogata. Pięknie brzmią fortepian i smyczki w spokojnym The Breakdown, zaś elegijne adagio w Passion Theme niesie mocny i wyrazisty ładunek emocjonalny. Lecz to wszystko pozwoliłoby jedynie zaliczyć soundtrack do szerokiej grupy albumów solidnych, które posłuchać warto, ale też do których jakoś szczególnie się nie wraca, bo i nie ma w nich nic takiego, czego nie można by znaleźć w innych pracach. Całe szczęście, Passion ma coś jeszcze, swój mały hit, ten jeden utwór, który nie raz na pewno skusi mnie do włożenia płyty do odtwarzacza.

Highlightem najnowszego soundtracku Donaggio okazuje się utwór, który, podobnie jak dwa inne napisane wspólnie ze współpracującym z nim od dawna Paolo Steffanem, stylistycznie wyróżnia się na tle reszty. Perversions and Diversions (ach, nawet tytuł już przyciąga uwagę) mimo pozornej prostoty, potrafi zahipnotyzować. Donagio i Steffan łączą tu jazzowo-orkiestrowe instrumentarium (saksofon, trąbka, smyczki) z popową melodią i harmonią. Owa część jazzowa przynosi skojarzenia z klasyką thrillera, kina noir, gdzie zbrodnia łączy się z miłością i namiętnością, zaś elementy popowe przenoszą tę tematykę na grunt współczesnego kina, czy też wręcz wprost do postmodernistycznych zabaw kiczem w wykonaniu de Palmy. Owo pozornie banalne, melodyjne a zarazem klimatyczne, delikatnie nasączone erotyzmem, nie do końca poważne Perversions and Diversions jawi mi się jako idealne podsumowanie artystycznego stylu i dorobku Briana de Palmy, które Pino Donaggio razem ze swym asystentem mógł dla reżysera napisać w ciemno i podarować jako stworzony swą ręką jego muzyczny portret.

Kto wie czy tak właściwie nie było, gdyż po seansie stwierdzam, że filmowy kontekst nic właściwie dla Perversions and Diversions nie znaczy. Utwór wprawdzie rozbrzmiewa w filmie całkiem nieźle, ale generalnie sekwencja nie wydaje się być dla niego optymalna i przyznam, że liczyłem na jakąś ciekawszą scenę, w której go usłyszę (zwłaszcza pierwsze słowo tytułu wiele obiecywało). Innym problemem jeśli chodzi o oddziaływanie w obrazie, nie tylko tego fragmentu, ale i większości pozostałych jest nieco nazbyt cichy miks muzyki, oraz dość spora, jak na de Palmę, ilość scen dialogowych. Tak po prawdzie, to po pierwszej połowie filmu byłem przekonany, że Donaggio niestety skończy z mało chwalebnymi trzema gwiazdkami za rolę swego dzieła w obrazie, ale później sytuacja się poprawia, a w finale wszystko działa już jak trzeba i sekwencja z Journey Though a Nightmare to nie tylko muzycznie, ale i wizualnie prawdziwa uczta, i 100% de Palmy w de Palmie.

Czterech gwiazdek i tak by jednak nie było, gdyby nie Claude Debussy, który na 10 minut kradnie Donaggio show, a może i robi znacznie więcej. Jeśli ktoś myśli, że znakomite Popołudnie fauna francuskiego kompozytora znalazło się na soundtracku ot tak, bo gdzieś tam w obrazie zaznacza swoją obecność, to jest w dużym błędzie. Sekwencja, w której na podzielonym ekranie oglądamy z jednej strony balet, a z drugiej morderstwo, zaś reżyser każe nam zastanawiać się, w którym tak naprawdę ze zdarzeń uczestniczy bohaterka, to nie tylko popis reżyserskiej kreatywności de Palmy. Debussy napisał swoje Preludium zainspirowany poematem Stéphane’a Mallarmégo. W utworze poety świat rzeczywisty i wyobraźnia mieszają się ze sobą nie do odróżnienia a sam faun zastanawia się, czy nimfy, które gonił nie są tylko wytworem jego fantazji. Claude Debussy przełożył na język muzyki nie tylko atmosferę gorącego popołudnia, podczas którego odpoczywa faun, ale i mechanizm owych sennych rojeń i pragnień. W kontekście fabuły filmu de Palmy, a przede wszystkim kilkukrotnego wodzenia widza na zasadzie: czy to jawa, czy sen, jak i niejednoznacznego zakończenia, Prélude à L’après-midi d’un faune jest więc dobrane nieprzypadkowo i w pewnym sensie przynosi interpretacyjny klucz do całego filmu.

W tym momencie wypadałoby w kilku zdaniach podsumować dotychczasowe rozważania i polecić, bądź nie, soundtrack z Passion. Trudno tu jednak o jednoznaczne stwierdzenia. W filmie muzyka działa w znaczącej części raczej średnio, ale ma i znakomite wręcz momenty, co podnosi ocenę. Dorzucenie kompozycji Debussy’ego znacząco nie wpływa na wartość albumu (bo jest to jedno z bardziej popularnych dzieł Francuza, dostępne na setkach, jak nie tysiącach innych wydań), ale jest przecież kluczowe w filmie. Same utwory Donaggio (i Steffana) choć dobre, to niby nic nowego, aczkolwiek swój przyciągający highlight, przynajmniej jeden, posiadają. Zatem finalnie: trochę kliszowe, całkiem stylowe, choć momentami jakby kiczowate, bardzo fachowo przyrządzone, z przynajmniej kilkoma minutami, o których pamięta się dłużej. Zupełnie jak kino de Palmy.

Najnowsze recenzje

Komentarze