Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.

Craig Armstrong: „To, w czym czuję się najlepiej to dramat.” [WYWIAD]

Tomasz Ludward | 21-04-2022 r.

Wiele z twoich filmowych prac jest adaptacjami książek. Czy ich lektura pomaga ci w procesie kompozycyjnym?

Wydaje mi się, że Romeo i Julia był bardzo oryginalną adaptacją – do tego stopnia, że praktycznie musieliśmy opracować podejście do Szekspira na nowo. Choć na przykład Wielki Gatsby był już wierny książce. I samo przeczytanie powieści Fitzgeralda było bardzo pomocne przy tworzeniu muzyki. W przypadku Moulin Rouge! było jeszcze ciekawiej, bo cały film opiera się na piosenkach, które służą do opowiedzenia historii. Ten score napisałem w Glasgow, gdzie niejako wróciliśmy razem z Bazem [Baz Luhrmann – przyp. red.]. Wszystkie te tytuły różnią się pod kątem adaptacyjnym, ale jednym, w którym naprawdę można poczuć ducha książki jest jednak Wielki Gatsby.

Kiedy komponujesz, współpracujesz z tak różnymi artystami. W przeszłości nagrywałeś przecież z Madonną czy Massive Attack. Jak udaje ci się wpleść tak różne style do muzyki filmowej? Czy takie współprace są dla ciebie inspirujące?

To ciekawe, bo przy każdej produkcji Baz pracuje z określoną generacją artystów. I tak miło było usłyszeć XX w Wielkim Gatsby’m.

Albo Lanę Del Rey.

Tak, Lanę Del Rey również. W następnym filmie Baz podąży dokładnie tą samą drogą, bo on po prostu kocha muzykę, i kocha muzykę popularną. Jeśli chodzi o mnie, to muszę przyznać, że to ogromne wyzwanie połączyć piosenki z filmem.

No dobrze, a jakie są pułapki w łączeniu piosenek z klasycznymi partiami?

To trochę trudne, bo wybierając piosenki, często podkładamy do filmu jakiś ich zalążek, i kiedy już ukazują się pełne utwory, zamiast wow jest konsternacja, bo te czasem nie pasują. Nie jest łatwo płynnie wprowadzić piosenkę do filmu, tak praktycznie znikąd. To jedno z największych wyzwań naszej współpracy, mojej i Baza, nad filmami.

To, co często przykuwa uwagę w twojej muzyce to umiejętne zagospodarowanie przestrzeni zarówno tej fizycznej w filmie jak i tej muzycznej. Mamy World Trade Center, Moulin Rouge!, w którym tak dużo się dzieje, łąki w Far from the Madding Crowd. Czy praca nad przestrzenią ma dla ciebie znaczenie?

Masz na myśli muzykę?

I określone miejsce, tak.

To, w czym czuję się najlepiej to dramat. W dramacie potrzeba naprawdę dużo przestrzeni, by przekazać emocjonalną treść filmu. Takie produkcje jak Wielki Gatsby, Far from the Madding Crowd, czy filmy Petera Mullana zostawiają mnóstwo przestrzeni dla muzyki. Sam sposób, w jaki są skonstruowane, jest bardzo przyjazny kompozycji. To daje poczucie spełnienia.

Jedną z moich ulubionych ścieżek twojego autorstwa jest Spokojny Amerykanin. Jak przebiegał proces stworzenia tematu głównego tej ścieżki?

Przede wszystkim uwielbiam pracować z Philipem Noycem, co zawsze sprawia nam mnóstwo frajdy. Ale sam Spokojny Amerykanin był wyjątkowym filmem i dotykał poważnego tematu.

Muzyka była poważna.

Tak, ale równie dobrze współpracowało się z wietnamskimi muzykami. To przypomina podejście przy Wielkim Gatsbym, kiedy czujesz, że wszystko jest budowane w bardzo powolny sposób aż do finału. Dobrze to wspominam i myślę, że score świetnie zafunkcjonował w obrazie.

Masz ciekawą przeszłość. W twoim dorobku znajdujemy projekty solowe, te związane z gwiazdami popu, ale również takie, które napisałeś dla teatru. Gdzie w twojej twórczości znajduje się teatr?

