Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Christopher Lennertz

Symphony of Hope: The Haiti Project, A (concept album)

(2011)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 18-02-2012 r.

W 2011 roku fani muzyki filmowej żywnie interesowali się różnymi rzeczami, od przereklamowanego powrotu Johna Williamsa, po fatalną formę Hansa Zimmera. Prawdziwym wydarzeniem, o którym było zupełnie cicho, oprócz kilku pojedynczych recenzji, które pojawiły się na branżowych portalach i zdawkowej kampanii informacyjnej, a które im zupełnie chyba umknęło, było pojawienie się specjalnego przedsięwzięcia pod nazwą A Symphony of Hope: The Haiti Project. By wspomóc w wymiarze duchowym (a także i finansowym) mieszkańców zdewastowanego po przejściu trzęsienia ziemi Haiti, hollywoodzki kompozytor Christopher Lennertz zaprosił do wspólnego aktu dobrej woli 24-ech swoich kolegów celem stworzenia symfonicznego dzieła, które w pewien sposób opisywałoby ich odczucia związane z katastrofą w tamtym kraju i jak mówi tytuł pracy – niosłoby nadzieję na lepsze jutro. Lennertz wraz z zaprzyjaźnionymi kompozytorami, dyrygentami, realizatorami dźwięku i oczywiście muzykami sesyjnymi z Los Angeles napisał oraz nagrał symfonię, która została wydana na krążku. Symfonia nadziei to według mnie wydarzenie nie tylko w kontekście medialno-społecznym, ale przede wszystkim muzycznym. Pokazujące również, że hollywoodzka muzyka filmowa, która jeszcze kilka, kilkanaście lat temu potrafiła tak mocno pobudzać wyobraźnię oraz dawać tak wiele satysfakcjonującej, nie rzadko intelektualnej pożywki, jeszcze nie umarła. Natomiast skala muzycznego talentu tam przebywającego nadal daje sporo…nadziei.

Ktoś mógłby się zapytać, jak dzieło muzyczne mające 25-ciu twórców może zachować spójność, konsekwencję i nie rozłazić się po całości? Zdumiewające, ale symfonia ta owe przymioty swobodnie zachowuje i chociaż nie jest być może arcydziełem w kontekście typowej muzyki koncertowo-klasycznej, jej niezwykle swobodny odbiór w kategoriach słuchalności i wysoka muzyczna klasa czyni ją pozycją z pewnością wyjątkową. Ideą przedsięwzięcia było, by każdy z twórców wychodząc od haitańskiego ludowego utworu Wongolo, napisał od 8 do 32 taktów muzyki i przekazał „pałeczkę” kolejnemu koledze. Dzieło składa się z 5 fragmentów, odnoszących się do różnych faz z życia Haiti po klęsce (Wongolo, Dewastacja, Następstwo, Odbudowa, Nadzieja). Każdy z nich, może oprócz nieco bardziej dramatycznej oraz mrocznej konwencji Dewastacji, utrzymany jest duchu muzycznej nadziei, o inspirującym, podnoszącym na duchu charakterze. Zaprzęgnięta została oczywiście do pracy symfoniczna orkiestra, chór a także słynne wokalistki Lisbeth Scott i Carmen Twillie (Król lew), soliści Mike Lang (fortepian), Dennis Karmazyn (wiolonczela), George Doering (gitara), partie perkusyjne czy też instrumentów etnicznych. Tematyczną bazą i kręgosłupem dzieła jest wspomniany temat Wongolo, jaskrawa, bardzo łatwo wpadająca w ucho melodia ludowa, którą kompozytorzy aranżują na różne sposoby, od subtelnych partii solowych po wzniosłe orkiestrowo-chóralne pasaże. Dzięki temu wydaje mi się, słuchacz nie ma wrażenia chaotyczności i przypadkowości, które czasami występują we współczesnej muzyce koncertowej. W kilku zaledwie momentach mamy wrażenie „spauzowania” muzyki bądź też jakiegoś bardziej kontrastującego przejścia stylistycznego. Muzykę, co w przypadku tego rodzaju długich, trwających po 10-12 minut ścieżki, charakteryzuje mocna struktura, mimo udziału w jej tworzeniu kilku twórców w obrębie jednego utworu. W tym kontekście to rzecz imponująca, że udało się zachować jej silną słuchalność, podkreślaną jej tonalnością i prącą do przodu naturą.

