Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Bear McCreary

Human Target

(2010)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 01-11-2011 r.

Pod jedną z moich ostatnich recenzji, tej traktującej o muzyce Beara McCreary’ego do gry SOCOM 4, pojawił się taki oto komentarz:

McCreary jest młody, a jednak jego styl można odczytać bezbłędnie. Ilu dojrzalszych kompozytorów wykształciło równie charakterystyczne cechy swojej twórczości? Będę to doceniał nawet jeśli nigdy nie odejdzie od tych typowych dla siebie dźwięków.



Nie sposób odmówić słuszności tej wypowiedzi. McCreary, mimo iż często zjada swój własny ogon, jest bez wątpienia osobowością z charakterem – kompozytorem, który jak niewielu w branży potrafił wytworzyć swoją własną markę i skupić na sobie uwagę zwykłego „konsumenta”. Lwią część sukcesu zawdzięcza skutecznemu PR i latom pracy nad projektem Battlestar Galactica, gdzie przez długi czas eksperymentował z silnie rozbudowanymi sekcjami perkusyjnymi, różnego rodzaju instrumentami etnicznymi i elektroniką. Doświadczenia te dały McCreary’emu między innymi dosyć rozległe pojęcie na temat funkcji barw dźwiękowych w obrazie. Ostatnia dekada to właściwie podróż przez różnego gatunku seriale i filmy, które wykształciły w nim nawyk do czynienia swoich partytur jak najbardziej melodyjnymi. Starając się unikać ilustracyjnego underscore, pisał muzykę tak, aby miała ona również swoją wartość estetyczną. Oprawa muzyczna do serialu Human Target nie wyłamuje się znacznie z tego schematu.

Christoper Chance to „wolny strzelec” lubiący nadstawiać karku dla wyższych celów. Pomagają mu w tym jego dobrzy przyjaciele, z którymi tworzy zgrany zespół mogący podjąć się właściwie każdego niemożliwego, wydawać by się mogło, zadania. Innymi słowy, serial Human Target, to wręcz idealne środowisko pracy dla McCreary’ego. Gdy dodamy do tego motywy szpiegowskie i trochę melodramatycznego tła, uzyskujemy całkiem żyzne dla epickiego brzmienia, pole, tym bardziej, że budżet przeznaczony na muzykę pozwalał na nieco większe niż w przypadku Battlestara zabawy z orkiestrą. Nie dziwne zatem, że Human Target uważa się za jedno z najbardziej „rozbudowanych” dzieł w karierze tego kompozytora. Ma to oczywiście swoje odzwierciedlenie w obrazie. Muzyka, jaką usłyszeć możemy w serialu nie pozostawia większych wątpliwości – jako element dynamizujący akcję spełnia po prostu swoje założenia. Ponadto dostarcza stosownej rozrywki i jest wystarczająco charakterystyczna, aby stanowić pewnego rodzaju wizytówkę tego periodyku. Czy jest to jednak na tyle autonomiczny twór, aby zaistnieć poza owym kontekstem?

Jak najbardziej! Partytura do Human Target stoi ciągłą akcją. Akcją opartą na bardzo melodyjnych tematach i typowej dla Beara, budowanej na bębnach koto, rytmice. Wszystko to ma oczywiście swoje granice i jest atrakcyjne, ale do pewnego momentu. Z pewnością tym momentem nie jest trzecia godzina i dwudziesta czwarta minuta słuchania, czyli ostatni utwór na oryginalnym soundtracku. Muszę przyznać, że wydawcy albumu zaskoczyli mnie nieprzeciętnie swoją strategią działania. Pierwszy raz spotykam się bowiem z pomysłem wypuszczania na rynek trzypłytowego zestawu zawierającego materiał muzyczny tylko z jednego sezonu jakiegoś serialu. Inną sprawą byłoby, gdyby utwory tam zawarte stanowiły niecodzienne novum w gatunku, odkrywały jakieś nieznane do tej pory dla muzyki filmowej horyzonty, czy chociażby imponowały niesamowitą ilością tematów i ich aranżacji. Nic z tych rzeczy tu nie uświadczymy. Trzypłytowy, limitowany album od La-Li jest tylko karmą dla fanobyów Beara. Nie zaliczam się do tego grona, więc przebrnięcie przez to wydanie było dla mnie nie lada wyzwaniem. Niemniej udało mi się, a oto wrażenia jakie wyniosłem z tego doświadczenia…


