Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Alexandre Desplat

Tamara Drewe (Tamara i mężczyźni)

(2010)
-,-
Oceń tytuł:
Marek Łach | 07-01-2011 r.

Alexandre Desplat komentując swoją ilustrację do Tamary i mężczyzn powiedział, że muzyka nie miała dodawać ciężaru gatunkowego filmowi, miała raczej równoważyć elementy dramatyczne na korzyść komediowych – bo film Frearsa miał być po prostu zabawną komedią. I rzeczywiście, ścieżka dźwiękowa tak właśnie brzmi: jest frywolna, żartobliwa, nieobowiązująca, jak na rozrywkowy obraz przystało. Obecną w finale nutkę tragizmu, idąc w ślady reżysera, traktuje lekceważąco – było, minęło, a wszystko co się zdarzyło, to tak naprawdę zwiewna krotochwilka.


O tę lekkość mam do Frearsa i Desplata trochę żalu. Obu panów tak bardzo przestraszyło ryzyko zaburzenia figlarnego nastroju komedii, że na każdym kroku postanowili widzowi przypominać, iż obyczajowy dramat, który pobrzmiewa gdzieś w tle ekranowej farsy, nie ma tak naprawdę znaczenia, nie należy poświęcać mu zbytniej uwagi i nie zakłóci on obowiązkowego, beztroskiego happy endu. To usilne prowadzenie widza za rękę prezentuje się nieco topornie – film posiada na tyle dużo humoru dialogowego i humoru sytuacyjnego, że byłby zabawny także bez muzycznego „wspomagacza”. Nie bez przyczyny zresztą najlepszymi fragmentami ścieżki Desplata są te, gdzie Francuz nie idzie w stronę drugorzędnego, komediowego underscore, tylko igra z odbiorcą, podkreślając obecne w obrazie Frearsa wpływy innych gatunków filmowych.


Ta właśnie cecha stanowi o sukcesie chwytliwego tematu przewodniego, którego obecność przepełnia wręcz wydany nakładem Silva Screen album. Temat ten brzmi jak gdyby wzięty został z komedii kryminalnej, ma w sobie łobuzerską zagadkowość i kpiarski suspense, roztacza wrażenie groteskowej intrygi. Jest to w sumie całkiem zgrabny, dowcipny utwór – jego styl wynika zapewne z faktu, że jeden z głównych bohaterów filmu to poczytny autor powieści detektywistycznych, regularnie zresztą zdradzający swoją żonę, która to przypadłość stanowi swego rodzaju ubogie odbicie jednego z najczęściej pojawiajacych się przecież w literaturze kryminalnej motywów. Temat Desplata w ciekawy, przewrotny nieco sposób wyciąga tę międzygatunkową naleciałość, co do której Frears nie przyznaje się otwarcie, ale którą zdaje się sugerować od samego początku opowieści.


Drugim takim momentem, gdzie czysta komedia obyczajowa schodzi na dalszy plan, jest utwór Packing and Closing. Rozwiązanie filmowej intrygi posiada tragiczny odcień i na ten jeden moment muzyka Desplata sięga nieco głębiej, przestaje się jedynie wesoło ślizgać po powierzchni. Trochę szkoda, że to jedyna taka chwila zadumy na przestrzeni całej kompozycji – wydaje mi się, że perypetie bohaterów filmu umożliwiały choćby delikatną sugestię, że pomimo zabawnych przygód, ich uczestnicy są w głębi duszy ludźmi nieszczęśliwymi. Desplat mógłby, zamiast tylko dublować komizm dialogów, pójść momentami w refleksyjne tony, prześwitujace między wierszami dowcipnego scenariusza, bez szkody dla wylewającego się z ekranu humoru. Frears obrał jednak inny, bezpieczniejszy kierunek, co trochę dziwi, bo rok wcześniej przy równie niezobowiązującym Cheri brytyjski reżyser był mniej strachliwy. Muzyczny efekt był wówczas zdecydowanie ciekawszy.

Skoro jednak mamy do czynienia z jednowymiarowym komediowym rzemiosłem, jak w tym ujęciu wypada reszta pracy Desplata? Szczerze mówiąc, trudno nazwać Tamarę Drewe kompozycją szczególnie frapującą czy zachęcającą do wielokrotnych przesłuchań. Gdyby silić się na porównania, to trójkowa Julie & Julia sprzed roku jest pracą jednak bardziej atrakcyjną i muzycznie urozmaiconą. Tamara broni się głównie tematem przewodnim (szkoda, że przywoływanym bez większej dbałości o nowe aranżacje) i kilkoma utworami o typowo desplatowskim, orkiestrowym wigorze, zawieszonym gdzieś pomiędzy kameralnością a symfonicznym wykwintem (Alarm at Winnards, Dog and Cows). Nie jest to jednak nic, czego od Francuza nie słyszelibyśmy w ostatnich latach; reszta ścieżki tonie raczej w tapeciarskiej rutynie, w związku z czym Tamara, pomimo swojej rzemieślniczej funkcjonalności, jest najmniej interesującą spośród ubiegłorocznych prac Desplata. Stanowi również rozczarowanie na tle wcześniejszych, znakomitych ilustracji do filmów Frearsa, ponad przeciętność wznosząc się jedynie w obecności tematu głównego. Muzyka lekka i zwiewna, jak sobie życzył kompozytor, i równie szybko ulatujaca z pamięci.

Najnowsze recenzje

Komentarze