Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Mark Mancina

Speed 2: Cruise Control (Speed: Wyścig z czasem)

(1997/2010)
4,0
Oceń tytuł:
Paweł Stroiński | 26-03-2012 r.

Speed: Niebezpieczna prędkość, debiut reżyserski słynnego operatora (znanego chociażby ze Szklanej pułapki, Czarnego deszczu i Nagiego instynktu) Jana de Bonta był wielkim sukcesem artystycznym i komercyjnym, który oprócz jego kariery, na dobre rozpoczął także kariery aktorów grających w filmie główne role – Keanu Reevesa i Sandry Bullock. Historię rozpędzonego do ponad 80 kilometrów na godzinę autobusu, który nie mógł zwolnić z powodu bomby i pędził po ulicach Los Angeles napisał Graham Yost pod wpływem filmu Andrieja Konczałowskiego Uciekający pociąg. Początkowo prędkość, poniżej której nie mógł zwolnić autobus, wynosiła 20 mil na godzinę, ale przyjaciel doradził mu zwiększenie jej do pięćdziesięciu mil na godzinę (czyli z ok. 30 km na godzinę do 80). Do tamtego filmu zdjęcia zrobił nasz rodak Andrzej Bartkowiak – inny znany operator, który potem wziął się za reżyserię. Speed odniósł taki sukces, że reżyser postanowił stworzyć sequel, ale udało się to dopiero po kolejnym filmie, jaki wyreżyserował, popularnej historii grup ścigających tornada, czyli po Twister. W drugiej części szybki autobus został zastąpiony przez statek wycieczkowy Seabourn Legend (autentyczny wycieczkowiec, wynajęty na sześć tygodni przez producentów), który na końcu spektakularnie niszczy miasteczko na Karaibach (pochłonęło to ćwierć budżetu filmu). Do obsady, oprócz kilku innych aktorów (kapitan oddziału SWAT i facet, któremu w pierwszej części ukradziono jaguara, w drugiej zaś motorówkę – w tych rolach kolejno Joe Morton i Glenn Plummer) wróciła tylko Sandra Bullock. Keanu Reeves, który dopiero co skończył zdjęcia do innego filmu akcji – Reakcji łańcuchowej – postanowił poświęcić więcej czasu swojej kapeli rockowej. Jacka Travena zastąpił więc jego kolega ze SWAT Alex Shaw, którego zagrał Jason Patric. Tej decyzji zbyt dobrze nie przyjęto. Willa Geigera, czarny charakter filmu, zagrał Willem Dafoe, całkiem godnie zastępując tutaj Dennisa Hoppera, chociaż scenariusz zrobił z niego wariata. Niestety nie wszystko poszło po myśli producentów. Speed 2 był porażką komercyjną i, co gorsza, uznano go za najgorszy sequel w historii kina. Zarówno Sandrze Bullock, jak i Patric’owi udało się jednak dzięki niemu sfinansować swoje niezależne produkcje, a dla de Bonta rozpoczęła się (tylko opóźniona przez komercyjny sukces filmu Nawiedzony: Niektóre domy rodzą się złe – tak niestety przetłumaczono na polski ten remake horroru z lat sześćdziesiątych) równia pochyła, a od około 10 lat nie może nakręcić żadnego filmu.

