Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Clint Mansell

Moon

(2009)
5,0
Oceń tytuł:
Łukasz Wudarski | 22-11-2009 r.

Wydaje się, że rok 2009 jest naprawdę niezłym rokiem dla filmów science-fiction. Kilka tegorocznych produkcji z pewnością rozgrzało fanów fantastyki naukowej i pokazało, że ten gatunek poza komputerowymi efektami specjalnymi ma jeszcze coś do zaoferowania. Dwoma sztandarowymi przykładami na moje słowa niech będą: „Dystrykt 9” i opisywany tutaj „Moon”. Oba filmy mają w sobie wielki potencjał i pewnie oba mogły być lepsze, jednak w od kilku lat zdominowanym przez debilne fabuły Michaela Baya pejzażu, produkcje te jawią się jako światełko w tunelu.

„Moon” to fabularny debiut Duncana Jonesa, prywatnie syna Davida Bowie (który w światku show biznesu nosi też pseudonim Zowie Bowie). Film jest przykładem inteligentnego sci-fi, które za zadanie ma stawiać bardzo egzystencjalne pytania, a nie epatować tanią rozrywką. Nie ma tutaj wysublimowanych efektów specjalnych, nie ma masy statystów, generowanych komputerowo postaci. Jest wyrazisty główny bohater i przede wszystkim niesłychany, zimny, duszny klimat klaustrofobii i zamknięcia. Klimat doskonale budowany przez oszczędne w formie zdjęcia Gary Shawa i niebanalną muzykę Clinta Mansella. Chociaż ostatecznie całość fabuły rozwiązana jest nieco zbyt infantylnie, nie zmienia to faktu, że to właśnie takich produkcji brakuje nam w dzisiejszym kinie.

Myślę, że taki film jak „Moon” idealnie wpasował się w styl muzyki Mansella. Jego nietypowy ambient, jest wręcz stworzony dla takich zamkniętych przestrzeni, w których tkwią wyraziści bohaterowie z problemami, ze swą tęsknotą, miłością i rządzą przetrwania. Kompozytor z pewnością o tym wiedział, dlatego nie próbował niczego kopiować, nikogo udawać, dzięki temu właśnie powstała muzyka pełna naturalności, wspaniale brzmiąca w filmie. To bardzo ciekawa kwestia, bowiem mimo, że ambient jest generalnie muzyką tła, to w Moon ją naprawdę słuchać. Nie ma jednak w żadnym wypadku dominującego charakteru. Buduje klimat i to właśnie taki zimny, pełen samotności i oczekiwania (idealnie reprezentowane przez fortepianowe tematy, zarówno ten główny – Welcome To Lunar Industries, jak i tzw. temat wspomnień Memories (Someone We’ll Never Know)). Poza fortepianem Mansell stosuje typowe dla siebie instrumentarium: gitarę elektryczną, pulsującą elektronikę (I’m Sam Bell, Too…), perkusję (świetne wejścia w Welcome To Lunar Industries) oraz delikatne smyki, które jednak potrafią zmienić się w pełne dramatyzmu „piłowanie” (Sacrifice).

Słuchając kompozycji Mansella na płycie, mimo kilku skądinąd świetnych tematów odczuwamy jednak pewne zmęczenie. Jest to bowiem muzyka mocno przesiąknięta takim ilustracyjnym klimatem, który w małych dawkach bywa zbawienny, jednak w większych porcjach może nudzić. Co więcej wyraźnie czujemy tu brak takiego kręgosłupa spajającego całość. Tematy nie przechodzą w siebie płynnie (niewątpliwie utrudnia to wplecenie ambientowych odgłosów) lecz są odrębnymi schematami, scalonymi jedynie strukturą utworu (Are You Receiving?, „We’re Not Programs, Gerty, We’re People” Sacrifice). Jest to wina postawienia na kreowanie atmosfery, która niestety swym zagęszczeniem doprowadza do rozproszenia koncentracji słuchacza, a przez to nie jest tak łatwo przyswajalna.

Muzyka z „Moon” to mimo swoich wad, kawał solidnej pracy, pokazującej że najlepsze kompozycje to takie, które nie starają się imitować, lecz mówią swoim własnym oryginalnym głosem. Tylko bowiem wtedy wiemy, że muzyka niesie prawdziwe emocje stając się czymś więcej niż tylko bezdusznym rzemiosłem. Chociaż na płycie całość może nudzić, to jednak jest tu kilka utworów naprawdę na wysokim poziomie utworów które sprawiają, że tej kompozycji nie można tak łatwo zapomnieć.

Najnowsze recenzje

Komentarze