Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Han Jae-kwon

Silmido

(2004)
-,-
Oceń tytuł:
Michał Turkowski | 24-09-2009 r.

Jakże wiele traci Polski widz, do którego nie dociera większość kinematografii Azjatyckiej. Filmy Koreańskie, Chińskie a także Japońskie, częstokroć trafiają na nasz ojczysty rynek wiele lat po swojej oficjalnej premierze, nierzadko tylko i wyłącznie w gazetowych wydaniach dvd, przez co nie mają szans na zaistnienie w szerszych kręgach widzów. Jednym z takich nieznanych filmów, a wielka szkoda, jest koreański obraz Silmido, wyreżyserowany przez anonimowego dla nas, polaków, Woo-Suk Kanga. Obraz ten, oparty na faktach, opowiada o losie grupy przestępców, którzy trafiają na wyspę Silmido. Tam przechodzą mordercze szkolenie, które ma uczynić z nich najemników oddziału 684, mających za zadanie dokonać mordu na ówczesnym przywódcy Korei, Kim Ir Senie.

Gdy jednak po pewnym czasie plan zabicia przywódcy okazuje się nieaktualny, wiadomym jest, że byli kryminaliści, doskonale znający niezrealizowane plany rządu, stają się niewygodni dla bezpieczeństwa państwa i należy się ich pozbyć. Silmido jest filmem bardzo dobrym, pomimo dłużyzn i nadmiernego eksponowania żołnierskiej woli walki. Kilka scen jest również niepotrzebnych, przegadanych, i niewiele do filmu wnoszących. Nie brak jednakże w Silmido świetnych sekwencji akcji, scen szokujących (gwałt, wypalanie pleców) oraz wątków wzruszających. Pomimo swoich wad, jest to naprawdę dobre kino, godnie upamiętniające ofiarę poniesioną przez, co prawda przestępców, zdradzonych jednakże przez naród.

Kompozycją muzyki do filmu zajął się praktycznie nieznany poza Azją Han Jae-kwon. Muzyk ten napisał świetną, pełnokrwistą partyturę akcji na dużą orkiestrę, stanowiącą idealny przykład, wzorcowej ilustracji współczesnego filmu sensacyjnego.

Po zapoznaniu się z partyturą do Silmido można odnieść wrażenie iż reżyser bardzo wyraźnie nakreślił wskazówki dla kompozytora – jego obraz bowiem, obfituje w wiele scen niemal żywcem wyjętych z hollywoodzkich filmów. Po samej muzyce wyraźnie wyczuwalny jest fakt że reżyser oczekiwał od muzyka równie „amerykańskiej”, jeśli można tak powiedzieć partytury, mającej swoje wzorce w pracach Hansa Zimmera, i ogólnie pojętej stajni MV. Taką też, heroiczną, pełną dynamizmu i melodyki partyturę popełnił Han Jae-kwon, przy tym jednak mało oryginalną i schematyczną. Score Koreańczyka obfituje też w prawdziwie Zimmerowskie tematy (The Rock jest tutaj głównym źródłem inspiracji), lecz co najważniejsze, posiada typowego dla muzyki Niemca powera.

Nie ulega wątpliwości, iż ścieżka pełna jest kliszowych zagrań, w rodzaju nostalgicznych solówek na trąbkę, bohaterskich uderzeń całej orkiestry oraz patetycznych fragmentów. Co jednak istotne, patos jakim emanuje ta płyta jest jak najbardziej na miejscu, i nie przekracza dopuszczalnych granic jak to ma miejsce choćby w Transformers Jablonsky’ego. Pomimo iż muzyka silnie gloryfikuje głównych bohaterów, to jednak kompozytor nie popada w nadmierne zachwyty nad postaciami przestępców, i nie przekracza granicy kiczu.

Han Jae-kwon z dużą łatwością buduje siatkę melodyczną partytury, dzięki czemu ogromną siłą Silmido jest duża baza tematyczna – mało co prawda oryginalna, jednak bez żadnego problemu będąca w stanie udźwignąć cały ciężar narracji muzycznej. Tematów jest dużo, główny, nostalgiczny motyw przewodni zaprezentowany jest już w drugim utworze, zatytułowanym Dead End. Jest to wzruszająca, żołnierska melodia, częstokroć prezentowana przez solową trąbkę (Buried Truth) przepowiadająca okropny los, jaki spotkał zesłanych na wyspę więźniów. Melodia ta może kojarzyć się z tematem głównym z Hummel Gets The Rockets z The Rock, lecz jest zdecydowanie bardziej prawdziwsza i naturalna. Inny temat, prezentuje przecudowny, nie boję się tego powiedzieć Elegy, rozpoczynający drugą, bardziej dramatyczną, o czym później, część albumu.

