Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Harry Gregson-Williams

Magic of Marciano, the

(2000)
-,-
Oceń tytuł:
Paweł Stroiński | 21-08-2011 r.

Młody chłopak z pomocą poznanego mężczyzny ucieka od chorej psychicznie matki we własny świat. Tak przynajmniej fabułę filmu The Magic of Marciano przedstawia strona Internet Movie Database. Największą gwiazdą zdaje się Nastassja Kinski, poza tym rolę mężczyzny i przyjaciela głównego bohatera zagrał Robert Forster, znany najlepiej z Jackie Brown Quentina Tarantino.

Gdyby spojrzeć na karierę Harry’ego Gregsona-Williamsa z dzisiejszej perspektywy, taki projekt w jego filmografii mógłby się zdawać cokolwiek dziwny. Kompozytor, którego kariera na poważnie zaczęła się w 1996 roku, po tym jak wcześniej oddał przysługę Hansowi Zimmerowi i dyrygował chórem w jednej z najpopularniejszych ścieżek Niemca Karmazynowym przypływie celował raczej w kinie akcji. Tu i ówdzie pisał muzykę dodatkową dla swego mentora (Tajna broń, Twierdza), potem zilustrował Pożyczalskich i reżyserski debiut Antoine’a Fuquy, The Replacement Killers (Fuqua potem zmienił swego kompozytora na Marka Mancinę i przez dwa filmy współpracował z Zimmerem). Dzięki Zimmerowi, wraz z Johnem Powellem, został też zaangażowany do Mrówki Z. Kameralny film, jakim zdaje się The Magic of Marciano, jest czymś, do czego kompozytor nas, delikatnie mówiąc, nie przyzwyczaił. Film i ścieżka powstały w 2000 roku, a rok później Gregson-Williams miał już samodzielnie przejąć kino Tony’ego Scotta, jak się okazało, na dobre, a w panteonie hollywoodzkich twórców umieściły go takie dzieła jak współkomponowane z Powellem Uciekające kurczaki i Shrek (jego kolejne trzy części miał już zilustrować sam) czy – zupełnie niespodziewana – praca nad Królestwem niebieskim Ridleya Scotta. Recenzowana ścieżka nie ma oficjalnego wydania. Istnieje tylko króciutkie promo, które jest przedmiotem niniejszej recenzji.

Album trwa niecałe 23 minuty i Harry Gregson-Williams rozpoczyna go głównym tematem, który zresztą przeważa w całej ścieżce. I tutaj już kompozytor sprawia nam niespodziankę. Muzyka zaaranżowana jest na małą orkiestrę (smyczki, harfa, obój, klarnet, flet, róg), fortepian i dziecięcy chór. Melodia jest prosta, ale bardzo piękna. Bardzo smutna, z powodu bardzo subtelnego i prostego manewru, kończy się jednak nutką nadziei. Anglik kończy go nietypowo: napisany w skali molowej (więc smutnej) temat kończy się akordem durowym (kojarzonym zwykle z optymizmem, mówię tu oczywiście o postrzeganiu potocznym). W całej ścieżce przeważa emocjonalne wyciszenie. Przeważająca zwykle u twórcy elektronika, tutaj praktycznie nie istnieje; jeśli w ogóle jest, to zmiksowana właściwie niezauważalnie. Dramatyzm budowany jest bardzo subtelnie, w czym przypomina może trochę niektóre metody ilustracyjne Alexandre’a Desplata. Gregson-Williams niekoniecznie słynie jako twórca minimalistyczny, ale wyróżniające się Katie’s Depression zawiera charakterystyczne dla tego nurtu nieco hipnotyczne pulsowanie. Najdłuższy na albumie utwór zdecydowanie należy do najciekawszych na promo. Czasami kompozytor uzupełnia kameralne brzmienie rogiem, co dodaje ciepła. Motywy na harfę zapowiadają delikatniejsze prace twórcy, takie jak Veronica Guerin. Jednym z wyróżniających się utworów jest prawie komediowe The I.Q. Test, które tylko na chwilę burzy atmosferę smyczkowym wybuchem. Najlepsze jednak twórca Królestwa Niebieskiego zostawia na sam koniec, gdzie w napisach końcowych jego śliczny temat zaaranżowany jest na pełny zespół w najbardziej ekspresyjnym wykonaniu. Przez cały czas kompozytor do tego wybuchu dąży, jest on niejako katharsis partytury. Fragment ten należy do jego najlepszych w karierze.

Harry Gregson-Williams zaskoczył. The Magic of Marciano nie jest może muzyką dla wszystkich, ale należy ją polecić wszystkim zmęczonym jego regularnym brzmieniem epickim (które powtarza praktycznie od The Battle of Kerak bez żadnych zmian) i, tym bardziej, męczącym ścieżkom do kina akcji Tony’ego Scotta. Dla tego samego reżysera kompozytor stworzył w 2008 muzykę do filmu Em, ale nie została ona niestety wydana w żaden sposób, nawet promocyjny. Ślicznie zaaranżowaną, kameralną i wyciszoną partyturę można polecić fanom takiej właśnie muzyki (do których osobiście ja należę). Twórca Człowieka w ogniu nie należy do najbardziej subtelnych w historii muzyki filmowej, ale tutaj pokazał, że jak chce, to potrafi. Osobista muzyka, napisana z sercem.

Najnowsze recenzje

Komentarze