Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Alfred Newman

All About Eve/Leave Her to Heaven (Wszystko o Ewie/Zostaw ją niebiosom)

(1945/1950/2000)
-,-
Oceń tytuł:
Marek Łach | 09-12-2008 r.

Przeglądając filmografię Alfreda Newmana i listę wyróżnień, jakie otrzymał w czasie swojej niesamowitej kariery, doświadczyć można zawrotu głowy. Dwadzieścia lat na czele departamentu muzycznego 20th Century Fox było dla kompozytora czymś na kształt żyły złota, której owocami mógł zarazem obdarowywać młodych i zdolnych twórców, stawiających pierwsze kroki na pierwszym planie świata filmu. Nietrudno się domyśleć, że pośród 45 nominacji do nagrody Akademii, jakie przyznano Newmanowi na przestrzeni przeszło trzech dekad, trafiło się mnóstwo ilustracji do obrazów, uznawanych dzisiaj za kamienie milowe w historii hollywoodzkiej i światowej kinematografii. Jednym z najważniejszych, a być może tym najważniejszym właśnie, był wybitny film Josepha L. Mankiewicza z popisową rolą Bette Davis, Wszystko o Ewie.

Arcydzieło amerykańskiego dramatu filmowego, bo tak od dekad już określany jest przez krytyków ów obraz, zdobyło w 1951 roku 5 statuetek Oscara, w tym trzy w najważniejszych kategoriach (film, reżyser, scenariusz), zbierając łączną, zawrotną liczbę 13 nominacji. Pośród
wyróżnionych znalazło się miejsce dla Newmana, który w ostatecznym rozrachunku przegrał jednak batalię z genialną ilustracją Franza Waxmana do Bulwaru Zachodzącego Słońca. W tej zatem kategorii All About Eve obeszło się ze smakiem i słusznie się stało, kompozycja Newmana bowiem nie prezentowała tak niebotycznego poziomu artystycznego, co ścieżka do filmu Billy’ego Wildera.


Edycja FSM prezentuje blisko pół godziny materiału muzycznego, który na potrzeby widowiska Mankiewicza został przygotowany. Jest to oczywiście kolejny z niezliczonych dowodów, zadających kłam tezie, jakoby Złota Era Hollywoodu tonęła w ilustracyjnych ścianach dźwięku; twórczość Newmana jest zresztą w tej materii najlepszym przykładem, co potwierdzają filmy znacznie od All About Eve starsze, jak choćby klasyczna adaptacja Gron gniewu Steinbecka z 1940 roku. Odstawiając jednak teoretyzowanie na bok, warto przyjrzeć się, dlaczego taki a nie inny wymiar czasowy przypadł ścieżce do obrazu Mankiewicza, nietrudno sobie bowiem wyobrazić, że w ręku kompozytora o ilustratorskim instynkcie Maxa Steinera chociażby, efekt finalny miałby o wiele większy rozmach i stopień ekspresji. Newman pod tym względem był akurat bardziej elastyczny, choć nie ma co ukrywać, że i on swoją cegiełkę – a raczej sporych rozmiarów cegłę – do lirycznego lukru Złotej Ery dołożył (Love Is a Many-Splendored Thing).