Jeszcze jeden członek ekipy pierwszego Speeda wrócił do drugiej części. Pierwszy film serii rozpoczął współpracę reżysera z kompozytorem Markiem Manciną. Były keyboardzista zespołu Yes także na dobre zaczął swą karierę ilustracją debiutu de Bonta. Związany ze studiem Media Ventures wielokrotnie wcześniej współpracował z szefem tego studia Hansem Zimmerem, chociażby nad Prawdziwym romansem i poprawkami do Snajpera, ale także nad Szybkim jak błyskawica. Najsłynniejszy bodaj ich wspólny projekt, przy którym Mancina aranżował tylko piosenki zdarzył się już po Speedzie. Był to oczywiście Król lew. Pierwszy Speed był to jeden z jego pierwszych samodzielnych projektów. Mancina wrócił do współpracy z de Bontem przy Twisterze, więc wydawało się oczywiste, że do sequela Speed również trafi. Miał pewne wątpliwości w związku z tym, że nie było Keanu Reevesa, ale w końcu doszedł do wniosku, że „jestem człowiekiem Jana i zrobię to, czego ode mnie chce.” Kompozytor postanowił powrócić do tematów pierwszej części, ale sceptycznie podszedł do tego sam reżyser. W połowie prac jednak de Bont przekonał się do tego pomysłu. Przy pierwszej części miał 68-osobową orkiestrę a tutaj udało się ją rozszerzyć do 98. Soundtrack do filmu został wydany, ale niestety zawierał tylko i wyłącznie piosenki z nim związane, a Mancina był reprezentowany tylko przez remiks japońskiej gwiazdy techno (i dzięki temu podobno w Japonii traktowano go jak gwiazdę). Orkiestrowa partytura do Speeda – wyścigu z czasem (bo tak przetłumaczono na polski Speed 2: Cruise Control czekała na oficjalne wydanie aż 13 lat. Obecna była tylko w formie wyprodukowanego przez samego kompozytora promo, które zawierało 40 minut muzyki. W 2010 roku postanowiła jednak ją wydać znakomita wytwórnia La-La Land Records. Zawiera ona ponad 70 minut ścieżki i bardzo dobrą (choć nie wszędzie zgodną z prawdą, o czym będzie jeszcze mowa) notkę Daniela Schweigera, która zawiera także wypowiedzi samego Marka Manciny. W momencie pisania tego tekstu pozostało jeszcze około 200 egzemplarzy tej limitowanej do 3000 kopii edycji i można ją nabyć (wraz z wysyłką) za niewiele ponad 55 zł na stronie wydawcy. Właśnie edycja La-La Land Records jest przedmiotem niniejszego tekstu.

Już pierwszy utwór na płycie przedstawia znakomitą wersję słynnej fanfary, jaką Alfred Newman napisał dla wytwórni 20th Century Fox, którą jednak Mancina trochę przerobił. Jak mówi sam kompozytor, studio nie było pewne, czy przyjąć ten pomysł, dopóki nie usłyszeli orkiestrowego nagrania. Przed nim zrobili to tylko David Newman (syn wielkiego Alfreda) i Elliot Goldenthal (Obcy 3). Fanfara ta przechodzi płynnie w muzykę akcji, która wymiennie stosuje dwa tematy. Pierwszy to główny temat akcji nowego filmu, drugi zaś to najważniejsza melodia akcji pierwszej części. Kompozytor znakomicie opiera swą melodyjną muzykę akcji na obu motywach. Pojawia się także heroiczny temat z Niebezpiecznej prędkości. Generalnie otrzymujemy bardzo rytmiczny i ekscytujący utwór, który przerobiona studyjna fanfara tylko wspomaga. Idea była znakomita i została bardzo dobrze wykonana, a utwór ten pokazuje jeszcze jedną rzecz – Mark Mancina bardzo dobrze potrafi się posługiwać orkiestrą, co udowodnił oczywiście wcześniej (chociażby w Twisterze). Następny track, Alex and Annie/Caribbean Cruise (drukarze La-La Land popełnili niestety kilka literówek, jedna właśnie w słowie Caribbean – napisali Carribean – drugi raz w nazwisku czarnego charakteru, gdzie postać Willema Dafoe nazwali Giegerem). Utwór ten wprowadza temat miłosny dla głównych bohaterów i częściowo na nim opartą melodię dla samej wycieczki. Jest to świetna radosna zabawa, oparta na popowym rytmie, basie i perkusyjnym steel pan – charakterystycznym karaibskim instrumencie perkusyjnym. Szkoda, że nie wydano go na albumie piosenkowym, bo na pewno zasługiwałby nawet na swój teledysk. Po prostu świetny i radosny kawałek. Ciekawostką jest, że de Bont chciał, by grało go szesnastu instrumentalistów, jednak udało się znaleźć tylko ośmiu, których nagrano za to dwa razy. Temat miłosny pojawia się poza tym utworem tylko dwukrotnie – w Reunion i Cruising.