Myślę, że praca z reżyserem filmowym jest trochę jak teatr – jesteś członkiem dużej rodziny, każdy ma powierzone zadanie, opiekuje się konkretnym elementem spektaklu, każdy gra swoją rolę. To wszystko musi złożyć się w coś o wiele większego niż jednostka. Filmy działają tylko wtedy, kiedy każdy daje z siebie to, co najlepsze. Kiedy o tym dłużej pomyślisz, zdajesz sobie sprawę, że przecież w tym wszystkim tak wiele rzeczy może pójść źle. To bardzo złożone zadanie. Ale zawsze musisz czuć się częścią zespołu. No i oczywiście jest Baz, dyrektor, który musi to wszystko zebrać w całość.

Dzisiaj na panelu rozmawiałeś z Simonem o oryginalności, bo przecież twoje ścieżki są niezwykle oryginalne. Od razu przychodzi mi na myśl Romeo i Julia. Pamiętając epokowy temat Nino Rotty z filmu Franco Zeffirellego, czy miałeś go gdzieś z tyłu głowy, komponując nową wersję tej sztuki?

(śmiech) Jestem fanem Franco Zeffirellego! Cała kwestia wpływów jest dosyć zabawna. Uwielbiam to, w jaki sposób swojej muzyki używa Ennio Morricone. Jeśli wrócimy do Far from the Madding Crowd to dostrzeżemy inspiracje Ralphem Vaughnanem Williamsem. Ale już Wielki Gatsby jak również Moulin Rouge! są wyłącznie moim głosem. Mam na myśli wszystkie te lata, kiedy wypracowuje się styl i swój dźwięk, a mój dźwięk jest dosyć przestrzenny.

To prawda.

A może nazbyt przestrzenny? Nie wiem (śmiech). Uwielbiam widzieć najbardziej emocjonalny efekt osiągnięty najmniejszą możliwą ilością środków. Nie jestem fanem, i to tylko moje prywatne odczucie, muzyki przeładowanej rozwiązaniami, gęstej – to mnie nie rusza. To, co do mnie przemawia to subtelność, pewnego rodzaju emocjonalność. I takie też filmy wybieram. Staram się unikać wielkich, bombastycznych produkcji.

To prowadzi do mojego kolejnego pytania. Na panelu powiedziałeś, że inspirujesz się muzyką Thomasa Newmana…

Uwielbiam Thomasa Newmana.

… i Nico Muhly’ego.

Jestem fanem kompozytorów klasycznych. I pomimo tego, że ludzie kojarzą mnie z muzyką filmową, to inne grono odbiorców kojarzy mnie z moimi klasycznymi dokonaniami. To zabawne, że ta dwa światy rzadko przenikają się nawzajem. Fani filmówki zostają z filmówką. Fani klasyki zostają z klasyką. W przyszłości chcę wypuścić więcej muzyki klasycznej – jestem ciekaw co na to słuchacze muzyki filmowej.

To właśnie miłość. Ciężko wyobrazić sobie ten film bez twojej muzyki. Czy masz jakąś sekretną formułę na tak dokładne i skuteczne połączenie obrazu i muzyki?

Staram się wykazywać empatię z bohaterami filmu. Kiedy pracujesz z tak wspaniałymi aktorami, próbujesz dostać się do ich świata. Próbujesz utożsamić się ze sceną, utworzyć emocjonalną więź z tym, co dzieje się w filmie. Więc nie, nie ma formuły. To po prostu bycie wrażliwym na filmowe emocje.

Jakieś obawy przed jutrzejszym koncertem?

Gram tylko w dwóch utworach. Więc dla mnie to będzie frajda oglądać całą galę. Wszystkie piosenki, do których zrobiłem aranżacje, to nie są stricte moje piosenki. Będę siedział wygodnie i słuchał. Cieszę się, że wybrano muzykę z Wielkiego Gatsby’ego, i score z Moulin Rouge!, również To właśnie miłość. Myślę, że będzie wspaniale.


Moim gościem był Craig Armstrong. Rozmowa odbyła się podczas 12 Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie.

Najnowsze artykuły

Komentarze