Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Fall On Your Sword

Another Earth (Druga Ziemia)

(2011)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska, Tomasz Ludward | 22-11-2011 r.

Są ścieżki dźwiękowe, do których nie da się przekonać po pierwszym przesłuchaniu. Dojrzewają w słuchaczu dopiero po pewnym czasie. W moim przypadku takową okazała się oprawa muzyczna do filmu Druga Ziemia, stworzona przez nowojorską grupę muzyków, Fall On Your Sword. Przyznam, że pierwszy raz spotkałem się z twórczością owej formacji, a i wykorzystywane przez nią retro-sample niezbyt dobrze komunikowały się z moim rozumieniem estetyki w muzyce. Cóż, wiele zmieniło się, gdy zasiadłem do albumu ponownie i zacząłem drążyć problem samej produkcji, do której owa muzyka powstała. A tutaj można było dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy…

Film Druga Ziemia reklamowany był jako dramat science-fiction. Jeżeli ktoś spodziewał się przeważającego czynnika fantastycznego nad dramatycznym, to mógł się solidnie zawieść. Obraz Mike’a Cahilla wykorzystuje co prawda wątek niespodziewanego pojawienia się na niebie lustrzanego odbicia Ziemi, ale głównym nurtem zdaje się być droga, jaką przebywa Rhoda Williams, aby odkupić swoje winy z przeszłości. Druga Ziemia, to film budżetowy i po stronie technicznej nie należy spodziewać się niczego spektakularnego. Ot kino dla koneserów z dosyć ciekawym wątkiem w tle… Gdy złożymy to wszystko do kupy i jeszcze raz przypomnimy sobie o płycie ze ścieżką dźwiękową, otrzymamy zupełnie inny jej obraz. Cóż, logiki z pewnością nie zabrakło w tym, co popełnili Fall On Your Sword. Słychać to zresztą już w samym filmie, gdzie owe oryginalne podejście do ilustracji stało się muzycznym wyznacznikiem tego dziwnego zjawiska astronomicznego. Idąc tym tokiem myślenia, kompozytorzy stworzyli dla postaci (próbujących odnaleźć swoje nowe ja) analogiczne, „snujące się” motywy. Nie zawsze jest to na tyle charakterystyczne, aby rzucało się w ucho i zapadało w pamięć. Faktem jest, że sporą część filmu ilustruje cisza, a muzyka… Muzyka po prostu łączy oba filmowe światy – świat fantastyki i typowego ludzkiego dramatu. A robi to stosunkowo nieźle.

Otwierający płytę utwór The First Time i Saw Jupiter mówi nam wiele o ścieżce dźwiękowej do Drugiej Ziemi. Przede wszystkim to, że na standardową orkiestrową ilustrację nie mamy co liczyć. Tematyka również nie będzie wyznacznikiem jakości tego tworu. Najbardziej trafiająca okaże się (o słodka ironio!)… stylistyka. To, co na początku odpycha, po głębszym zapoznaniu się ze źródłem inspiracji, stanowi niewątpliwą atrakcję tej kompozycji. Mamy zatem śmiałe tekstury bitowe z różnymi anachronicznymi samplami w tle i wiele pomysłów na jeszcze większe udziwnianie warstwy brzmieniowej. Słuchając Drugiej Ziemi ma się wrażenie, że odkurzamy jedną ze starszych prac Vangelisa, która jakimś dziwnym trafem krzyżuje się z mistrzowską umiejętnością budowania tekstury ambientowej przez artystów z firmy Asche & Spencer. Z czystej ciekawości sięgnąłem po zasoby YouTube’a, aby sprawdzić jaką muzyką parają się na co dzień Fall On Your Sword. I tutaj przeżyłem głęboki szok. Choć podobieństwa do Daft Punk są jak najbardziej słyszalne, Fall On Your Sword wyraźnie bawi się konwencją. Wideo dostępne pod tym linkiem mówi samo za siebie!

Abstrahując od dziwnej skądinąd twórczości FOYS, Druga Ziemia nie przypomina wcale tych ironicznych, elektroniczno-popowych melodii. Owszem mamy kilka utworów, gdzie linia melodyczna zdaje się podporządkowywać nakreślonym w muzyce rozrywkowej, wzorcom. Takowym będą na przykład utwory otwierające, czy zamykające krążek. Będzie nim również Rhoda’s Theme, który z klasycznym rozumieniem tematu ma tutaj akurat niewiele wspólnego. Ogólnie rzecz biorąc, dużo tu dziwnych, przypadkowych wydawać by się mogło, brzmień, ale składających się na dosyć oryginalną ilustrację. Ilustrację, która jest w stanie zaciekawić, ale na pewno kosztem bardzo dużej atencji ze strony słuchacza.