All About Eve nie jest jednak romantyczną obyczajówką, ale bardzo ciężkim gatunkowo dramatem, mówiącym o szaleńczej, chorobliwej ambicji, która wyniszcza otoczenie i rujnuje przyjaźnie w teatralnym środowisku. Ów przejmująco gorzki obraz społeczeństwa mógłby co prawda otrzymać dwugodzinną, mroczną ilustrację w typie Bulwaru Zachodzącego Słońca właśnie, niemniej wydaje się, że gryzłaby się ona z bogatą, błyskotliwą i niezwykle inteligentną warstwą scenariuszową, sporo dialogów tego filmu to bowiem istne perełki, które same napędzają oś dramatyczną utworu, bez potrzeby dodatkowego komentarza. Newman zdaje się rozumiał, jak marginalna musi być jego rola i w rezultacie podporządkował się omnipotencji obrazu. Decyzja słuszna i zrozumiała, niemniej bolesna dla muzyki jako takiej, All About Eve to bowiem w ostatecznych rozrachunku ścieżka w filmografii kompozytora dość przeciętna, a w filmie funkcjonująca tylko na podstawowym poziomie. Co prawda subtelne chwyty, jakie Newman stosuje w underscore (jak choćby prowadzenie tych fragmentów ilustracji za pomocą solowych aerofonów), dalekie są od nadekspresji muzycznej swoich czasów i dobrze synchronizują się nastrojem i sugestywnością z psychologiczną grą, jaka toczy się na ekranie, niemniej trudno na dłuższą metę zachwycać się owymi niuansami, zwłaszcza że całość ścieżki pocięta jest na króciutkie utwory, wmontowane jedynie w kluczowe sceny filmu. Drugi problem wynika z oparcia kompozycji na jednym temacie przewodnim, który choć sam w sobie bardzo dobry, energiczny i inteligentny (łączy niepowtarzalną, newmanowską lirykę z iście fanfarowym zacięciem, stanowiąc jak gdyby ukłon skierowany ku magii sceny teatralnej), po zaledwie pół godziny albumu staje się nadużywany i męczący. A szkoda, bo giną z tego powodu pewne muzyczne perełki, jak choćby cudownie, w klasycznym stylu Newmana, zainicjowany dialog między sekcją dętą a grupą smyczków w finalnych taktach tematu głównego…

Dla uzupełnienia pustych przestrzeni na płycie, FSM dodaje w prezencie trzynastominutową prezentację innej kompozycji wielkiego Ala, Leave Her to Heaven do dramatu noir o szalejącej z zazdrości kobiecie, która zaczyna popadać w obłęd na oczach swojego męża. Choć krótka to ścieżka, prezentuje talent Newmana od innej strony. O ile All About Eve, mimo ładunku dramatycznego filmu, było ilustracją dość ciepłą i pogodną, o tyle Leave Her to Heaven intensywniej miesza smyczkową lirykę z grozą i niepokojem. Pierwsze tego symptomy słychać już w Prelude, gdzie w tle dla uroczego tematu miłosnego przygrywają złowieszczo kotły, niczym tykający zegar, odmierzający sekundy do katastrofy. Zasiane ziarno niepokoju rozwija się w kolejnych utworach, gdzie powracają co chwilę typowo newmanowskie, upiorne wybuchy sekcji dętej, by wreszcie osiągnąć kulminację w mrożących krew w żyłach Homicide oraz Arsenic. Niezwykle ciekawie jest móc skonfrontować tak zdyscyplinowaną ilustrację do thrillera z pracami Herrmanna z lat 50-tych, jak i ze współczesnymi technikami; Newman wbrew pozorom wcale nie prezentuje się na ich tle archaicznie.

Trudno jednak w podsumowaniu skusić się na ocenę wyższą niż standardowe trzy gwiazdki. Godne oklasków są starania producentów zachowania obu wydanych ścieżek dla potomnych, niemniej ani All About Eve, ani zbyt krótkie po prostu Leave Her to Heaven nie mają potencjału na bycie newmanowskimi klasykami. Nie pomaga również słaba jakość dźwięku (większość materiału wydano niestety w mono), jak i rozdrobnienie utworów, podyktowane w tym przypadku oryginalnym zamysłem autora i montażem filmu Mankiewicza. Dla badaczy kariery Newmana i dla jego fanów jest to co prawda pozycja godna polecenia, potwierdzająca jego niebanalny talent i umiejętność adaptacji do różnych warunków; dla wszystkich pozostałych jednak, w obliczu mnogości wydań Golden Age’u w formacie CD, będzie to najprawdopodobniej płyta z niższej półki.

P.S. Ocena muzyki w filmie dotyczy All About Eve.

Najnowsze recenzje

Komentarze