Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Hans Zimmer

Crimson Tide (Karmazynowy przypływ)

(1995)
5,0
Oceń tytuł:
Paweł Stroiński | 15-04-2007 r.

Karmazynowy przypływ był drugim spotkaniem reżysera Tony Scotta oraz producentów Jerry’ego Bruckheimera i Dona Simpsona. Napisany przez Michaela Schiffera thriller opowiada o konflikcie na okręcie podwodnym z bronią nuklearną. Nie ma się co zastanawiać. Film nie jest realistycznym opisem działań podwodniaków, ale ma jedną bardzo dużą zaletę: mocne przesłanie. Główne role zagrali Denzel Washington i Gene Hackman. Warto powiedzieć, że kreację Hackmana uważa się za jedną z jego lepszych w poprzedniej dekadzie. Ciekawostką jest także fakt, że zdjęcia zrobił nasz rodak, Dariusz Wolski.

Muzykę stworzył Hans Zimmer i jest to jego trzecia współpraca z Tony Scottem, druga zaś z Bruckheimerem i Simpsonem (wcześniej skomponował ilustrację do Days of Thunder, której sam zresztą nie znosi; to też jego pierwszy film ze Scottem). Od razu należy zaznaczyć, że Karmazynowy przypływ dużo zawdzięcza opartej głównie na elektronice partyturze Niemca. W psychologicznym konflikcie między pierwszym oficerem a kapitanem statku, staje ona dokładnie pośrodku, przez co mamy świadomość, że pomimo popierania opcji Denzela Washingtona, rację mają obaj. Jak muzyka wypada na płycie?

Mimo wielkiego sukcesu wydania Hollywood Records, to nie jest sztandarowa prezentacja stylu Media Ventures, jak może się wydawać. Styl „podpasował” na pewno Bruckheimerowi i zmarłemu rok później Simpsonowi. Podstawową zaletą Crimson Tide jest bardzo mocny temat, uważany do tej pory za jeden z najlepszych w karierze Niemca. Christian Clemmensen z Filmtracks.com uznał go wręcz za duszę okrętu. Owa melodia nie tylko charakteryzuje się dużą dawką amerykańskiego w duchu patosu, ale także, wbrew temu co piszą krytycy – daleka jest od banalności, która zaczęła się objawiać w późniejszych klonach tegoż oryginalnego dokonania – Peacemaker. Moim zdaniem partytura ta stanowi wzór wykorzystania tematu w specyficznym gatunku filmowym jakim jest thriller. Zawsze ma charakter uspokajający, trochę tak jak budowanie napięcia przez główny temat w Szczękach Johna Williamsa.

Rzecz jasna, partytura ta to nie tylko temat. Zmorą materiału na płycie jest underscore. W filmie wypada ono znakomicie. Posiada charakterystyczną dla stylu Zimmera konstrukcję, polegającą na  powtarzaniu minimalistycznych dwu/trzynutowych motywów. Pewną ciekawostką jest to, że wszystkie jakby dążą do tematu. Najgorzej poza filmem wypada jeden z dłuższych fragmentów w pierwszej połowie Alabamy. Mimo wielokrotnego przesłuchania, wciąż wydaje mi się męczący. Podstawą budowania napięcia przez Zimmera nie jest jednak elektronika, ale męski chór, na który Niemiec skomponował trzy, dość często powtarzane temat. Wydaje się, że w filmie ma to dwa podstawowe zadania. Po pierwsze, wspomniane już budowanie napięcia. Po drugie, chór jest szeroko kojarzony z głębinami. Wprawdzie sposób wykorzystania chóru nie jest precedensowy – wcześniej w podobnym stylu korzystał z niego Poledouris w Polowaniu na „Czerwony październik”, to jednak specyficzny suspense czyni ten element oryginalnym.

Poza tematem „okrętu”, Zimmer skomponował jeszcze dwa tematy i kilka powtarzających się motywów. Tematy posiadają obaj główni bohaterowie filmu. Jedna z najważniejszych scen, pierwsze przejęcie okrętu przez Hackmana, opiera się na bardzo mocnym, autorytarnym wręcz, powtarzaniu tego, podobnego trochę do Mozarta, tematu przez cały zespół instrumentalny. Materiał dla Denzela Washingtona często aranżowany jest na solową trąbkę (świetnie wykonywaną przez Malcolma McNaba, znanego z współpracy z Goldsmithem i Barrym), co nadaje całości militarystycznego charakteru. Do podstawowych motywów należy zaliczyć dwunutowy, budujący napięcie (w stylu Backdraft) i rytmiczny akcji (jeden z lepszych swoją drogą).

Kolejnym wartym wyróżnienia elementem jest muzyka akcji. Jest ona dość szorstka (przez swoją elektronikę), ale wciąż znakomita i ekscytująca. Najlepszym jej przykładem jest początek 1SQ. Tempo buduje pulsująca elektronika, do tego dochodzą dynamiczne motywy na rogi. Dobrze też jest użyty gregoriański motyw Dies irae (wcześniej Zimmer go użył w Królu lwie), a także dwunutowy, rytmiczny motyw. Crimson Tide do tej pory należy do najlepszych prezentacji stylu akcji Niemca. Przeważa doskonała dynamika i rytmika. W odróżnieniu od późniejszych realizacji tego stylu, tu orkiestra jest dużo lepiej zgrana z elektroniką, co przemawia zdecydowanie na korzyść tej partytury, mimo że jest dużo mniej przebojowa. Świetnym, dużym fragmentem akcji jest też zaprezentowana w Alabamie wspomniana już ilustracja sceny pierwszego przejęcia okrętu przez Hackmana (druga połowa utworu).

Kończący płytę Roll Tide jest już klasykiem. Spójrzmy na niego bliżej. Zaczyna się od tematu Washingtona zaaranżowanego na solową trąbkę, po czym następuje najlepsza na płycie aranżacja głównego tematu. Mimo, że jest patetyczny, ten fragment należy do najlepszych w całej karierze Zimmera. Po dużym fragmencie chóralnym następuje temat Hackmana, potem pieśń Eternal Father Strong to Save. Warto wspomnieć, że główny temat wraz z tematem Trevora Rabina z Deep Blue Sea został włączony do koncertowego repertuaru metalowego zespołu Nightwish.

Przyznam się, że ciężko zrecenzować tą płytę. Sama w sobie muzyka Zimmera jest znakomita, doskonale współgra z filmem, a znane elementy wcześniejszej twórczości kompozytora i muzyczno-filmowej tradycji łączy w sposób kreatywny i oryginalny. Z drugiej strony mamy fatalnie wydany album Hollywood Records. Ponad 20-minutowe kawałki  nie są najlepszym sposobem wydania partytury do pełnego napięcia thrillera. Poza tym brak ważnego materiału, takiego jak napisy początkowe czy scena zniszczenia rosyjskiego okrętu. Na rynku dostępny jest również rozszerzony bootleg, który zawiera muzykę z napisów i tnie materiał z Alabamy, ale też do najlepszych nie należy. Należy też pamiętać,że Karmazynowy przypływ nie jest, wbrew obiegowym opiniom, partyturą przełomową, przełom nastąpił bowiem rok później przy Twierdzy. Znakomita, ale źle wydana partytura.

Najnowsze recenzje

Komentarze