Najlepiej tematyka reprezentuje porywającą muzykę akcji, potężne uderzenie przychodzi już z otwierającym album Jan 21. 1968. Pierwszy utwór, bardzo wyraźnie prezentuję konwencję, w której muzyk buduje action score, stanowiący najlepszą część partytury. Akcja oparta jest na silnej sekcji dętej, krzyżowanej częstokroć z dynamicznymi smyczkami, ze szczególnym naciskiem na wiolonczele. Wszystko podparte jest oczywiście rytmiczną perkusją i kotłami. Nie ma za to w instrumentacji, sekcji dętej drewnianej, co jest kolejnym punktem odniesienia do muzyki z MV. Silmido, co bardzo istotne, potwierdza fakt, że żywa orkiestra radzi sobie z tego typu partyturami nawet bez wsparcia syntezatorów, a muzyka brzmi czysto i soczyście. Przykładem niech będzie Across the Line of Fire. W tym utworze świetne wrażenie robi, quasi Herrmanowski początek na smyki, przechodzący w potężne crescendo całej orkiestry, by wybuchnąć prostym lecz bohaterskim tematem na waltornie, kontrapunktowanym melodią na skrzypce. Najlepszym utworem akcji jest żywiołowy i pełen triumfalizmu Running on Empty. Dostojne i smutne zarazem wykonanie tematu głównego z chórem przechodzi w niezwykle heroiczne przedstawienie wyprawy żołnierzy, podkreślone przez pełną orkiestrę, z naciskiem na skrzypce grające w wysokich rejestrach. Naprawdę niesamowita rzecz. 684 Task Force to najbardziej pachnący Zimmerem utwór płyty, z ekspresowymi smyczkami, niskim fortepianem i energiczną perkusją. Bardzo istotny dla action score’u jest hamujący orkiestrę krótki motyw, który kompozytor opracował na potrzeby ilustracji zwrotu akcji, nagłej zmiany sytuacji w filmie. Muzyka akcji jest najważniejsza przez pierwszą połowę albumu, następnie płyta prezentuje bardziej dramatyczną i nostalgiczną stronę partytury.

W sferze dramatycznej kompozytor również ma dużo do powiedzenia, pomimo iż przemawia wypracowanymi, dobrze znanymi już schematami, a nie własnym językiem muzycznym, co widać choćby po Silmido. Fragmenty melancholijne, to w większości odmienione aranżacje motywu przewodniego; jak łatwo zauważyć, kompozytor starał się bardzo szeroko wykorzystać wypracowany materiał tematyczny, jednak momentami poszedł zbyt daleko, bowiem od połowy płyta nadmiernie często powtarza temat główny. Excuse for Cowards, Aug 23.1971 oraz Song for Unknown Soldiers prezentują w większości temat wiodący, co może nużyć, zwłaszcza że ta trójka finiszuje płytę. Melodia ta pojawia się też w finale łączącego dramat i suspens There’s no Tomorrow. Pomimo tego jednak, nie brakuje tu momentów cudownych, jak wspomniany już wcześniej, w pełni smyczkowy Elegy, w swoim wydźwięku nasuwający na myśl muzykę samego Johna Williamsa. Liryczna strona muzyki pokazuje jednak duże umiejętności kompozytora w prowadzeniu sekcji smyczkowej orkiestry: jej brzmienie w utworach nostalgicznych jest bardzo naturalne i emocjonalne, zwłaszcza w połączeniu z akompaniamentem reszty orkiestry.

Ogromną zaletą partytury jest jej brzmienie i wykonanie. Muzyka została nagrana tylko i wyłącznie przez żywą orkiestrę, i nie boję się powiedzieć, że w ten sposób jest zdecydowanie bardziej atrakcyjna od większości prac z MV, na których wzorował się Koreańczyk. Gdyby to Hans orkiestrował swoją muzykę w taki sposób, to jakże wspaniale musiałyby brzmieć jego ścieżki. W Silmido świetnie brzmią zwłaszcza smyczki, bardzo czysto i wyraźnie, w porównaniu choćby z ich dźwiękiem w The Rock. Także puzony, waltornie i trąby brzmią mocno i przekonująco, zwłaszcza w muzyce akcji. Nie chcę tutaj krytykować Niemca, jednakże Silmido wypada… po prostu lepiej niż większość prac Hansa. Orkiestracje w Silmido są bardzo militarystyczne, dzięki czemu wyraźnie podkreślają charakter opowiadanej historii. Han Jae-Kwon unika sekcji drewnianej, główny ciężar niesie sekcja smyczków, blach, perkusji oraz nieodzownych werbli. Bardzo ciekawie użyty jest również fortepian, oraz talerze, częstokroć podkreślające różnorakie wybuchy orkiestry.