Każdy z kompozytorów otrzymał do skomponowania średnio 1-2 minutowy fragment i chyba każdy z nich wykorzystał swą szansę, prezentując maksimum możliwości i inwencji, jednocześnie dbając o płynność muzycznej konstrukcji danego utworu. Największa siła A Symphony of Hope tkwi w jej wielu małych, „majstersztykowych” momentach. Czy będzie to inspirująca rytmika połączona z chórami lub perkusjami, lub anielskie, zanurzone w smutnej zadumie chóry. Lub też techniczne fajerwerki i kolorowe orkiestracje, nie rzadko porywające szczególnie zaprawionego w orkiestrowej muzyce filmowej słuchacza. Nawet kompozytorzy, którzy oględnie mówiąc nie zachwycają mnie w swoich filmowych rolach, tutaj pokazują się z zaskakującej strony. Jak np. Michael Wandemacher serwujący westernową, jaskrawą melodię czy Brian Tyler frapujący swym lekko modernistycznym, progresywnym stylem. Przejmująco brzmi fragment skomponowany przez Christophera Younga ze zjawiskowym wokalem wspomnianej Lisbeth Scott. Najbardziej spektakularne rzeczy dzieją się w finałowym Hope. Muzyka tam, można powiedzieć, że zostaje „wbita” na piąty bieg. Połączone kulminacje orkiestry, chórów i sekcji perkusyjnych osiągają kolejne porywające konkluzje a dwa najbardziej spektakularne momenty należą – kto by pomyślał – do Jeffa Beala oraz Marvina Hamlischa. Hollywoodzka w domyśle muzyka napisana z nerwem i rozmachem, z którego słynęła choćby w latach 80-ych i 90-ych ubiegłego stulecia. Wartym uwagi jest udział Dona Davisa, który chyba dobrowolnie zrezygnował ze swojej kariery filmowej, poświęcając się twórczości klasycznej, tutaj odpowiadając za gwałtowny fragment na chór i orkiestrę w utworze Devastation, satysfakcjonując fanów jego matrixowej twórczości. Podobnież, z muzycznego niebytu, „pozdrawia” nas jeden z faworytów lat minionych, Randy Edelman, który raczy nas wystawnym finałem symfonii. Gdzie nie spojrzeć, niespodzianki, oczywiście zaskakujące i pozytywne!

A Symphony for Hope: The Haiti Project była dla mnie bez wątpienia najlepszą pracą z muzyki filmowej oraz jej okolic, która ujrzała światło dzienne w roku 2011. Niespodzianką zgoła nieoczekiwaną, ponieważ gdy początkowo usłyszałem o tym projekcie, prognozowałem, że będzie on jakimś wymęczonym, hollywoodzkim graniem, biorąc pod uwagę faktyczną kondycję dzisiejszej muzyki filmowej z Los Angeles. Widocznie, ci wszyscy obdarzeni większym i mniejszym talentem ludzie, gdy nie ograniczani wpływami budżetu, producentów, czasu i obrazu, mogą rozwinąć skrzydła i zaprezentować klasycznie orkiestrową muzykę z elementami wokalno-etnicznymi na wysokim poziomie technicznym i o znakomitej słuchalności. Oprócz części symfonicznej na albumie znalazły się także dwa utwory źródłowe i krótki monolog aktora Beau Bridgesa.

Kilka słów należy się też samemu wydaniu albumu. Niestety, symfonia jest dostępna tylko jako nagrywany dysk CDR poprzez sklep amazon, choć z profesjonalnie wydaną wkładką i produkcją krążka. Decyzja taka miała z pewnością podłoże finansowe i chyba najważniejszy czynnik – cały dochód ze sprzedaży tego wydania idzie na rzecz fundacji „Hands Together”, zajmującej się oczywiście pomocą dla ofiar z Haiti. Osobiście nie mogę przeboleć, że tak wspaniały kawałek muzyki nie doczekał się prawowitego wydania (tłoczenie). Jakby jednak nie patrzeć, pod względem muzycznym projekt Lennertza i spółki jawi się jako muzyczna sensacja i tym razem nie pozostaje mi nic innego jak zgodzić się z recenzentami zza Atlantyku, twierdzącymi, że to jedno z najważniejszych wydań naszych czasów związanych z muzyką filmową.

Poniżej znajduje się „rozbicie” poszczególnych utworów z przybliżonymi czasami, za które odpowiadają poszczególni twórcy:

1. Wongolo:

0:00-1:25 – George S. Clinton

1:26-3:23 – Christophe Beck (wokal: Lisbeth Scott)

3:24-4:25 – John Swihart

4:26-6:39 – Brian Tyler

6:40-11:47 – Lisbeth Scott (fortepian: Mike Lang)

2. Devastation:

0:00-1:18 – Christopher Lennertz

1:19-1:36 – Christopher Lennertz/Theodore Shapiro

1:37-2:02 – Pete Seibert

2:03-3:18 – Andrew Gross

3:19-4:55 – Don Davis

4:56-8:37 – David Kitay (wiolonczela: Dennis Karmazyn)

8:38-12:04 – Elia Cmiral (wiolonczela: Dennis Karmazyn)

3. Aftermath:

0:00-2:45 – John Debney

2:46-6:26 – Christopher Young (wokal: Lisbeth Scott)

6:27-8:34 – Tyler Bates (gitara: George Doering)

4. Rebuilding:

0:00-1:39 – Dave Grusin

1:40-3:08 – Edward Shearmur

3:09-4:29 – Michael Wandmacher

4:30-7:00 – Nathan Barr

7:01-8:28 – Edward Shearmur

8:29-8:49 – Dave Grusin/Edward Shearmur

5. Hope:

0:00-1:26 – Deborah Lurie (wokal: Carmen Twillie)

1:27-2:57 – Bruce Broughton

2:58-3:56 – Tim Wynn

3:57-5:10 – Jeff Beal

5:11-6:00 – Marvin Hamlisch

6:01-8:38 – Randy Edelman

8:39-9:31 – Pete Seibert

9:32-10:19 – Randy Edelman

Najnowsze recenzje

Komentarze