Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Howard Shore

LOTR: The Return of the King (Władca Pierścieni: Powrót Króla)

(2003)
5,0
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

Kiedy w 1999 roku Peter Jackson zabierał się za ekranizację kultowej prozy J. R. R. Tolkiena Władca Pierścieni niektórzy krytycy, także fani pisarza, snuli nieciekawe scenariusze klęski tego projektu, tłumacząc się niemożliwością wiernego przeniesienia bogactwa Śródziemia na taśmę filmową. Mimo obaw, dwie pierwsze części przeszły jak huragan przez kina całego świata zgarniając kolosalne zyski, wielokrotnie pokrywające koszty produkcji, rozpoczynając przy okazji nową falę zainteresowania spuścizną autora książki… Nikt już nie śmiał wątpić, że Powrót Króla spotka taki sam los. Okazał się nawet większym sukcesem niż sama Drużyna Pierścienia, zajmując zaszczytne 2 miejsce w światowym “box office” najchętniej oglądanych produkcji wszechczasów. Równomiernie z sukcesem obrazów, triumfy świętowała muzyka Howarda Shore’a, która urosła w międzyczasie do rangi wielkiego dzieła…

Sukces pierwszych dwóch części jednak nie rozleniwił kompozytora. Podążając wytyczoną wcześniej ścieżką, postanowił dopełnić swego dzieła i przyłożył się w pełni do Powrotu Króla. Standardowo już sięgnął do lektury Tolkiena, zajrzał do nut z poprzednich prac, skonsultował je z notatkami jakie sporządzał przez te dwa lata i skrupulatnie połączył to z nowymi konceptami powoli rodzącymi się w jego głowie. Muszę przyznać, że o ile sam obraz zaskoczył mnie bardzo, to moje wyobrażenia odnośnie partytury nie odbiegały dalece od tego, co usłyszałem w filmie. Spodziewałem się doskonałej, podniosłej muzyki opartej na chwytliwej tematyce i monumentalnych chórach. Nie zawiodłem się! Chóry wywołują ciarki na plecach, tematyka choć w większej mierze bazowana na poprzednich dwóch cześciach prezentuje także nowości z którymi myslę, że warto się zapoznać…

…Gród Minas Tirith rozsiadł się na siedmiu poziomach, z których każdy wrzynał się w zbocze góry i otoczony był murem, w każdym zaś murze była brama. Pierwsza, Wielkie Wrota, otwierała się w dolnym kręgu murów od wschodu, następna odsunięta była nieco na południe, trzecia – na północ, i tak dalej, aż po szczyt, tak że brukowana droga wspinająca się ku twierdzy przecinała stok zygzakiem to w tę, to w drugą stronę. Ilekroć zaś znalazła się nad Wielkimi Wrotami, wchodziła w sklepiony tunel, przebijający olbrzymi filar skalny, którego potężny, wystający blok dzielił wszystkie kręgi grodu z wyjątkiem pierwszego…

Gondor – wspaniałe państwo położone między Rohanem, a Mordorem. Jego stolicą jest Minas Tirith, legendarne Białe Miasto, ostoja królów od wielu pokoleń, uważane za nie do zdobycia, to właśnie pod jego murami staczana jest jedna z głównych, filmowych bitew. Warto zwrócić uwagę na dwa utwory-suity opisujące je: Minas Tirith i The White Tree. Pierwszy z nich rozpoczyna się sekwencją inwazji Orków na Osgiliath. Orkiestrę wspiera chór wyśpiewujący desperackie wezwanie do odwrotu “The Retreat From Osgiliath”. Potem następuje krótki, aczkolwiek piękny fragment zatytułowany “White Rider”, łączący się płynnie z motywem Gandalfa. Całość wieńczy już temat samego miasta, patetyczny i monumentalny, znakomicie podkreślający jego potęgę. Najlepiej sprawdza sie jednak w utworze The White Tree, który osobiście uważam za arcydzieło orkiestracyjne. Smyczki i dęciaki wprost genialnie tam ze sobą współpracują uzupełniając się nawzajem. Utwór ten szczególnie silnie działa na wyobraźnie widza zmagajacego się z obrazem, gdy porażany jest serią wspaniałych widoków górskich z palącymi się wiciami sygnalizującymi napływające zagrożenie.

…Frodo leżał twarzą do ziemi, a poczwara schylała się nad nim, tak zajęta jeńcem, że nie zwracała uwagi na krzyk Sama, póki hobbit nie znalazł się tuż przy niej. Nadbiegając stwierdził, że Frodo już jest związany postronkami, oplatającymi go od kostek do ramion, a poczwara ogromnymi przednimi kończynami już go dźwiga, żeby powlec do swej jamy…

Szeloba – olbrzymia, pajęczyca, jedyna ocalała córka Ungolianty, pierwotnie zamieszkała w Mrocznej Puszczy, potem jednak przeniosła się do Kirith Ungol. Tak jak matka tkała olbrzymie sieci, rzygała ciemnością, miała czarny jad w pysku i żądle i pożerała wszystko co przewinęło się jej przed oczami. Tolkien, jako iż sam bał się pająków uczynił je w swej powieści potworami, które w ostateczności zostają pokonane (po zabiciu Szeloby, do końca trzeciej ery reszta populacji pająków wymiera). Zgodnie z kierunkiem myślenia autora, kompozytor stworzył kolejny temat. Shelob’s Lair, to tylko krótka suita ze stosunkowo długiej sekwencji pobytu Froda w jaskini monstrum. Zaczyna się niepozornie, cichą mroczną przygrywką. Z każdą chwilą ewoluuje w coraz to bardziej szaloną i wymyślną muzykę akcji z charakterystycznymi dla stylu Shore’a kakafonicznymi splotami dźwiękowymi. Nie każdy będzie w stanie przebrnąć przez ścianę dźwięku piętrzącą się w tym utworze. Zaglądając na zaplecze techniczne tej suity należy jednak pochwalić Shore’a za jego bardzo rozbudowany warsztat twórczy, przejawiający się w sprawnym operowaniu orkiestrą symfoniczną.