Pomimo swoich wielu plusów, score do Silmido niepozbawiony jest wad, ingerujących w partyturę zarówno na płycie jak i w samym filmie. Największym problemem tej ścieżki jest z pewnością oryginalność. Wielokrotnie można odnieść wrażenie że gdzieś już to słyszeliśmy. Kilka fragmentów zdaje się być przerobionym motywem z Twierdzy podobnie jak i dramatyczne zagrania, które bardzo pachną stylistyką MV. Nie są to bezpośrednie i bezczelne kopie, jednak inspiracje są nad wyraz widoczne. Oprócz oczywistego wzornictwa na muzyce ze stajni MV, można usłyszeć odwołania do Marsa: Boga Wojny Gustava Holsta, oczywiście do The Rock, odnoszę też wrażenie, że jeden motyw został zainspirowany fragmentem Riddle of Steel/Riders of Doom, z Conana Barbarzyńcy Basila Poledourisa, choć to akurat dość daleko idące skojarzenie.

Na płaszczyźnie samego filmu problemem jest pewna nadilustracyjność, kompozytor bowiem nadużywa nieco tematu przewodniego, częstokroć umiejscawiając go w niepotrzebnych miejscach. Nie oznacza to jednak, że muzyka działa w filmie źle, wręcz przeciwnie, działa naprawdę świetnie, zwłaszcza sceny akcji wypadają w połączeniu z muzyką rewelacyjnie. Początek filmu rozgrywający się w 1968, sceny treningów, wyruszenie żołnierzy na misję oraz finał filmu robią piorunujące wrażenie muzyczne. Jak widać, MediaVenturowska technika narracji jaką obrał kompozytor, jest nader skuteczna, w tego typu kinie. Co też ważne, muzykę czuć w obrazie, jest bardzo głośna i intensywna, przez co nie jest tylko i wyłącznie pustym tłem.

Także prezentacja płytowa zasługuje na uznanie, pomimo iż od połowy staje się ona cięższa i mocno dramatyczna to jednak trzyma poziom i nie nudzi słuchacza. Słuchalność muzyki jest nadzwyczaj duża, przerasta podobne scory akcji, dzięki swojej przebojowości i żywiołowości. Na płycie brakuje niestety kilka fragmentów, nieco underscore’u, odmienionej aranżacji utworu pierwszego, muzyki ilustrującej bitwę na wyspie, a także część scen akcji, rozgrywających się już po ucieczce oddziału 684 z Silmido. Brak ilustracji tych zdarzeń dziwi najbardziej, bowiem wraz z nimi druga cześć płyty byłaby pełniejsza w akcję, gdyż z dynamicznych fragmentów pojawia się w niej tylko Searching for Names, powtarzający temat z Across The Line of Fire.

Podsumowując ten tekst, chcę przede wszystkim powiedzieć że uwielbiam tę partyturę. Jest to muzyka, która nie próbuje nic udawać, a jednak znakomicie spełnia wszelkie warunki ilustracji kina akcji i wszystkie sprawdzone, wykorzystywane do tej pory wzorce, realizuje bardzo wyraźnie i skutecznie. Działanie w filmie to pierwsza klasa, prezentacja albumowa również zasługuje na uznanie, to czego chcieć więcej? Można narzekać że tematy są proste, nieskomplikowane, że tak naprawdę jest to stylistyczna klisza stylu Hansa Zimmera i jego uczniów. Ale czy warto narzekać? Muzyka ta świetnie wypada w filmie, z kolei jako dzieło autonomiczne równie dobrze, może nawet i lepiej. Powiem otwarcie, że nam, miłośnikom muzyki filmowej, którzy dali by się pociąć za swój gatunek, pozostaje się tylko cieszyć z takich partytur. Bo jest z czego. Polecam gorąco, nie tylko fanom muzyki akcji. Stawiam bardzo mocne cztery gwiazdki, płyta jak najbardziej na nie zasługuje.

Najnowsze recenzje

Komentarze