Swój własny temat dostał także Geiger. Wprowadza go bardzo klimatyczne Engine Room. Świetny perkusyjny (choć bardzo prosty) rytm prowadzi utwór, a sam temat (co ciekawe, dość podobny do jednego z głównych tematów Hannibala Zimmera) przedstawia postać graną przez Willema Dafoe jako czarny charakter w sposób subtelny, ale jednak nie dający wątpliwości. Atmosfera jest budowana ostrożnie, ale pewnie. Mancina dobrze operuje mniej lub bardziej subtelnym dysonansem, choć sam temat jest melodyjny. Dobrze, że kompozytor nie posługuje się nim w partyturze zbyt często, zostawiając go dopiero tak naprawdę na ostatni akt filmu. Film bardzo powoli dąży do pierwszej sceny akcji. Pokazuje to (choć z początku lekko akcyjne) Overboard, które wykorzystuje temat Geigera w najbardziej dramatycznej aranżacji. Sam utwór niestety jest długi i można by go albo skrócić, albo w ogóle nie wydawać, chociaż rozumiem, że producentom zależało na jak najpełniejszym wydaniu ścieżki, której edycji domagało się wielu zagorzałych fanów Manciny, jak i samego gatunku. Cieszy jednak to, że utwór ten oparty jest na orkiestrowych środkach wyrazu (łącznie z bardzo ciekawą aranżacją melodii Geigera na basowy klarnet). Zapowiada on także jeden z głównych heroicznych tematów ścieżki, jak pisze w książeczce Daniel Schweiger, szalony inżynier niejako wykrada go w ilustrowanej scenie.

Cała historia zaczyna się od długiej sceny akcji zilustrowanej w Last Lifeboat. Siedmiominutowy utwór rozpoczyna się od dramatycznej aranżacji tematu, którym kończy się Overboard, po czym przechodzi do dość wolnej, ale opartej na jednolitym tempie i rytmicznej muzyki akcji. Bardzo porządnie zorkiestrowana, oparta jest na na dwóćh tematach: oprócz już wspomnianego, Mancina wprowadza nowy heroiczny temat dla Alexa. Nie jest to typowy temat akcji, melodia jest bardziej dramatyczna. Gra on znakomicie z jednym z głównych tematów z pierwszego Speeda, który jest na niego często nakładany. Praktycznie każde powtórzenie tej melodii jest co ciekawe coraz bardziej heroiczne. Kompozytor znakomicie używa tutaj instrumentów dętych blaszanych (głównie trąbek i waltorni).