…Frodo ucałował Meriadoka i Pippina, a na ostatku Sama i wstąpił na pokład; wciągnięto żagle, dmuchnął wiatr i z wolna statek zaczął się oddalać po szarej wodzie Zatoki; szkiełko Galadrieli w ręku Froda rozbłysło i zniknęło. Statek wypłynął na pełne Morze i żeglował ku zachodowi…

Szara Przystań – ostatni etap podróży elfów do Nieśmiertelnych Krain, także ostatni etap naszej trzyletniej przygody z filmem. To właśnie w tym miejscu wszystko się kończy, a zarazem zaczyna na nowo… Wyjątkowy charakter scen zrzucenia jarzma zła i późniejszej serii pożegnań doskonale muzyk uchwycił w swoim temacie końcowym. Pierwszy raz natykamy się na niego w Hope Fails, poruszającej scenie wielkiego poświęcenia Sama niosącego na barkach opadłego z sił Froda, by ten mógł dopełnić powierzonego mu zadania. Więcej ciepła, momentami nostalgii prezentują nam utwory: The Return Of The King i The Grey Havens. Ten ostatni, poruszajacy dogłebnie track, idealnie wtapia się w sceny z Szarej Przystani skąpane w malowniczej scenerii zachodzącego nad oceanem słońca…. Na motywie tym oparta jest także piosenka promująca film, Into The West autorstwa Annie Lennox. Nie porwie nas ona co prawda tak jak dwie analogiczne piosenki do poprzednich części filmu, ale z drugiej strony nie rozbije emocjonalnego nastroju ostatnich 20 minut filmu.

Jeden pierścień, by wszystkimi rządzić,

Jeden, by wszystkie odnaleźć,

Jeden, by wszystkie zgromadzić

i w ciemności związać.

I wreszcie, najważniejszy w całej trylogii filmowej temat Pierścienia. Ta smętna, wykonywana na solowych, drżących smyczkach melodia towarzyszy nam już od pierwszych minut Drużyny Pierścienia, poprzez każdą scenę, gdzie przedmiot ten jest źródłem spekulacji, dramatycznych wyborów lub gdy ukazuje swoją moc. Czemu, więc teraz o nim mowa, a nie na łamach recenzji na przykład TFOTR’a? Pierścień dopiero w Powrocie Króla staje się ostateczną wyrocznią losu już nie tylko samych bohaterów, ale i całego Śródziemia. Opisujący historię Smeagola A Storm Is Coming podkreśla za pomocą solowych, etnicznych skrzypiec tajemniczą naturę Jedynego. Decydującym, kulminacyjnym momentem opowiadania są emocjonujące sceny mające miejsce na zboczu Góry Ognia. Pierścień zaślepiając Froda przekrzywia jego system wartości zaślepiając go. Temu pięciominutowemu dramatowi towarzyszy The End Of All Things – według mnie najlepszy utwór jaki wymyślił Shore na potrzeby Powrotu Króla. Największą uwagę słuchacza skupia wytężona praca podniosłej orkiestry i chóru. Pod warstwą elektryzującej brzmieniowo muzyki kryje się jednak coś jeszcze. Utwór nabiera większego sensu, gdy na warsztat weźmie się tekst liryczny i przetłumaczy go. Ukłony należą się pani Boyens za inteligentną lirykę nie tylko w tym tracku, ale i w całej partyturze. Robi wrażenie!

Konkludując. Shore po raz kolejny udowodnił, że jest nietuzinkowym kompozytorem zdolnym zabrać się za każdy projekt i włożyć w niego całego siebie. Przeszło 3 lata pracy nad partyturami do Władcy Pierścieni nie poszły na marne. Całość trzymana jest na równym, bardzo wysokim poziomie. Bogactwo stylowe, inteligentne nawiązania do spuścizn kulturowych, tworzona na tej solidnej bazie wielobarwna tematyka nie są bynajmniej jedynymi zaletami. Godnym pogratulowania krokiem okazało się zaszczepienie tekstów Tokliena do muzyki, czyniąc zeń muzycznego narratora wprowadzajacego nas w kulturę Śródziemia. Co do soundtracku… Z pewnością każdy znajdzie tu coś dla siebie. Zwolennicy starych tematów nie będą narzekać na ich brak, ci którzy zechcą doszukać się czegoś nowego, też na pewno się nie zawiodą. Pojawia się jednak jeden problem. Problem słuchalności. Melodyjność ginie częstokroć pomiędzy licznymi eksperymentami dźwiękowymi jakich dopuszcza się kompozytor, szczególnie w muzyce akcji. Da się to jednak przeboleć. Po kilkukrotnym przesłuchaniu przestaje to przeszkadzać, a co bardziej odporne ucho zacznie dostrzegać i zachwycać się skomplikowaną budową atonalnych utworów. Z pewnością Powrót Króla jest godnym zwieńczeniem muzycznej trylogii Władcy Pierścieni zapisanej na stałe do kart historii muzyki filmowej. Dzieło obowiązkowe!

Inne recenzje z serii:

  • The Lord Of The Rings: The Fellowship Of The Ring
  • The Lord Of The Rings: The Fellowship Of The Ring – The Complete Recordings
  • The Lord Of The Rings: The Two Towers
  • The Lord Of The Rings: The Two Towers – The Complete Recordings
  • The Lord Of The Rings: The Return Of The King – The Complete Recordings
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze