Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Rachel Portman

Duchess, The (Księżna)

(2008)
-,-
Oceń tytuł:
Marek Łach | 28-11-2008 r.

Ponieważ Keira Knightley, by uniknąć aktorskiego zaszufladkowania, zdecydowała się tym razem zagrać w filmie kostiumowym, także czołowa kompozytorka muzyki filmowej, Rachel Portman, po wieloletniej serii action score’ów i epickich fantasy postanowiła spróbować swoich sił w dramacie z epoki. Ów odważny wybór, gdy usłyszałem o nim kilka miesięcy temu, natchnął mnie myślą, jakimż to oryginalnym podejściem Portman zamierza pchnąć skostniały gatunek do przodu, jakie nowe doświadczenia doń wniesie. Odpowiedź przeszła najśmielsze oczekiwania…


Ta recenzja mogłaby mieć taki wstęp, gdyby została napisana w równoległej rzeczywistości, w której brytyjska kompozytorka pisze brawurową symfonikę pokroju Johna Williamsa i gdzie ma swojego Spielberga, pozwalającego jej sprawdzić się w kinie SF, kinie Nowej Przygody, a nawet w thrillerze o zamachach monachijskich. Jak dobrze wiadomo, w świecie, w którym przyszło nam żyć, kariera pani Portman potoczyła się zgoła inaczej, inaczej również ukształtował się jej muzyczny język. Stylistyka ta na przestrzeni lat miała swoje wzloty i upadki, przyniosła Brytyjce historycznego Oscara, i zaowocowała kilkoma pracami niezwykłej urody, zwłaszcza w znakomitym dla kompozytorki roku milenijnym. Niemniej schematyczność i spora doza banału w wielu innych projektach sprawiły, że język ów stał się po prostu hermetyczny. Księżna czerpie z obu tych źródeł, w paru momentach błyszcząc urokiem godnym Only You czy The Cider House Rules, w pozostałych natomiast – nudząc przewidywalnością.


Całość zaczyna się standardowo, od typowego dla Portman, pogodnego tematu głównego na smyczki, będącego muzycznym odbiciem splendoru, jaki staje się udziałem tytułowej bohaterki. Od razu zwraca uwagę postęp, jaki kompozytorka poczyniła od czasu oscarowej EmmyThe Duchess brzmi pełniej, głębiej i mimo optymistycznego charakteru, zdaje się nieśmiało, między nutami, pobrzmiewać nieokreśloną i ledwie wyczuwalną dawką smutku, antycypując późniejsze wydarzenia, które już w kolejnym utworze zmienią emocjonalną tonację płyty. Mistake of Your Life cechuje o wiele wyższa już doza dramaturgii, a wraz z nowym, tragicznym wręcz w wyrazie tematem muzycznym, ciemne chmury zbierają się powoli nad małżeństwem Georginy Cavendish. O ile jednak w sensie kompozycyjnym temat ów robi rzeczywiście jak najbardziej przyzwoite wrażenie (chociażby świetny, sugestywny utwór Gee and Grey Make Love), o tyle na pewnym etapie filmu zaczyna irytować jako ilustracja – Portman bowiem fatalnie go nadużywa, tak iż finałowe pół godziny obrazu pobrzmiewa niczym ciągły maraton tych samych kilku muzycznych minut. Na domiar złego ten sam temat otwiera suitę z napisów końcowych…


Powtarzalność ta odczuwalna jest również na samej płycie, mimo że Księżna nie jest pod względem konstrukcyjnym powtórką lukrowatej Emmy. Portman korzysta tu i ówdzie z delikatnego, smutnego podkładu lirycznego, który tylko pośrednio sięga do rdzenia tematycznego ścieżki (Grey Comes Back), a także – wykorzystując doświadczenia z poważniejszych projektów tej dekady (Hart’s War, Manchurian Candidate) – sięga po pełen napięcia smyczkowy underscore, ilustrujący najbardziej dramatyczne wydarzenia ekranowe (na czoło wybija się tutaj niepokojący Rape). Jest to oczywiście godne zauważenia urozmaicenie, niemniej trudno mówić w przypadku tych fragmentów o czymś więcej aniżeli zwykłej tapecie, funkcjonalnej, ale nie wyróżniającej się wobec dokonań innych kompozytorów na tym samym polu, tym bardziej że autorka unika odniesień do brzmień epoki i prowadzi swoją narrację w uwspółcześnionym stylu.

Jak to w przypadku większości prac Portman, płyty słucha się przyjemnie, „bezboleśnie”, a w pierwszej połowie nawet z lekkim zainteresowaniem. Co prawda najciekawsze muzycznie fragmenty albumu to dwa porywające utwory muzyki poważnej, pióra kolejno Beethovena i Haydna, niemniej jednak ładne, wpadające w ucho i elegancko zorkiestrowane tematy Brytyjki pozwalają choć na chwilę zanurzyć się w kolorycie tej ilustracji. Niestety, na dłuższą metę kompozycja ta nie zdaje egzaminu, szybko wyczerpuje swoją ofertę i ostatecznie pozostaje zwykłym rzemiosłem, nudzącym lekko nawet w trakcie zaledwie półgodzinnego seansu. W pierwszym odruchu chciałem ścieżkę Portman ocenić nieco wyżej, wskazując na emocjonalną intensywność – po chwili jednak zdałem sobie sprawę, że w dobie tak wyrafinowanych, dramatycznych ilustracji, jak Pokuta Marianellego, czy Malowany welon Desplata, Księżna brzmi zbyt jednowymiarowo, ma zbyt mało do zaoferowania, by wybić się z grona ilustracyjnych przeciętniaków. Chciałoby się wręcz powiedzieć, że przybyła o kilkanaście lat za późno…

Najnowsze recenzje

Komentarze