Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Philippe Rombi

Bienvenue chez les Ch’tis (Jeszcze dalej niż Północ)

(2008)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 03-04-2009 r.

O francuskim kompozytorze Philippe Rombim, który pisaniem muzyki do filmów zajmuje się od połowy lat 90-ych, usłyszeliśmy po raz pierwszy chyba dopiero w 2005r. za sprawą interesującej ścieżki do dramatu wojennego Joyeux Noël. W 2007 Rombi błysnął po raz kolejny, jeszcze nawet mocniej, za sprawą znakomitego Angel, po którym pewnie nie tylko ja nieco baczniej zacząłem śledzić kolejne projekty tego uzdolnionego bez wątpienia twórcy. W roku 2008 Francuz zilustrował trzy obrazy: komedię, komediodramat oraz dramat. Największy rozgłos, za sprawą popularności samego filmu przyniósł mu ten pierwszy, a konkretnie Bienvenue chez les Ch’tis – największy kasowy hit tamtego roku w kinach nad Sekwaną, który w ilości widzów na salach kinowych pobił podobno nawet Titanica. Przyznam, że nieco dziwią mnie aż tak rewelacyjne wyniki, choć może trzeba być Francuzem, by w pełni docenić Jeszcze dalej niż Północ. Niemniej i dla Polaków stanowi ów obraz ponad półtorej godziny bardzo dobrej rozrywki, będąc ciepłą, sympatyczną i inteligentną komedią o pewnym urzędniku pocztowym, który „zesłany” na najdalej na północ położony region swej ojczyzny, przekonuje się jak dalekie od rzeczywistości są stereotypy na temat tamtejszych mieszkańców.

Philippe Rombi, podobnie jak w Joyeux Noël czy Angel, nie zaskoczył oryginalnym podejściem, a wręcz bardzo konserwatywnie wpasował się w ramy sztandarowej dla gatunku ilustracji. Jedynym nowum może być użycie carillonu – specyficznego, historycznego instrumentu będącego zespołem dzwonów, dość powszechnego na wieżach starych ratuszy i kościołów w północnej Francji (w Polsce instrument ten możemy usłyszeć w Gdańsku). Tyle, że carillon pojawił się na ścieżce dźwiękowej, bo tego wymagał scenariusz. Jest on dumą miasteczka, w którym toczy się akcja i gra na nim jeden z bohaterów. Zatem te kilka fragmentów w wykonaniu Stephano Collettiego to nawet nie filmowa ilustracja a bardziej po prostu source music. Trzeba też powiedzieć, że poza obrazem carillon nie robi już takiego wrażenia i na przykład Nocturne du carillonneur może dla niektórych stanowić mało atrakcyjny przerywnik pomiędzy partiami orkiestralnego score’u. Z drugiej jednak strony po obejrzeniu filmu nie wyobrażałem sobie, że mogłoby go zabraknąć na płycie, a moment, gdy w Le carillon d’Antoine do tytułowego instrumentu dołącza pełna orkiestra jest naprawdę znakomity.

Centralną osią soundtracku jest główny temat w postaci klasycznego, dość swobodnego a jednocześnie i eleganckiego walca w swej najważniejszej prezentacji, w drugim na albumie Valse des Ch’tis rozpisanego na smyczki i fortepian. Na nim Rombi oprze także muzykę z czołówki, choć tam znacząco ów walc przemodeluje, nie tylko zwiększając tempo i swobodę utworu, ale i dorzucając pewne specyficzne chwyty typowe dla komedii, w postaci charakterystycznych fraz na flety czy puzony. Kolejne utwory oscylować będą wokół tej stylistyki i choć często naznaczone będą większym lub mniejszym piętnem ilustracyjności, to jednak potwierdzać będą klasę kompozytora i jego znakomity warsztat. Ba, już oglądając pierwsze kadry filmu zwróciłem uwagę na bardzo dobre, bogate orkiestracje stawiające partyturę Rombiego co najmniej o klasę ponad standardowe współczesne komediowe ilustracje. Prościutkich i banalnych kompozycji z zalewających nasze kina polskich komedii romantycznych nawet nie ma co ze score’m Francuza porównywać…

Pomimo pewnej powtarzalności zaprezentowanych w pierwszych pięciu utworach motywów i rozwiązań ilustratorskich, byłbym skłonny wystawić Bienvenue chez les Ch’tis pełne cztery gwiazdki, gdyby nie kilka irytujących przerywników, wrzuconych chyba tylko po to, by jakoś zbliżyć się do 45 minut czasu trwania soundtracku. Są to zarówno kompletnie gryząca się z muzyką orkiestracyjną francuska ballada w wykonaniu Jacquesa Brela, jak i przede wszystkim wyjęte prosto z filmu i wrzucone nie wiedzieć po co na album: Le P’tit Quinquin śpiewany czy może recytowany przez epizodyczną w obrazie postać oraz utwór jedenasty stanowiący pieśni kibiców klubu RC Lens (nawet słychać stadionowego spikera!), które potem przechodzą we fragment grany przez lokalną orkiestrę dętą. Mimo to i mimo bardziej ilustracyjnych, zbytnio podążających za akcją na ekranie fragmentów, Jeszcze dalej niż Północ należy ocenić jak najbardziej pozytywnie. Philippe Rombi po raz kolejny pokazał klasę i udowodnił, iż w tej chwili należy do ścisłej czołówki nie tylko francuskich kompozytorów.

Najnowsze recenzje

Komentarze