Jak już wspomniałem wyżej, muzyka tworzona jest na zasadzie tekstury. Mamy zatem określony ambientowy podkład determinujący pojawiające się kolejno sample i elementy bitowe. Twórcy nie stronią również od instrumentów akustycznych, takich jak fortepian, wiolonczela, czy skrzypce. Ten pierwszy utożsamia się bezpośrednio z Johnem Burroughs i jego psychofizycznym stanem po kilku latach od (uwaga, spoiler!) dramatycznego wypadku, w którym ginie cała jego rodzina. Solowe frazy na instrumenty smyczkowe pojawiają się najczęściej, gdy głównym przedmiotem zainteresowania widza staje się owe dziwne zjawisko astronomiczne. Nie bez znaczenia są tutaj prywatne rozmyślania głównej bohaterki na ten temat oraz czyny, które podejmuje w kontekście pojawienia się na niebie Ziemi 2. Są też partie wokalne, które najbardziej uderzają w zaskakującej scenie kończącej obraz Cahilla.



Szukając głębiej można dopatrzeć się jeszcze kilku innych, ciekawych rzeczy dotyczących muzyki. Ot na przykład takich, że spora część utworów opiera się na ostinato, czy chociażby to, że na albumie znalazł się również jeden utwór źródłowy (Sonatina in D Minor). Nie ulega jednak wątpliwości, że Druga Ziemia jest kompozycją toporną w odbiorze. Choć prostą pod względem aranżacji, to dosyć skomplikowaną w przyswojeniu jeżeli chodzi o zestawienie środków muzycznego wyrazu. Nie do każdego trafi ten elektroniczno-akustyczny miszmasz. Nie każdy przekona się do tego stylu. Na pewno znajomość filmu pomoże odnaleźć się w tym gąszczu dźwięków, aczkolwiek moim zdaniem ukrócenie tego wszystkiego o kilkanaście minut wyszłoby albumowi tylko na dobre.

Poniżej alternatywny tekst autorstwa Tomka Ludwarda

Gdy świat obiega wiadomość, że gdzieś daleko we wszechświecie istnieje druga Ziemia, spełnia się

jedna z teorii mówiąca o tym, że nie jesteśmy sami. Wobec tego rewolucyjnego faktu reżyser Another

Earth proponuje wycieczkę na bliźniaczą planetę, na której każdy może stanąć twarzą w twarz ze

swoim astralnym alter ego. Pomysł przypada do gustu 17 letniej Rhodzie Williams. Niestety, chwila

nieuwagi i tragiczny wypadek samochodowy, którego jest sprawczynią, odkłada jej dzielne plany o

cztery lata. Gdy Rhoda wychodzi na wolność, musi zreinterpretować swoje życie i podjąć decyzję, czy

warto zostawiać to wszystko i poświęcić swój beznadziejny żywot dla nauki, przygody, w końcu dla

własnego spełnienia.

Odpowiedzialna za muzykę grupa Fall on Your Sword to jedna z czołowych marek poruszających się

wśród amerykańskich produkcji indie. Jej członkowie Will Bates i Phil Mossman to

multiinstrumentaliści mający za sobą bogatą przeszłość kompozytorską. W swoich projektach

posługują się szeregiem stylów i narzędzi umożliwiających stworzenie atmosfery charakterystycznej

dla kina niezależnego. Nieobce są im zatem ambientowe tekstury podszyte klasycznym

instrumentarium oraz bliżej nieokreślona elektronika swobodnie współpracująca z niepokojącym i

często przeestytezowanym obliczem wizualnym danej produkcji. Relacja dźwięku i obrazu w

produkcjach indie nie jest ścisła, a co za tym idzie ryzyko, że jeden z elementów zacznie, w którymś

momencie żyć własnym życiem, jest wysokie. Nie stanowi to jednak problemu, a jedno z założeń ich

twórców. Z tego też względu Fall on Your Sword głównie eksperymentuje, co doskonale słychać przy

okazji albumu do Another Earth.

Sporym ułatwieniem dla Batesa i Mossmana jest brak jakichkolwiek oczekiwań wobec ich muzyki ze

strony odbiorców. Dzięki temu nie muszą oni przestrzegać z góry przyjętych założeń aranżacyjnych.

Wydźwięk tego dają już w pierwszym utworze. The First Time I Saw Upiter zaskakuje swoją

złożonością. Ostry syntezator przywołujący echa lat 80-tych wybija jednostajną pulsacje, w której na

zmianę uderza generowany elektronicznie bas i komputerowo przetworzone sample. W quasi-

dyskotekowym rytmie połączonym z dubstepowym zacięciem, dostrzec można ślady artystycznej

drogi jaką Fall on Your Sword konsekwentnie podąża. Ich multimedialne instalacje stanowiące zlepek

różnych środków wyrazu, czy też konceptualne filmy wideo, odnajdują ujście również w muzyce.

