Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Bobby Beausoleil

Lucifer Rising

(1981/2004)
-,-
Oceń tytuł:
Maciej Wawrzyniec Olech | 22-08-2012 r.

Artystę należy oceniać po tym co stworzył. Dlaczego zaczynam tę recenzję od tak banalnego stwierdzenia? Czyż nie jest oczywiste, że recenzując dany soundtrack mało ma mnie interesować życie osobiste danego kompozytora, ale to co stworzył na potrzeby danego filmu? Na to pytanie normalnie nawet nie byłoby potrzeby odpowiadać, aby nie popadać dalej w banał. Jednak nie wszystko zawsze jest takie proste i oczywiste jakby się mogło wydawać Szczególnie, jeżeli ma się do czynienia z soundtrackiem, którego kompozytor od ponad 40 lat odsiaduje wyrok dożywocia za zabójstwo. I szczególnie jeżeli muzyka napisana przez ów mordercę, który związany był z Charlesem Mansonem jest naprawdę dobra. Oto właśnie Lucifer Rising Bobby’ego Beausoleila.

Właściwie wszystko związane z tym projektem jest burzliwe i budzi kontrowersje. Dlatego też zanim zabiorę się za samą ścieżkę dźwiękową, chciałbym najpierw przybliżyć jej nietypowy proces powstawania, jak i wspomnieć o samym filmie i jego nietuzinkowym reżyserze.

Zacznijmy od reżysera: Kenneth Anger mimo, że urodził się i wychował w pobliżu centrum filmowego Hollywood, trudno zaliczyć do szeroko pojętych hollywoodzkich reżyserów. Wręcz przeciwnie, Anger zalicza się do jednego z pionierów amerykańskiego ruchu podziemia filmowego (underground movies). Jego filmy, głównie krótkometrażowe, są idealnym odzwierciedleniem jego fascynacji okultyzmem. Ze względu na ich treść, wiele z nich było zakazanych w Stanach Zjednoczonych. Dlatego też większość swoich filmów Anger nakręcił i wyświetlał w Europie. Szczególnie upodobał sobie Francję. Jednym z ważniejszych obrazów, przez wielu uważanym za najważniejszy, jest trwający około 30 minut Lucifer Rising. Anger spędził łącznie 15 lat nad tym projektem. Pierwsze zdjęcia rozpoczął kręcić w 1966 roku. Wtedy też zatrudnił młodego muzyka Roberta Kennetha Bobby’ego Beausoleila, który miał nie tylko skomponować ścieżkę dźwiękową, ale i zagrać jedną z głównych ról. Zaledwie kilka miesięcy później produkcję trzeba było wstrzymać. I tutaj pojawiają się dwie wersje wydarzeń: Według Angera, dał on Beausoleilowi pieniądze na zakup sprzętu muzycznego potrzebnego do nagrania ścieżki dźwiękowej. Ten jednak wrócił z vanem pełnym marihuany, co rozwścieczyło reżysera. Po kłótni Beausoleil miał zabrać taśmy filmowe i następnie zniszczyć je na Spahn Ranch Charlesa Mansona. Beausoleil i parę innych osób, twierdzi, że Angerowi po prostu skończyły się fundusze. Fakt jest, że doszło do sprzeczki, po której Beausoleil udał się do Charlesa Mansona. Półtora roku później Bobby Beausoleil wraz z Susan Atkins na rozkaz Mansona brutalnie zabili nauczyciela muzyki Gary’ego Hinmana. Beausoleil szybko został zatrzymany (woził się samochodem Hinmana) i skazany na karę śmierci. W międzyczasie ze względu na zmiany w prawie stanowym, karę zmieniono na dożywocie.
W tym czasie Kenneth Anger wykorzystał resztki materiału filmowego i nakręcił z nich krótkometrażowe Invocation of My Demon Brother. Kilka lat później, ponownie zabrał się za kręcenie Lucifer Rising podążając po różnych zakątkach Europy aż po Egipt. Tym razem za muzykę miał odpowiadać Jimmy Page. Anger nie był jednak zadowolony z powolnej pracy legendarnego gitarzysty Led Zeppelin, ani jego muzyki. W międzyczasie Bobby Beausoleil założył więzienną kapelę i przesłał parę nagrań Angerowi. Reżyserowi zdecydowanie bardziej spodobały się kawałki skazańca niż legendarnego gitarzysty. Tak też bez wahania zwolnił Page’a i postanawił dać Beausoleilowi drugą szansę. Muzyk otrzymał też pozwolenie od władz więziennych na nagranie ścieżki. Przez następne dwa lata Bobby Beausoleil, wraz z grupą współwięźniów, którzy nazwali się The Freedom Orchestra, nagrywał muzykę do Lucifer Rising. Nie było to łatwe zadanie, zważywszy, że większość ekipy stanowili amatorzy, a i sam sprzęt muzyczny nie był najwyższej jakości. Ale jak wiadomo więzienie to nie studio nagrań. Mimo to po 14 latach od rozpoczęcia produkcji, film wreszcie doczekał się swojej premiery i tym razem z odpowiednią muzyką i to jaką.

