Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Harry Gregson-Williams

X-Men Origins: Wolverine

(2009)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 12-07-2011 r.

Siedząc na samym końcu widowni podziwiał jak puste do tej pory miejsca zapełniają się z wolna napływającą falą ludzi. Dawno nie widział takich tłumów, więc pierwsze uczucie, jakie w nim zagościło, to poczucie jakiegoś dziwnego osaczenia. Szczerze powiedziawszy nienawidził ludzi z całego serca. Nienawidził ich, bo ich po prostu nie rozumiał, a był to wystarczający powód. I pomyśleć tylko, że kiedyś chciał być taki jak oni. „Phi”, wycedził pod nosem i z wielkim dystansem przyglądał się kolejnym cieniom wynurzającym się z tuneliku za wejściem. Tu samotny okularnik w wygniecionej koszuli. Tam jakaś para ściskająca się za ręce i jednocześnie zamiatająca wzrokiem okolice w poszukiwaniu nie wiadomo kogo lub czego…

– Przepraszam – wyrzucił ktoś po prawej, ale mężczyzna totalnie zignorował te słowa.

„Co za idiota zabiera dziewczynę na taki film”, nie mógł powstrzymać swojej pogardy dla tego, najwyraźniej rozpoczynającego swoje miłosne przygody, młokosa.

– Przepraszam pana! – jakiś wyraźnie poirytowany głos domagał się swojego.

Mężczyzna odwrócił swój wzrok i od niechcenia spojrzał na jednostkę burzącą jego święty stan zadumy. Ot kolejny młodzik zza pleców którego nieśmiało wyglądało jakieś dziewczę o ciemnych blond włosach. Ciężkim i niespiesznym ruchem podkulił nogi, aby para mogła przejść. Na jego nieszczęście siedli tuż obok. Płynnym ruchem ręki wyjął z kieszeni butelkę, odkręcił ją i pociągnął duszkiem kilka razy. Z każdym kolejnym łykiem irytujący młodzieniec przestawał już irytować.

Sala ściemniała, a na ekranie pojawiło się logo multipleksu. Zainstalowane dookoła sali głośniki ryknęły i zanurzyły widownię w potężnych, ale miękko brzmiących niskich tonach. Dla mężczyzny chowającego z powrotem do kieszeni butelkę było to nadwyraz dziwne uczucie – zupełnie jakby ktoś mierzył bardo silny cios w jego ociężałą od alkoholu głowę. „Jeszcze osiemdziesiąt lat temu wystarczyłby byle jaki kawałek ekranu i dobry pianista” – najwyraźniej trunek działał jak należy skoro mężczyznę wzięło na takie refleksje – „a teraz tylko by rzygali tym basem i efektami”.

Dziesięć minut komercyjnej męczarni no i w końcu długo oczekiwane widowisko ruszyło pełną parą. Zgarbiony, wciśnięty w fotel mężczyzna miał raczej niewielkie oczekiwania względem tego filmu. Filmu, który przecież według szumnie prezentowanych w telewizji zapowiedzi, wyciągać miał na wierzch brudy z przeszłości kogoś takiego jak on. Pierwsze sceny wywołały w nim dziwny niepokój. Utrata pamięci z pewnością powoduje niepokój, ale po dłuższym okresie najzwyczajniej w świecie wkurza. Przypominając sobie o tym poczuł więc i złość.

Kolejne sceny odsłaniały kolejne karty jego przeszłości, przeszłości na którą patrzył z obojętnością i z którą nie potrafił się w żaden sposób zidentyfikować. Nie znał tej przeszłości. Może to nie była jego przeszłość, ale przeszłość kogoś innego. Może w ogóle nie jest tym kim jest… A może to tylko nadmiar alkoholu powoduje, że rzeczywistość miesza mu się z filmową fikcją.

Wyciągnął butelkę raz jeszcze.

– Mówili, aby leczyć się tym czym się zatruło – wycedził pod nosem i nie zdążył odkręcić winkla, gdy upierdliwy sąsiad znów dał o sobie znać:
– Czy musi pan tu tak parskać i stękać?

– Oglądaj synku póki jeszcze możesz. – mężczyzna starał się przekazać najdelikatniej jak tylko potrafił, żeby ten się od niego odpieprzył.

Cóż, poskutkowało.

Minuta mijała za minutą. Przez ekran przewijała się jakiś dziwny audiowizualny kolaż pokazujący dwóch bohaterów o nadludzkich zdolnościach miotających się po chyba wszystkich wojnach, jakie znała amerykańska historia. Do tego te twarze: Hugh Jackmana i Lieva Schreibera… „Nic mi to nie mówi… no poza tym, że kolesia, który robił tą muzyczną sieczkę pluskającą w tle powinni na zbity pysk wyrzucić.”.
Chwila zadumy przerwana została silnym bólem, jaki odezwał się w potylicy. Szybko jednak ustąpił, dając przestrzeń do kolejnej porcji wewnętrznego monologu:

„Ciągle wydaje mi się jakbym to gdzieś kiedyś słyszał”. Długie, pozbawione sensu noce przed telewizorem potrafią namieszać w wyobraźni, szczególnie gdy spędza się je z tak niezawodną i skuteczną ze wszechmiar kochanką jak butelka markowej whiskey.

– Bardziej podobał mi się muzyczny temp-track na tej wykradzionej ze stołu montażowego kopii. No wiesz, tej o której ci wspominałem, kotku. – upierdliwy sąsiad zaczął zamęczać swoją dziewczynę refleksjami na temat muzyki.

„Ot kolejny niespełniony artysta, który postanowił być krytykiem-amatorem”, zadrwił mężczyzna. „Pełno tu takich. Gęby mają niewyparzone, a gówno się znają na tym, o czym mówią. Choć z drugiej strony to, co słychać w tle z pewnością nie należy do najlepszych soundtracków, jakie w życiu słyszałem. Ładu i składu to tu chyba za grosz nie ma i nic nie wskazuje, żeby do końca filmu coś miało się pod tym względem zmienić”.

Zawiesił się na chwilę, po czym spoglądając na siedzącego obok chłopaka rzekł w myślach zniesmaczony: „Pieprzyć to! Chyba jednak przyznam mu rację. Do tak mizernej i bezbarwnej muzyki nie trudno znaleźć jakiś lepszy ekwiwalent”.

Znienawidził się za ten akt pokory.

Wzrok uciekał powoli w stronę sklepienia, gdy wnet coś przykuło jego uwagę. Kobieta! Nie ta sama, jaką zobaczył wtedy wśród ruin elektrowni, ale inna – bardzo przypominająca tamtą. Coś w końcu zaczęło świtać. Bezbarwne sceny, jakim do tej pory przyglądał się z obojętnością nabierały sensu.

– Już lepiej by się sprawdził John Powell, który robił muzykę do trzeciej części – młokos po lewej nie dawał za wygraną. Najwyraźniej chciał zupełnie dobić swoją partnerkę. – Przecież tu nie ma żadnego dobrego tematu! Ba! Nie ma w ogóle jakiegokolwiek!

Mężczyzna wychylił się lekko i angażując do rozmowy dziewczynę upierdliwego młodzieńca, wycedził przez zęby:

– Koleżanko.

Dziewczyna w pierwszej chwili nie zareagowała. Nie wiedziała, że pytanie kierowane jest właśnie do niej. Zapijaczony mężczyzna nie omieszkał zatem powtórzyć go nieco głośniej:

– Ej, koleżanko!

– Słucham? – zapytała miękkim, ale nie pozbawionym zdziwienia głosem.

– Ucisz swojego chłoptasia, bo działa mi na nerwy.

Nie musiała tego robić. Wzrok jakim tajemniczy osobnik przestrzelił niesfornego młodzieńca mówił sam za siebie. Dzieciak stracił ochotę do dalszych konwersacji.

Romantyczna kolacja w domku na wzgórzu – ta filmowa sceneria przypominała mu coś. Przypominała historię, którą od bardzo wielu lat próbował niejako napisać na nowo w swojej „dziurawej” pamięci. Historię, której pożądał, a na którą teraz patrzył z pogardą. Nagle uświadomił sobie, że chyba już poznał dalsze losy tej historii. Marnowanie kolejnych minut na mierzenie się z tym wątpliwym dziełem było zatem bezsensowne.

Wstał z miejsca i nie przejmując się pozostałymi widzami w wielkim pośpiechu wyszedł z kina.

– Nareszcie! – odetchnął z ulgą młodzieniec i gdyby nie drobny szczególik, jaki wpadł mu w oko dalej powróciłby do komentowania.

Szczególikiem tym były wystające zza lewej pięści trzy długie i zapewne ostre noże. Skolekcjonowanie myśli i ułożenie sobie scenariusza prawdopodobieństw zajęło mu zaledwie kilka sekund – dosłownie tyle ile zajęło tajemniczemu przybyszowi opuszczenie sali.

„Może mi się tylko przewidziało”, pomyślał chłopak.

„Z pewnością” – uspokoiwszy się powrócił do oglądania.

Inne recenzje z serii:

  • X-Men
  • X-Men 2
  • X-Men 3: The Last Stand
  • X-Men: First Class
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze