Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Boris Elkis

Perfect Getaway, A (Wyspa strachu)

(2009)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 12-12-2009 r.

Wyspa strachu to kolejny film Davida Twohy’ego, który stanowi solidną porcję rozrywki, któremu jednak, tak jak i poprzednim obrazom tego reżysera/scenarzysty, w moim odczuciu do pełni szczęścia czegoś brakuje. Czego? W tym wypadku może konsekwencji? Gdyż po ponad godzinie zwodzenia widza i powolnego budowania napięcia, nagle pojawia się twist, akcja dostaje kopa ale scenariusz zaczyna się nieco sypać i za dużo pojawia się niedociągnięć czy niespójności. A szkoda, bo gdyby końcówka była bardziej dopieszczona A Perfect Getaway moglibyśmy pamiętać z czegoś więcej niż tylko świetnych ujęć hawajskich plenerów, ładnych bohaterek, czy momentami całkiem przyjemnej muzyki.

Od czasu Pitch Black Twohy zdaje się być przywiązanym do Nowozelandczyka Graema Revella i to on napisałby ścieżkę dźwiękową także do Wyspy strachu, gdyby nie fakt, że akurat był mocno zajęty ilustrowaniem serialu Jedenasta godzina. Revell polecił więc reżyserowi swojego asystenta, który był programistą syntezatorów choćby przy jego The Fog, AEon Flux czy Darfur Now i orkiestratorem Street Kings. Boris Elkis, młody Rosjanin, choć miał już na koncie kilka samodzielnych score’ów stanął przed pierwszą w życiu szansą zilustrowania większego, kinowego projektu. Myślę, że każdy kto oglądał A Perfect Getaway zgodzi się, że Elkis zadaniu podołał.

Rosjanin w wywiadzie przed premierą filmu i soundtracka stwierdził, że należy do tych, którzy budują muzykę w oparciu o melodie. I faktycznie nie omieszkał umieścić w Wyspie strachu całkiem wyrazistego tematu głównego, który już w filmie zwraca uwagę widza, co niewątpliwie cieszy takich niepoprawnych zwolenników „tematycznych score’ów” jak ja. Wspomniany temat na albumie pojawia się po raz pierwszy w utworze drugim, w spokojnej, romantycznej aranżacji, acz niepozbawionej nutki niepokoju czy wręcz tragizmu. Jednak to The Island przynosi chyba najlepszą a na pewno najbardziej zostającą w pamięci wersję tematu, idealnie komponującą się z filmowymi pejzażami Hawajów. Wygrywana przez orkiestrę melodia zostaje wzbogacona o rytmiczny podkład i nadające nieco tropikalnego charakteru gitary i jedyne, czego można żałować to fakt, że ten porywający fragment jest tak krótki.

Po świetnym starcie (mocny, suspensowo-dramatyczny A Perfect Getaway też robi niezłe wrażenie) Elkis zaczyna zagłębiać się w ilustracyjną stronę swojej muzyki, co oczywiście odbić się musi na autonomicznym jej odbiorze. Wyspa strachu jest jednak thrillerem, a zatem score w swym funkcjonalnym aspekcie ma przede wszystkim budować napięcie i niepokój. Wprawdzie tu i ówdzie pojawiają się cały czas bardziej lekkie, melodyjne momenty, jak wręcz idylliczny Secret Falls czy wszelkie fragmenty, w których kompozytor obraca się wokół tematu głównego (niestety nie jest tego dużo i są to dość krótkie kawałki), jednak dominować będzie suspens, dramaturgia, mrok, a w dalszej części także akcja.

Choć w nagraniu wzięli udział niezwykle wprawienie w muzyce filmowej Prascy Filharmonicy, to orkiestra nie pełni w A Perfect Getaway roli dominującej. Jest dla Elkisa tylko jednym z elementów, z których składa swój score, na równi z elektroniką czy, w mniejszym chyba stopniu, instrumentarium o etnicznym zabarwieniu. Rosjanin, jako podopieczny Raevella z syntezatorów korzysta bardzo chętnie, a czyni to całkiem sprawnie, kreując za ich pomocą różne dźwięki i brzmienia. Momentami pewnie może to przypominać styl Nowozelandczyka, innymi znowu razy przynosi skojarzenia z muzyką do wszelkiej maści seriali o charakterze kryminałów/thrillerów, typu CSI (tu przecież też pisywał Revell) czy Lost (a tu z kolei Elkisowi zdarzyło się pisywać muzykę dodatkową) a i zdarza się, że jest w tej elektronice coś ze stylu lat 80 (np. podkład w Killer Captured). Tworząc klimatyczny suspens rosyjski twórca sięga też po wspomnianą etnikę. Mam tu na myśl przede wszystkim wszelakie instrumenty dęte drewniane, być może nawet didgeridoo (w Cliff Attacks Ranger), jakiś rodzaj ksylofonu, perkusjonalia, gitary, a nawet żeński wokal.

To wszystko bardzo fajnie działa w filmie, niestety na płycie jest gorzej, zwłaszcza, że mamy tutaj blisko 30 krótkich utworów, w których trudno jest kompozytorowi rozwinąć jakąś muzyczną myśl a nagromadzenie opartego o syntezatory action-score w końcówce albumu może być dla wielu słuchaczy męczące, nawet jeśli parę momentów może porwać. Połączenie etniki, elektroniki i orkiestry nie stanowi też jakiegoś nowum, samo w sobie w wydaniu Elkisa też nie jest jakoś nadzwyczaj fascynujące a raczej głównie funkcjonalne. Na tle często stanowiącej tylko nijakie tapety muzyki z thrillerów produkowanej masowo przez hollywoodzkich wyrobników, praca młodego Rosjanina i tak prezentuje się bardzo dobrze. Słychać, że kompozytor się przyłożył, że choć mocno inspirował się dokonaniami starszych kolegów, czy nawet sięgał po sprawdzone klisze, to robił to z głową i nie ograniczał się do najprostszych rozwiązań. A to sprawia, że można uznać Borisa Elkisa za jedno z ciekawszych odkryć A.D. 2009 i liczyć, iż w przyszłości jeszcze nas pozytywnie zaskoczy. Na razie jest tylko i aż solidnie.

Najnowsze recenzje

Komentarze