Tak po tym długim wstępie możemy się wreszcie skoncentrować na filmie i jego ścieżce dźwiękowej. Jak większość filmów Kennetha Angera, tak i Lucifer Rising można odbierać na dwojaki sposób. I tak z jednej strony można mówić o przepełnionym okultystyczną symboliką obrazie opartym wokół konceptu Aoen of Horus z religii Thelema. Czy też z drugiej strony odebrać ten film jako kiczowatą wizję stworzoną pod nadmiarem LSD. Obie te interpretacje można uznać za słuszne. Zamiast jednak rozmyślać co artysta miał na myśli?, skoncentrujmy się na oprawie muzycznej, która jest jednym z ważniejszych, jak nie najważniejszych elementów filmu. Naprawdę oglądając Lucifer Rising można odnieść wrażenie, że to nie muzyka była napisana pod obraz, ale na odwrót obraz pod muzykę. I tak naprawdę mamy do czynienia z psychodelicznym teledyskiem.
Słowo psychodeliczne pasuje też najlepiej na opisanie samej ścieżki dźwiękowej. Gdyż mamy do czynienia z wyjątkowo mroczną stroną psychodelicznego rocka. Wiodącym instrumentem jest naturalnie gitara elektryczna, na której świetnie gra sam Bobby Beausoleil. Dźwiękowi gitary towarzyszą najróżniejszego rodzaju elektroniczne, czy wręcz kosmiczne dźwięki uzyskane przy pomocy syntezatorów. Wiele z tych elektrycznych instrumentów Beausoleil sam poskładał i udoskonalił z tego co mu dane było znaleźć w więzieniu. Efekt jest piorunujący. Brzmienie jakie Beausoleil uzyskał hipnotyzuje i sprawia, że naprawdę możemy się poczuć jak w otoczonym przez kosmiczne siły świecie. Słuchanie tej muzyki to jak lot statkiem kosmicznym nad egipskimi piramidami. Jest w tym coś niemożliwego, abstrakcyjnego, niesamowitego i magicznego zarazem.

Cały score, jeżeli w ogóle takie określenie tutaj pasuje, nie jest zbyt długi i trwa zaledwie 40 minut. Nie powinno to zresztą dziwić skoro sam film Kennetha Angera do długich nie należy. Zważywszy na hipnotyzujący charakter muzyki, soundtrack ten może się jawić jako jedna wielka suite’a. Album, nie składa się jednak z jednego kawałka, mimo że poszczególne utwory bardzo płynnie przechodzą jeden w drugi. Po samych tytułach można też wywnioskować, że Beausoleil nie zawracał sobie głowy nazewnictwem poszczególnych kawałków. Sam score podzieliłbym przede wszystkim na dwie części. Pierwsze trzy utwory to stopniowe budowanie napięcia i klimatyczne wprowadzania w ten okultystyczny świat. Melodie grane na gitarze nie są zbyt ostro i szarpane. A w połączeniu z elektrycznym podkładem można mówić wręcz o specyficznego rodzaju kołysance. Na szczególną uwagę zasługuje Part II z bardzo dobrymi partiami solowymi na trąbce. Tę nieziemską balladę przerywa najdziwniejszy i najkrótszy utwór na płycie Part IV, będący czymś na miarę elektrycznego eksperymentu. Kawałek ten, który może się skojarzyć z odgłosami ze statków kosmicznych z tandetnych filmów science fiction jest swoistym przerywnikiem przed wielkim finałem i drugą częścią tej płyty.. Kończące ten score prawie 16 minutowe Part V i ponad 10 minutowe Part VI, posiadają zdecydowanie bardziej dynamiczne, agresywniejsze brzmienie. Szczególnie pierwsza część Part V czysty, dobry rock, a finał to wielki mix wszystkich możliwych brzmień wraz z pojawiającą się wcześniej solową trąbką. Ostatni utwór też może się pochwalić bardzo dobrymi partiami na gitarę. Ale oprócz niej i innych elektronicznych dźwięków, ciekawie prezentują się dziwne odgłosy kończące ten kawałek jak i cały score. Mają one w sobie coś z szumiących fal oceanu, czy też jak kto woli, dźwięku odrzutowych silników statku kosmicznego. Tak też kończy się ten score, ale nie cała płyta. Oficjalne, najnowsze i najpełniejsze wydanie tej ścieżki dźwiękowej składa się niestety z dwóch płyt. Tak specjalnie użyłem słowa niestety, gdyż drugie CD zdaje się być niepotrzebne. Znajdują się na niej dwa instrumentalny kawałki grupy The Orkustra, w której Bobby Beausoleil grał zanim trafił do więzienia. Plus dwa prawie półgodzinne kolosy z sesji nagraniowej Lucifer Rising. O ile utwory The Orkustra, nawet fajnie się słucha, czując hippisowskie klimaty, o tyle kawałki z sesji nagraniowej naprawdę potrafią męczyć. I nawet dla miłośników progresywnego rocka, którzy są przyzwyczajeni do kilkunastominutowych utworów, te dwa giganty z sesji nagraniowej mogą okazać nadmiarem dobrego.

Podsumowując… Właśnie jak podsumować ten soundtrack? Muzyka sama w sobie jest naprawdę interesująca, niezwykła i jakże różna od tego co zazwyczaj rozumiemy pod pojęciem muzyka filmowa. Szczególnie jak ktoś ceni sobie czasy dawnego rocka, z pogranicza psychodelicznego i progresywnego brzmienia, czy też płyty Pink Floyd z przełomu lat 60tych, 70tych, powinien docenić tę ścieżkę dźwiękową. W ogóle Lucifer Rising jawi się jako doskonałe odzwierciedlenie danej epoki i co najważniejsze, ta muzyka naprawdę bardzo dobrze działa w połączeniu ze specyficznym obrazem Kennetha Angera. Jest to naprawdę specyficzna ścieżka dźwiękowa i nieuczciwym byłoby ocenianie jej wyłącznie przez pryzmat czynów jakich jej kompozytor dokonał. Z drugiej jednak strony zapoznając się z nią, słuchając jej ciężko uciec myślom od brutalnej zbrodni na Garym Hinmanie. Nie będę ukrywał, że sam dziwnie się czułem obcując z tą ścieżką. A czasami wręcz pojawiało się poczucie winy, że słucham płyty mordercy. Od razu też pojawiały się pytania. Na ile ten mrok i smutek przepełniający tę ścieżkę dźwiękową jest uwarunkowany filmem? A na ile jest to smutek, a może żal życia za kratkami, utraconej młodości, wolności, czy też poczucia winy? I przede wszystkim podstawowe pytania: Czy wypada słuchać muzyki skazańca, mordercy? Czy można oddzielić haniebne czyny muzyka od jego twórczości? Trudno jednoznacznie ocenić muzykę do filmu Lucifer Rising. Bobby Beausoleil stworzył specyficzny, ciekawy score i trudno odmówić mu talentu. Talentu, który jednak zmarnował, podobnie jak swoje życie, odbierając życie drugiej osobie.

Najnowsze recenzje

Komentarze