Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
tomandandy

Resident Evil: Retribution (Resident Evil: Retrybucja)

(2012)
-,-
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 21-01-2013 r.

„Naprawdę trzeba mieć popcorn zamiast mózgu, aby oglądać takie rzeczy”- mniej więcej tymi słowami nasz redakcyjny kolega Marek skwitował kiedyś jakiś tam współczesny blockbuster. Jestem ciekaw co by powiedział po oglądnięciu kolejnej, już piątej, części Resident Evil pt. Retribution? Chyba nawet dla osoby z popcornowym mózgiem seans z filmem Paula WS Andersona może być urągający jej godności. Twórcy, poza oczywistą chęcią zarobku, postawili zdaje się zbadać granice jak nisko jeszcze ta seria może upaść. Nie, żeby poprzednie filmy nie dotykały dna, ale ta część naprawdę je przebija i niebezpiecznie zbliża się do jądra Ziemi.

Podobnie jak filmowo, tak i muzycznie seria ta prezentuje dość równy poziom. Znaczy się słaby poziom. Mimo aż pięciu filmów nie udało się stworzyć wielce charakterystycznego brzmienia, czy też tematu przewodniego, który można było utożsamiać z tą serią, podczas gdy nawet długaśna i niesmaczna seria Piła może się pochwalić wyrazistym muzycznym motywem. Na taki stan wpłynęły też pewnie co-filmowe zmiany na stanowisku kompozytora. I tak przez muzyczny świat filmowego Resident Evil przewinęli się Marco Beltrami (który wziął do współpracy Marylina Mansona), Jeff Danna, Charlie Clouser z wyżej wspomnianej Piły, oraz grupa tomandandy, czy jak kto woli, po prostu panowie Tom Hajdu i Andy Milburn. Przy Retribution postanowiono jednak zakończyć kompozytorską roszadę, powierzając tomandandy drugi raz z rzędu skomponowanie score’u. Nie wróżyło to niczego dobrego, szczególnie mając w pamięci ich score do Resident Evil: Afterlife, który poza jednym kawałkiem (Tokyo) nie oferował właściwie nic cieakwego. I chyba po raz pierwszy została zachowana jakaś muzyczna ciągłość serii, gdyż również score do Resident Evil: Retribution poza jednym kawałkiem nie ma za wiele do zaoferowania. Ale za to cóż to jest za kawałek!

Soundtrack do Resident Evil: Retribution najlepiej skwitował, mój program odtwarzający pliki audio, którego nazwy nie podam, aby nie zostać posadzony o kryptoreklamę. Po dwóch tygodniach od zapoznania się z albumem moja lista odtworzeń prezentowała się następująco: Utwory 1,3,4,5,6,7,8,9,10,11,12,13,14,15,16,17 – odtworzeń – 1. Utwór 2 – odtworzeń – 20. Tomandandy już nie raz udowodnili, że potrafią tworzyć ciekawą muzykę. Szkoda tylko, że w przypadku soundtracków starcza im najczęściej siły i pomysłów, na jeden, maksymalnie dwa utwory. I tym razem, jak moja lista odtworzeń pokazuje, nie jest inaczej. Przy czym tym razem, co także moja lista odtworzeń dobitnie pokazuje, tomandandy skomponowali jeden nie tylko dobry, ale naprawdę rewelacyjny kawałek pt. Flying Through The Air. Utwór ten oparty jest o typową dla tego duetu elektronikę połączoną z pięknym dźwiękiem smyczków. W efekcie otrzymujemy niezwykle dynamiczny, ale i lekki, melodyjny kawałek, który rzeczywiście może dawać uczucie latania. Słuchając go od razu na myśl przychodzą utwory Furious Angels czy Chateau Roba Dougana które wzbogacają soundtrack do Matrix: Reaktywacja. Jest to bez wątpienia jeden z najlepszych kawałków tomandandy w ich filmowej karierze, jak i też jeden z lepszych utworów 2012 roku.

Niestety soundtrack składa się z jeszcze 16 utworów, które nie prezentują się już tak okazale jak Flying Through Air. Co prawda sam reżyser Paul WS Anderson zażyczył sobie, aby tomandandy wymieszali swój elektroniczny styl z Afterlife z bardziej orkiestrowym brzmieniem, ale śmiesznym byłoby mówienie i porównywanie tego do wyczynów Dona Davisa w już wspomnianej serii Matrix. Dalej jest to dość prosta muzyka, w której dominuje elektronika, a action score ogranicza się głównie do mocnych gitarowych riffów i nawalania w perkusję. Mimo wszystko Retribution brzmi lepiej, bardziej przystępniej (na swój sposób) od Afterlife. I tak między muzyczną rąbanką da się wychwycić bardziej zjadliwe, a nawet dobre melodie, jak np. w kawałkach Planting czy Zombies Under Ice. Trafiają się nawet przyjemne dla ucha utwory. Najczęściej jednak są one tak bardzo krótkie jak chociażby Imprinted, Drive Away, End of the World czy It’s Help, że sumując nie trwają dłużej niż 6 minut. Najbardziej szkoda, że nie został w pełni wykorzystany potencjał jaki drzemie w Flying Through The Air. Co prawda tomandandy parę razy starają się ten motyw aranżować, jak chociażby w kawałku Corridor, ale wychodzi to tak sobie. Nie wspominając już okropnego remixu, który zabija całą siłę tego kawałka. W końcu nie na co dzień spotyka się remixy, które są bardziej ospałe i niemrawe od oryginału.

Tak sobie spisuje się zresztą sama muzyka w obrazie. Nie jest zaskoczeniem, iż Flying Through The Ai” wypada najlepiej, ale pojawia się zaledwie dwa razy i na tym koniec. Reszta score’u ginie w obrazie, lub robi za zwykłą tapetę. Nawet ponowne sięgnięcie po temat Tokyo z poprzedniej części (Tokyo Revisted) nie wypada już tak dobrze jak w otwierającej scenie z Afterlife. Muzyka nie kiksuje w obrazie, ale też nie wybija się ponad poprawne tło.

Gdyby ten soundtrack składał się wyłącznie z Flying Through The Air można byłoby nawet pomyśleć o najwyższej ocenie. Ale zawiera jeszcze 16 utworów, które mocno zaniżają poziom. Szczególne zasługi należą się piosence Bassnectara Hexes, która może byłaby w porządku, gdyby nie dubstepowy podkład, przypominający odgłosy dogorywającej pralki ustawionej na tryb wirowania.

Podobno jest już w planach kolejna filmowa część Resident Evil. Najwidoczniej zawsze można upaść jeszcze niżej. Ciekawe, czy znowu muzykę skomponuje tomandandy i czy znowu skończy się na jednym świetnym kawałku? Ale skoro ta seria może się jeszcze długo ciągnąć, to może kiedyś doczekamy się w pełni dobrego soundtracka do Resident Evil i to od tomandany? A nawet jak nie, to pewnie powstanie tyle filmów i tyle soundtracków, że uda się z nich zrobić jakąś dobrą kompilację. Jeśli tak, to Flying Through The Air na pewno się na niej znajdzie.

Inne recenzje z serii:

  • Resident Evil: Apocalypse
  • Resident Evil: Afterlife
  • Resident Evil: The Final Chapter
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze