Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Fernando Velázquez

Imposible, Lo (Niemożliwe)

(2012)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 15-04-2013 r.

Kino katastroficzne można nakręcić na różne sposoby. Jako porywające, spektakularne widowisko (Titanic), albo jako idiotyczna wymiocina efektów specjalnych (2012). Można też ubrać je w szaty melodramatu rodzinnego, próbując jego warstwy technicznej nie sprowadzać li tylko do zabawy grafików komputerowych, ale nadać mu poprzez realistyczny rys charakter niemal dokumentalny. Tą drogą poszli hiszpańscy realizatorzy Niemożliwego, fabularyzowanej wersji przeżyć (w filmie brytyjskiej) rodziny postawionej w samym oku cyklonu, którym było przejście tsunami na Oceanie Indyjskim w 2004 roku. Obraz odniósł spory sukces frekwencyjny i został dobrze odebrany przez krytykę (bardzo dobre kreacje Naomi Watts i Ewana McGregora a także młodego Toma Hollanda). Jednym z jego najczęściej chwalonych elementów była również ścieżka dźwiękowa autorstwa bardzo utalentowanego, hiszpańskiego kompozytora Fernando Velazqueza, który międzynarodowe uznanie zdobył przede wszystkim udaną ilustracją do Sierocińca, poprzedniego filmu reżysera Juana Antonio Bayony. I trudno się tym pochwałom nie dziwić, jako, że muzyka w Niemożliwym pełni bardzo ważną, kluczową wręcz rolę.

Lo imposible (lub po międzynarodowemu The Impossible) jest przede wszystkim ścieżką znakomitego tematu głównego. Wykorzystywany solennie, tak w filmie jak i na płytowym soundtracku, można podczepić pod temat ‘rodziny’ lub odnajdywania (czy też poszukiwań) poszczególnych jej członków. Jest emocjonalny, mocno sentymentalny, ale jak trzeba również ekspresyjny w wymowie i przypadnie szczególnie do gustu miłośnikom twórczości Ennio Morricone. Chociaż, równie dobrze wpisuje się w wyrazistą melo-dramatykę współczesnej hiszpańskiej muzyki filmowej. W znacznej mierze wpływa również na emocjonalny odbiór filmu, z tej prostej przyczyny, iż na ekranie dominuje (czasami dość łzawy…) melodramat. Można powiedzieć, że idzie pod prąd współczesnych trendów filmówki i jest bezwstydnie emocjonalny. Ale czy to źle? Tęskno dziś trochę do tak prostych emocji w muzyce filmowej, jednocześnie muzyka powoduje, że w końcu – przewidując jak wszystko się skończy – kibicujemy bohaterom w zmaganiach z losem i wielką naturalną katastrofą, która nawiedziła Indonezję. Można filmy ilustrować tak jak w naszym kraju – brakiem muzyki, siląc się na pseudo-głębię, można tak jak w Niemożliwe – muzyką, która staje się pełnoprawnym bohaterem filmu. Temat główny, co należy również podkreślić, to nie jakaś prosta 4- czy 5-nutowa przygrywka, a rozbudowana kompozycja, składająca się z dwóch części: sentymentalnej i inspirującej. I to na nich w znacznej mierze oparta jest reszta utworów. Velazquez nie stroni też od solówek – na wiolonczelę, skrzypce czy w formie powolnych fortepianowych akordów.

Reszta soundtracka stoi nadal na dość niezłym poziomie, choć jest to niewątpliwie score, jak powyżej wspomniałem, jednego tematu. Ciekawy jest motyw ‘akcji’ oparty na nawzajem przenikających się instrumentach smyczkowych. Należący również do bardziej dynamicznych ilustracji jest natomiast quasi-motyw (Go and Help People), oparty na części tematu głównego, asystujący próbom pomocy ofiarom żywiołu w szpitalu przez najstarszego syna rodziny. Sam underscore jest mało zajmujący, choć nie można odmówić mu znamion klasy, najbliżej będąc mu choćby do dokonań Dario Marianelliego. Jest kilka niezłych, dramatycznych sekwencji, ze szczególnym uwzględnieniem Let’s Go, No Need to Wait ze smyczkowymi rajdami i budującym napięcie underscorem. Ciekawym zabiegiem jest króciutki Is It Over?, który śmiało mógłby być wykorzystany w horrorze. Dysonujące smyczki muzycznie ukazują skalę katastrofy. Śladowo wykorzystany jest też chór.

Niemożliwe to bez wątpienia bardzo dobra muzyka filmowa w sferze melodramatu, choć nie pozbawiona kilku wad. Pierwszą jest zbytnia dominacja głównego tematu, przy którym reszta zaprezentowanej muzyki, mimo iż zajmująca (gdy dokładniej się weń wsłuchać), oraz ukazująca porządny warsztat kompozytora, krótko mówiąc blednie. Zdecydowanie wyróżniają się otwierające i kończące płytę intonacje tematu głównego, szczególnie jego finałowa, 8-minutowa wersja spinająca w formie suity najważniejsze fragmenty ścieżki. I to raczej wystarczy większości słuchaczy. Co ciekawe, muzyka pod napisy początkowe nie została użyta w filmie. Być może reżyser uznał, że taka dawka emocji na początek to lekkie nadużycie? Drugą mała różnorodność, co pewnie spowoduje u mniej cierpliwych słuchaczy przysłowiowe ‘zlanie się w jedno’, jako, że reszta kompozycji to w sumie wariacja na temat tematu… Ale czyż i sam wielki Jerry Goldmith nie uprawiał takiej filozofii w późniejszej fazie swej kariery? I wspomniana bezwstydność emocjonalna, która będzie kwestią gustu, aczkolwiek ja będę jej bronił. Ocenienie roli muzyki w filmie jako przynajmniej bardzo dobrej byłoby według mnie mijaniem się z celem istnienia jej jako środka, a szczególnie dla nas, jako jej sympatyków. Mimo pewnych uproszczeń, Niemożliwe i tak jawi się jako jedna z najsilniejszych pozycji ubiegłego, 2012 roku. I naturalnie, jako kolejny dowód na supremację hiszpańskiej filmówki na europejskim kontynencie! Płyta została wypuszczona na rynek przez coraz śmielej radzącą sobie hiszpańską wytwórnię Quartet Records.

Najnowsze recenzje

Komentarze