Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Javier Navarrete

Mirrors (Lustra)

(2008)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 16-10-2008 r.

Po całkiem udanej i bardzo dobrze przyjętej nowej wersji Wzgórza mają oczy, młody, zdolny niewątpliwie, francuski reżyser Alexandre Aja po raz kolejny nakręcił horror będący remake’m. Tym razem na warsztat wziął koreański film Into the Mirror, obok tytułu, zmienił nieco fabułę (dorzucając m.in. obowiązkowy w Hollywood wątek rozwiedzionej rodziny) i do głównej roli zatrudnił gwiazdę serialu 24 godziny, Kiefera Sutherlanda. I choć scenariusz momentami kuleje, efekty specjalnie zbytnio nie błyszczą, to jednak dzięki fachowej reżyserskiej robocie Lustra okazują się horrorem solidnym, potrafiącym przestraszyć, czy przerazić nawet i generalnie u fana gatunku pozostawiając całkiem przyzwoite wspomnienia z seansu. Swoją cegiełkę w kreowaniu mroku i wywoływaniu strachu, jak to zwykle bywa, dorzuca i kompozytor ścieżki dźwiękowej, bardzo dobrze współgrającej z obrazem, choć nie wychodzącej specjalnie na plan pierwszy i niewątpliwie nie wchodząc do panteonu tych najlepszych, czy najbardziej rozpoznawalnych kompozycji z filmów grozy. Autorem score do Luster jest Hiszpan Javier Navarrete, który dzięki świetnej współpracy z Guillermo del Toro przy Kręgosłupie diabła a przede wszystkim przy Labiryncie Fauna przestał być anonimowym kompozytorem z Europy, znanym tylko największym maniakom muzyki filmowej. Zatem Aja zrezygnował z współpracy z duetem tomandandy, który zupełnie udanie zilustrował jego Hills Have Eyes, jednak patrząc przez pryzmat dzieła Navarette nie można mieć tego za złe reżyserowi. Ocena sprawowania się w filmie obu tych kompozycji jest podobna, jednak w oderwaniu od obrazu, jak przekonuje album wydany przez Lakeshore Records (tę samą wytwórnię, która wypuściła soundtrack ze Wzgórza mają oczy) górą jest Navarrete.

Jednak to nie z tworem Toma Hildu i Andy’ego Milburna w pierwszej kolejności porównywać będziemy Mirrors, ale z tym jak na razie opus magnum hiszpańskiego kompozytora, czyli z Labiryntem Fauna. Tamta kompozycja, choć była sporą muzyczną ucztą, nie była jednak klasyczną ścieżką tematów, tym bardziej nie jest nią score z Luster. Mamy wprawdzie melodię stanowiącą temat przewodni, ale co ciekawe, nie jest ona nawet autorstwa Navarrete. Głównym muzycznym motywem jest tu bowiem dość dynamiczne Asturias – część Suite Española, Op. 47– kompozycji stworzonej pod koniec XIX w. przez Isaaca Albéniza. Oryginalnie napisana na fortepian, później przetransponowana na gitarę, zostaje tu przez Navarrete bardzo udanie zaaranżowana na znacznie bogatsze instrumentarium. Wprawdzie Asturias można było usłyszeć już we francuskim filmie Les Patriotes, sięgała po niego Vanessa Mae i zespół Iron Maiden, ale Navarrete z całą pewnością zdołał coś jeszcze z niego wycisnąć. Największe wrażenie robi niewątpliwie w sugestywnym Main Titles, gdzie do mrocznych smyczków dołączają najpierw żeńskie a potem męskie chóry, kreując tajemniczą i złowrogą atmosferę i świetnie otwierając tak film, jak i album.

Niestety muzyka Javiera Navarrete nie unika standardowych grzechów horrorowych partytur: bywa nadto ilustracyjna, służalcza wobec nagłych zwrotów akcji i pojawiających się w filmowych lustrach zjaw. Innymi razy stanowi po prostu tło, funkcjonalny w połączeniu z obrazem underscore, jakże spodziewany w tym gatunku. Jednak niewybaczalnym błędem byłoby zbyt pobieżne przesłuchanie soundtracka, przylepienie mu notki „fajny temat i tyle” i odstawienie go, by zbierał kurz na półce. Po pierwsze zwrócić uwagę należy na wysoką klasę muzyki – nawet w mocno ilustracyjnych i underscore’owych fragmentach znać rękę solidnego twórcy. To nie jest żaden naszpikowany elektroniką banał ograniczający się do monotonnego powtarzania atonalnych dźwięków. Navarrete kreując klaustrofobiczną atmosferę grozy i sekretu opiera się głównie na teksturach, tudzież nieskomplikowanych, minimalistycznych motywach, czasem nawet brzmiących znajomo i „ogranie”, zwykle jednak instrumentalnie barwnych i technicznie ciekawych. Navarrete obok smyczków potrafi na plan pierwszy wystawić fortepian czy flety, zaś jego underscore bywa nie tylko mroczny, ale czasem zaskakująco spokojny, delikatny i kojący. Takie są na przykład utwory The Mayflower czy Little Anna, które w pozafilmowym odbiorze mogą być uznane za jedne z najlepszych, obok wszelkich aranżacji Asturias, fragmentów score.

Podobnie znowu jak w przypadku Labiryntu Fauna, hiszpański kompozytor w Mirrors dość oszczędnie korzysta z dobrodziejstw sekcji dętej. Kiedy jednak już zdecyduje się wydobyć z niej jakieś brzmienie, robi to znakomicie, jak wspierając główny motyw w Asturias / The House Is Safe, wygrywając mroczne fanfary w stylu starych, niskobudżetowych horrorów w Keep Your Eyes Closed, czy wraz z perkusjonaliami i resztą orkiestry przedstawiając chyba jedyny fragment, który można zakwalifikować jako typowy action-score – ekscytujący Escape. Spośród wielu interesujących utworów na soundtracku, także tych o bardziej melodyjnym a emocjonalnym zarazem zacięciu (The Quest, Srorrim czy, najbardziej zbliżone do klimatów Labiryntu Fauna, Open Your Eyes z fantazyjnym chórkiem) mi osobiście najbardziej przypadł do gustu Extending Mirrors a dokładniej jego ostatnie półtorej minuty. Ten krótki, hipnotyzujący fragment może i zbudowany jest z elementów, które nie stanowią jakiejś nowości: instrumenty dęte drewniane odgrywające rolę „nawiedzonych” głosów, przeszywający, tajemniczy smyczkowy motyw uzupełniany jest drobnym wsparciem sekcji dętej blaszanej, wybijającej prosty rytm perkusji a w pewnym momencie także fortepianu, ale wszystko to złożone w całość prezentuje się całkiem oryginalnie i prezentuje kunszt i inwencję Navarrete.

Mirrors nie jest oczywiście soundtrackiem tak dobrym, jak przywoływany nie raz w niniejszym tekście Labirynt Fauna. Tyle, że film Del Toro nie dość, że wizualnie piękny, to był horrorem tylko w niewielkim stopniu, bardziej stanowiąc mroczne fantasy, poprzetykane dodatkowo historyczno-wojennym dramatem. Lustra to horror już typowy, na dodatek, choć nakręcony przez Europejczyka i czerpiący z kina Azji, to jednak będący tworem hollywoodzkim i pozbawionym tego inspirującego błysku, tej magicznej wizji obrazu Del Toro. Oznaczałoby to tyle, że nie należy nastawiać się już na rzecz artystycznie wyrafinowaną, a bardziej na muzyczne rzemiosło. Jednak Navarrete to kompozytor, który nawet w pozornie rzemieślniczym score potrafi być ciekawy, potrafi znaleźć coś, co zainteresuje go do stworzenia niebanalnej muzyki, która z kolei może zainspirować słuchacza. Choć stworzenie funkcjonalnego w horrorze podkładu muzycznego nie jest rzeczą specjalnie trudną, taki Brian Tyler czyni to bez najmniejszych problemów (vide: kapitalnie oddziałujące w filmie Frailty), to jednak stworzyć score, który w oderwaniu od obrazu potrafi czymś zachwycić lub zaskoczyć, który rozebrany na czynniki pierwszy okaże się solidną i przemyślaną konstrukcją, tak łatwo już nie jest. Navarrete się jednak udało, nie tylko potwierdził markę, którą zdobył partyturami do filmów Del Toro, ale i pokazał bardziej rozchwytywanym w Hollywoodzie kolegom po fachu, jak można napisać dobrą horrorową muzykę na orkiestrę. Wydanie score z Mirrors mogłoby być z pewnością krótsze i dobrze zrobiłby taki montaż muzyki, który uwypukliłby wszelkie bardziej przyjazne słuchaczowi elementy, a zmarginalizował część ilustracyjną. Kompozycja sama w sobie, ze względu na swój charakter nie jest ponadto łatwa w odbiorze i niektórzy słuchacze mogą mieć problem, by przez nią przebrnąć. Niemniej w gatunku typowego, mrocznego, krwawego horroru w ostatnich latach niewiele było tak ciekawych partytur jak dzieło Navarrete. Nie jest to może Hellraiser, ale rzecz na pewno godna uwagi.

Najnowsze recenzje

Komentarze