Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.

Filharmonia na filmowo – relacja z koncertu w Filharmonii Podkarpackiej

Dominik Chomiczewski | 21-04-2022 r.

Dla mnie, fana muzyki filmowej i regularnego bywalca w Filharmonii Podkarpackiej, program koncertu z 29 listopada 2019 roku był szczególnie interesujący. Orkiestra miała zagrać utwory dwóch dziś już wiekowych kompozytorów – Johna Williamsa i Krzysztofa Pendereckiego. Wspólnym mianownikiem koncertu miała być muzyka filmowa. W sali, którą jeszcze kilka tygodni wcześniej wypełnił monumentalizm 2. Symfonii Gustava Mahlera, miały zabrzmieć filmowe hity. Orkiestrę poprowadził Stefan Sanders.

Koncert otworzył flagowy utwór z nagrodzonej Oscarem ścieżki dźwiękowej z E.T. – 10-minutowe Adventures on Earth Johna Williamsa. Jego wyjątkowość polega na tym, że nie jest to de facto muzyka ilustracyjna, bowiem to Spielberg postanowił specjalnie zmontować finałowe kadry swojego kultowego filmu pod kompozycję Williamsa. Nostalgiczny rajd przez najważniejsze tematy tej pamiętnej partytury nie ustrzegł się pewnych potknięć wykonawczych, zwłaszcza w strzelistych partiach sekcji dętej, samych w sobie niełatwych do odpowiedniego wyartykułowania. Możliwe, że częściowo wynikało to z braku dostatecznego rozgrzania orkiestry, a częściowo ze złożoności utworu Amerykanina. Jednak motoryka oraz przebojowość, a także wejścia kultowego tematu latania, niejednemu odbiorcy z pewnością przywołały wiele wspomnień.

Po Adventures on Earth przyszedł czas na Krzysztofa Pendereckiego. Orkiestra wykonała mało popularny i względnie nowy, bo napisany w 2008 roku, Koncert na róg i orkiestrę. Określany jako jeden z najbardziej filmowych utworów w dorobku urodzonego w Dębicy kompozytora, rzeczywiście posiada w sobie coś z ilustracji pisanych na potrzeby X muzy. Nie znałem tego utworu wcześniej, więc nie mogę porównać tej interpretacji z innymi, niemniej raczej nie można było mieć większych zarzutów co do jakości wykonania (partie solowe bardzo sumiennie wykonał Jacek Muzyk). Mimo wszystko podczas odsłuchiwania tej kompozycji ciągle nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że powstała głównie jako dzieło czysto techniczne, skupiające się na prezentacji możliwości waltorni.

źródło: http://www.filharmonia.rzeszow.pl/

Po przerwie wszyscy wrócili na salę, aby wysłuchać muzyki z najsłynniejszej kosmicznej sagi filmowej – Gwiezdnych wojen. O ile określenie z prasówki Symfonia „Gwiezdne wojny” brzmiało dość enigmatycznie, o tyle sam fakt, że została jej poświęcona cała druga część koncertu, zapowiadał symfoniczną ucztę. Oczekiwanie na pierwsze takty podgrzał Sanders, który zanim chwycił za batutę, zwrócił się do publiczności z wielce wymowną sentencją: may the force be with you. Symfonia „Gwiezdne wojny” okazała się być obszerną suitą złożoną z ośmiu utworów.

Sanders postawił na zróżnicowany dobór tematów. Suita zaczęła się oczywiście od Main Title, które zaskakująco płynnie przeszło w jakże odmienne stylistycznie Cantina Band. Mimo zastosowania głównie orkiestrowych środków wyrazu, rzeszowscy filharmonicy bardzo sprawnie uchwycili charakterystyczny (kantynowy, chciałoby się rzec) koloryt oryginalnego nagrania. Następnie zaintonowano The Imperial March, temat Ewoków oraz Yody. Później przeszliśmy do The Asteroid Field, trochę niedocenianego utworu akcji z Imperium kontratakuje, zagranego zresztą z pazurem. Następnie Sanders dokonał obrotu o 180 stopni i z gracją zaprezentował niezapomniane Across the Stars. Tę część koncertu zakończył pamiętny finał Nowej nadziei – pompatyczne i bombastyczne Throne Room. Generalnie suita poprowadzona została z dużą precyzją i wykonanie z pewnością mogło się podobać. Mógłbym jedynie ponarzekać, że trochę nazbyt po macoszemu potraktowano w doborze tematów nowe trylogie. Jestem jednak świadomy, że z racji obszerności materiału powstałego na potrzeby ośmiu, a już niedługo dziewięciu epizodów, skompilowanie wymarzonego programu jest praktycznie niemożliwe.

Na tym jednak filmowe atrakcje się nie skończyły. Na bis Sanders zagrał nieprzewidziane w programie koncertu Raiders March z Poszukiwaczy zaginionej arki, inny kultowy utwór Williamsa. Dyrygent zaprezentował jego rozszerzoną wersję, z introdukcją tematu Marion w środkowej części. Można być mieć drobne zastrzeżenia co do kilku trudniejszych wykonawczo fragmentów, niemniej przebojowa natura tematu przewodniego serii o najsłynniejszym filmowym archeologu, a także sam fakt zagrania go w formie niespodzianki, dostatecznie wysycił całą salę pozytywnymi wibracjami.

Nie twierdzę, że muzyka filmowa powinna dominować w koncertach abonamentowych, niemniej z pewnością nie może być marginalizowana. Takie występy jak ten wprowadzają sporo świeżości do repertuaru orkiestry, a także stanowią solidny zastrzyk energii dla zgromadzonej widowni. Nie pogardziłbym podobnym koncertem w przyszłości. Może w II części sezonu artystycznego 2019/2020?

źródło: http://www.filharmonia.rzeszow.pl/

Najnowsze artykuły

Komentarze