Takie połączenia zaskoczą nas przy End of The World, gdzie bardzo nisko osadzona linia basu

koresponduje z wczesnym ambientem Briana Eno lub późniejszym, bardziej poważnym stylem grupy

Radiohead. Podobnie w Rhoda’s Theme – zwariowanym popisie możliwości sekwensera tonowanym

minimalnymi dawkami monotonnego pianina.

Ostatni instrument to osobne ciało poruszające się po albumie w równie przygnębiającym stopniu, co

główna bohaterka w filmie Mike’a Cahilla. Przygnębiającym, bo towarzyszy scenom, w którym Rhoda

stawia na swoje towarzystwo analizując jak źle potraktowało ją życie. Tu nie ma brawury, tylko

sprawdzone muzyczne tło, które zdaje się przytłaczać jednolitością i niepokojem. Fragmenty Bob the

Robot, bardzo ładny Rhoda’s Application oraz Love Theme to klasyczne studium niepokoju bohaterki.

Powoli analizując szanse i straty wycieczki w stratosferę, Rhoda próbuje załatać wszystko to, co

schrzaniła przez jeden malutki błąd. Użyte do tego pianino ze smyczkami, niczym w filmie

dokumentalnym o kosmosie, akcentuje zapierające dech widoki i podkreśla skalę wydarzenia jakim

jest obecność obcej planety, dostępnej niemalże na wyciągnięcie ręki.

Całość wypada w filmie doskonale. Wtłoczona w obraz partytura zdaje się funkcjonować bardzo swobodnie i

nawet najtrudniejsze z perspektywy słuchacza akcenty na klasyczne instrumentarium nie stanowią

wyzwania dla naszego ucha. Jest to bez wątpienia zasługa pomysłowości samych twórców i

specyfiką nasycenia kadru połączonej z niebanalnym montażem poszczególnych scen. Swoboda z

jaką soundtrack komentuje wydarzenia na ekranie najlepiej oddaje doskonały Purdeep’s Theme.

To chyba jedyny rozwijający się w jednostajnym tempie kawałek, który oferuje lekki, choć

przejmujący temat oparty na ciepłej linii syntezatora i snującej się partii skrzypiec. Jego elementy,

bowiem całość nie znalazła się w filmie, odnajdziemy w scenach przybliżających nam postać

Purdeepiego, niepełnosprawnego konserwatora, który pełni rolę duchowego przewodnika Rhody

podczas jej pracy w liceum.

Zostańmy jeszcze przy smyczkach. Wraz z postępem fabuły zmienia się nastrój panujący na ścieżce.

Tutaj kompozytorzy sięgają po paletę zagrań charakterystycznych dla twórczości Maxa Richtera.

Najlepiej obrazuje ten koncept utwór Forgive, w którym delikatne ostinato na wiolonczele zdecydowanie

wysuwa na pierwszy plan teksturę instrumentalną. Wcześniejsze The Specialist prowadzi podobną

grę, lecz stawia na towarzystwo ciężkiej ambientowej frakcji, która przybliża nas do takich prac

Richtera, jak Walc z Bashirem, czy Memoryhouse. Siła rażenia Another Earth tylko na tym zyskuje.

Druga część seansu proponująca refleksje nad sensem wybaczenia i znaczeniem miłości, musiała

mocno zwolnić. By nie pogubić proporcji pomiędzy komponentami filmu, które nie zawsze udaje się

zachować, Fall on Sword postawiło na mariaż starego i nowego. Nie dziwi więc odrobinę karkołomne

zaprzężenie solistów przygrywających w takt syntezatora, lub imitacja dźwięków pozytywki, patrz

Bob the Robot, gwałtownie przerwanych elektronicznym basem we wspomnianym już The Specialist.

Ten kontrast jest ważny nie tylko dlatego, że urozmaica i tak odrobinę dziwaczną partyturę. Dzięki

takiemu, a nie innemu zastosowaniu, Fall on Your Sword porządkuje swój krążek oferując materiał

poprowadzony różnymi ścieżkami. Warto wspomnieć, że duet po raz kolejny trzyma się przy tym

uwielbianej przez nich różnorodności. Blisko godzinna przeprawa przez 19 utworów nie jest w

żadnym wypadku nudna, choć niewątpliwie ma swoje minusy. Dla słuchacza niezaznajomionego z

filmowym kontekstem, ten muzyczny miszmasz potrafi zirytować i zniechęcić już w swoim

początkowym stadium. Z drugiej strony, dla słuchaczy niestroniących od wyzwań i czystej ciekawości

muzycznej, podejście do obrazu Fall on Your Sword może okazać się niezwykle atrakcyjne.

Najnowsze recenzje

Komentarze