Praktycznie, z wyjątkiem wspomnianego już Reunion (które jednak kończy się dramatyczną szybką perkusją) od Last Lifeboat do mamy czystą muzykę akcji, która jednak nie jest wcale nudna. Trylogia od Escape do Final Chase jest oparta na tym samym schemacie, ale jakość muzyki akcji nie pozwala tutaj wcale na nudę. Tanker Turn jest o tyle ciekawe, że oparte jest na tematyce z poprzedniej części Speeda. Utwór ten jest adaptacją nie tylko, jak mówią zarówno Daniel Schweiger i Mark Mancina , kawałka Entering the Airport, ale także The Gap. Oprócz większego dramatyzmu, Mancina także dodaje temat akcji z nowego filmu, dzięki czemu nie jest to czysta kopia. Kompozytor żałuje, że nie adaptował większej ilości utworów z oryginalnej partytury, ale uważam, że jest to na korzyść, zwłaszcza, że mimo świetnej muzyki akcji, pierwsza partytura (choć kompozytor z niej jest bardzo dumny) nie jest wybitna (choć kiedy jest dobra, to jest bardzo dobra). Jak już wspomniałem, dwudziestojednominutowa epicka trylogia Escape/The Harbor/Final Chase oparta jest na jednym schemacie. Mancina operuje tam używanymi wymiennie trzema tematami – głównych tematach akcji obu części i tematem Geigera. Pojawia się także heroiczny motyw z końca Overboard, który tym razem zostaje dokończony w znakomity sposób. Szczęśliwie dla słuchaczy, kompozytor nie operuje muzyką atonalną. Znakomicie wykorzystuje swą tematykę i ilustracja pozostaje zawsze melodyjna. Dołożyć do tego należy dużą orkiestrę, na którą keyboardzista Yes aranżuje dużo lepiej, trzeba przyznać, niż jego mistrz i założyciel Media Ventures. Umiejętnie stosuje także (głównie żywą, sekcja perkusyjna, prócz ośmiu wykonawców steel drums, była tu bardzo pokaźna, fakt, że nie jest głównie samplowana jest także na plus Speeda 2). Mimo tego samego schematu, poszczególne utwory tej długiej trylogii (każdy z nich ma ponad 7 minut długości) mają swoje smaczki. I tak The Harbor zawiera akcyjną wersję tematu statku (której łatwo nie zauważyć, ponieważ wpisana jest w zupełnie inną harmonię – durowy temat rozpisany jest tu mollowo). Właśnie w tym utworze po raz pierwszy zostaje dokończony temat heroiczny z Overboard. Podziwiać należy także to, jak tematyka akcji rozpisywana jest oddzielnie na każdą część orkiestry. Ciekawostką tego utworu jest także to, że główny temat pierwszego Speeda rozpisany na steel pan, co odwołuje się do karaibskiego miasteczka, które zaraz ma zniszczyć Seabourn Legend. W Final Chase zostaje dokończony temat heroiczny z Overboard i jest to po prostu znakomite. Częściej wykorzystywany (jak i w całej ścieżce) jest także drugi, heroiczny temat.

Płytę kończą dramatyczne Underwater Rescue, łączące scenę ratowania Annie przez Alexa i dramatyczną aranżację głównego tematu z ostatnimi podrygami melodii Geigera oraz ciepłe, oparte na temacie miłosnym Cruising, które jest tak samo przyjemne jak Caribbean Cruise. Świetne zakończenie albumu. Na koniec chciałbym polemizować z niektórymi znajdującymi się w książęczce wypowiedziami kompozytora. O ile Mark Mancina i jego wpływ na brzmienie stylu Media Ventures generalnie jest niedoceniany, to jednak trudno, tak jak wynika to z jego słów, powiedzieć, że to on je w pełni stworzył. Hans Zimmer jest wymieniony w książeczce praktycznie tylko raz, a to on, przez Czarny deszcz, Ognisty podmuch, Karmazynowy przypływ i jego materiał w Twierdzy stworzył podstawowe i klasyczne wytyczne tego brzmienia. Zapomniany jest także Nick Glennie-Smith, który w połowie lat 90. (a dokładnie między 1993 a 1996 rokiem) miał duży wpływ na styl Niemca, napisał główną część wspomnianej już Twierdzy i stworzył dodatkową muzykę do Bad Boysów Manciny. Trudno jednak polemizować z tym, że w dzisiejszych interpretacjach tej stylistyki brakuje, i to bardzo, dobrych, dających się zanucić zaraz po wyjściu z kina, tematów. Speed: Wyścig z czasem to po prostu dobra, dająca dużo zabawy, ale także inteligentnie wykorzystująca tematy (czego nauczyć od niego mógłby się na przykład tak wychwalany ostatnio Brian Tyler), nawet w kontrapunkcie, ścieżka akcji w klasycznym stylu Media Ventures w czasach, kiedy miał on jeszcze dużą wartość i nie był po prostu wykorzystywany wszędzie tylko i wyłącznie dlatego, że mamy taką modę. Szczególnie mocną stroną tej partytury jest fakt, że jest ona naprawdę melodyjna i tylko w ostateczności odwołująca się do dysonansów. Pokazuje także, jak bardzo brakuje Marka Manciny w gatunku. Prawda, pierwszy Speed dzisiaj brzmi wręcz archaicznie, ale muzyka do drugiej części jest wyraźną poprawą i jedną z najlepszych ścieżek w karierze twórcy Twistera. Po prostu świetna zabawa.

Najnowsze recenzje

Komentarze