Cóż tu dużo mówić. Muzyka McCreary’ego jest po prostu „potężna”, a duży aparat wykonawczy, w przeciwieństwie do sposobu jego wykorzystania, robi całkiem pozytywne wrażenie. Cała sfera melodyczna opiera się właściwie na jednym solidnym filarze – temacie przewodnim partytury. Jest to również temat głównego bohatera, Chrisophera Chance’a. Dosyć częste odwoływanie się do tej melodii (żeby nie powiedzieć, że za częste) sprawia wrażenie, że McCreary za wszelką cenę chce zachować spójność partytury pod szyldem jej muzycznej wizytówki. Efektem tego są dosyć barwne momenty, kiedy z szaleńczej, bardzo agresywnej akcji przechodzimy nagle do lirycznego, zdecydowanie bardziej stonowanego brzmienia – wszystko to rzecz jasna w obrębie jednego tematu. Niewątpliwie świadczy to o pewnej jego plastyczności, choć z drugiej strony, zbyt częste odwoływanie się do tego motywu, sprawia, że album soundtrackowy bardzo szybko zaczyna przypominać starą zacinającą się płytę, odtwarzającą w kółko to samo. No dobrze, można przecież bronić action score mówiąc, że co utwór, to inna aranżacja… Mimo tego pomniejszenie roli tematów pobocznych kosztem przewodniego nie było do końca udanym pomysłem.



Jak na przygodowy periodyk przystało, McCreary położył duży nacisk na rolę sekcji dętej blaszanej. Na tle równie rozbudowanych perkusji, stworzyła ona silny argument przemawiający na korzyść epickiego rozmachu partytury. Bardzo często do głosu dochodzi również solowa trąbka traktująca temat przewodni niczym patetyczną fanfarę odgrywaną na cześć głównego bohatera i heroiczności jego czynów. Nie bez powodu zatem nasza wyobraźnia powędruje w kierunku podobnych w wymowie prac traktujących o przygodach Jamesa Bonda, czy Ethana Hunta. Pod względem merytorycznym, a i owszem, ale jeżeli chodzi o brzmienie to tutaj nie będziemy mieli żadnych wątpliwości. Human Target to czysty McCreary – ścieżka autora „everyscore’u”, któremu na imię Battlestar Galactica. I choć McCreary dwoi się i troi, aby stylistykę swojej pracy podpiąć pod schemat kina szpiegowskiego, to rzemieślnicze naleciałości jego warsztatu zabijają ducha orkiestrowej przygody. Sporo tu bowiem także nawiązań do innej, nieco bardziej industrialnej pracy Beara, czyli Sarah Connor Chronicles.



Wysiłek kompozytora w poszukiwaniu rozwiązań ilustracyjnych marnowany jest nieco przez wyświechtane i oklepane instrumentacje. Częste podporządkowywanie sfery melodyjnej panoszącym się w partyturze perkusjom, sprawia, że finezja w prowadzeniu utworów akcji porównywalna jest miejscami do wyczynów jakiejś wojskowej orkiestry dętej. Innymi słowy wszystko obraca się wokół rytmiki. O ile w ramach obrazu sprawuje się to w miarę dobrze, na płycie, po dłuższym czasie spędzonym z tego typu muzyką, skłania słuchacza do zmiany repertuaru. Po raz kolejny wychodzi tu zatem problem długości trwania albumu soundtrackowego.



Human Target nie jest na szczęście niekończącym się action score’m. Choć miejscami partytura ta stara się aspirować do miana totalnego akcyjniaka, to jednak pewna część kompozycji poświęca również uwagę poszczególnym osobom wchodzącym w relacje z głównym bohaterem. Liryczna strona partytury jest więc domeną nie tylko podkochującej się w Christopherze, Katherine, ale także szukających sprawiedliwości, klientów Chance’a. Większych rewelacji pod tym względem nie uświadczymy. Tak jak w poprzednich pracach Beara, inicjatywę w takich sytuacjach przejmują smyczki, a w tle dają się usłyszeć jakieś solowe elementy, ot chociażby wspomniana wyżej trąbka, czy obój.



Gdyby wziąć ten materiał na stół montażowy i skrócił całość do powiedzmy godzinnego albumu, mielibyśmy kolejny przebojowy produkt ze stajni Beara. Trochę failowy pod względem oryginalności, ale poziomem atrakcyjności nie ustępujący ścieżkom dźwiękowym do Battlestar Galactica. Trzy, wypełnione po brzegi krążki, to już niestety za dużo. Drobiazgowe potraktowanie partytury nie pozwala skupić uwagi na jakimś charakterystycznym momencie, a słuchacz, który nie miał wcześniej styczności z serialem, będzie najbardziej poszkodowany pod tym względem. Soundtrack ten jest zatem ukłonem w kierunku wiernych fanów kompozytora i serialu Human Target. Niczym więcej.

Najnowsze recenzje

Komentarze