Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Bear McCreary

Eureka

(2008)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 11-09-2008 r.

Chyba niewielu jest takich kompozytorów jak Bear McCreary, którzy za pomocą dosłownie kilku instrumentów potrafią stworzyć pasjonującą muzykę akcji. Znajdując kompromis pomiędzy naturalnymi środkami muzycznego wyrazu, a elektronicznymi dodatkami, tworzy interesujące rzemiosło doskonale odnajdujące się w ramach filmowych i co najmniej poprawnie poza nimi. Na pewno na brak wrażeń nie mogą narzekać telewidzowie śledzący z wielką uwagą exodus ostatnich przedstawicieli rasy ludzkiej uciekającej przed Cylonami, przygód uwikłanych w skomplikowaną wojnę z maszynami, Sary i Johna Connorów, a także szeryfa, Jacka Cartera, pilnującego porządku w „najmądrzejszym” mieście Ameryki… O ile bowiem dwa pierwsze opisane widowiska, reprezentują sobą czystą akcję spod znaku s-f, to trzecie jest już raczej odejściem w stronę rodzinnej rozrywki.

Eureka, bo właśnie taki tytuł ma ów serial, to luźno potraktowana wizja amerykańskiego miasteczka pełnego wszelkiego rodzaju geniuszów, pracujących dla instytucji zajmującej się wynajdowaniem na potrzeby rządu i wojska różnego rodzaju technologii, nierzadko zaskakujących, wręcz groteskowych i absurdalnych. Jak nie trudno się domyśleć, chodzenie po niezbadanym gruncie powoduje, że niejednokrotnie natrafić można na pułapkę zagrażającą funkcjonowaniu placówki, a także życiu samych mieszkańców miasteczka, czy nawet globalnej wioski zwanej Ziemią. W takich sytuacjach do akcji wkracza cyniczny, miejscowy szeryf, Jack Carter, który swoim prostackim podejściem do spraw niejednokrotnie deklasuje największe „mózgi” Eureki. Innymi słowy, zaskakujące, pełne humoru i gagów sytuacyjnych widowisko na niedzielne popołudnie… No właśnie. Tylko co w takim serialu robi u licha Bear McCreary? Odpowiedź jest prosta. Muzykę. 😛

Ktokolwiek sądził, że po długotrwałej pracy nad poważnym co jak co Battlestarem oraz kilkoma projektami z pogranicza akcji i grozy, kompozytor ten nie będzie w stanie zabrać się za familijne kino, proponuję zrewidować raz jeszcze swoje poglądy na ten temat. Niewiele osób pamięta fakt, że zanim o McCrearym zrobiło się głośno, czynnie angażował się w komediowe produkcje pełno- i krótkometrażowe (te głównie w czasach studenckich). Otrzymanie angażu do Eureki nie było zatem niczym zaskakującym dla samego Beara, czy choćby przekraczającym jego artystyczno-rzemieślnicze możliwości. Bardziej sentymentalnym powrotem do źródeł swojej kariery, odskocznią od rutyny jaka zaczęła wdzierać się powoli w zdominowany przez Galacticę harmonogram prac. Dosyć interesującym wydaje się fakt, że Bear McCreary po raz trzeci już zabiera się za serial i po raz trzeci pojawia się w roli kontynuatora prac poprzednich kompozytorów. W przypadku Eureki został on dziedzicem muzycznej tekstury po grupie Mutato Muzika (grupa osób zajmujących się produkcją opraw do reklam itp., przyp. red.), która wraz z końcem pierwszego sezonu opuściła projekt (z jakich przyczyn nie potrafię powiedzieć).

Jak zrobić, aby się nie narobić? Pytanie to mogło stać się motywem przewodnim zabierającego się za Eurekę kompozytora. Język stylistyczny gotowy, tematy gotowe… żyć nie umierać. Malować tą samą farbą i będzie w porządku. Pod pewnymi względami ma to swoją rację bytu i Bear doskonale zdawał sobie z tego sprawę opracowując strategię działania. Odrzucenie pierwocin i wyjście z całkowicie nowym spojrzeniem na serial, pomimo nawet pozytywnego wpływu na warstwę muzyczną, mogłoby zakłócić harmonię i spójność widowiska. Temat przewodni autorstwa Marka Mothersbaugh i Johna Enroth musiał zatem pozostać nietknięty, tak jak ogólny charakter brzmieniowy ścieżki – balansowanie pomiędzy bardzo surową elektroniką, a muzyką country, a nawet folkową. Reszta była już w geście McCreary’ego. Kompozytor, choć bardzo ściśle zidentyfikował się z partyturami Mutato Muzika, nie spoczął do końca na laurach, o czym świadczy zmodernizowana od podstaw paleta tematyczna malująca naszych bohaterów oraz ubogacenie języka stylistycznego o dodatkowe elementy – akordeon, charakterystyczne dla muzyka sample perkusyjne oraz instrumenty etniczne. Do pracy nad Eureką, Bear ściągnął swoich stałych współpracowników, kreujących razem z nim od trzech lat unikatowe brzmienie Battlestara, od programistów keyboardów, aż po swojego brata – solistę. Nie dziwne zatem, że oglądając serial, lub słuchając płyty z soundtrackiem, jak bumerang powracać będą techniczne naleciałości kompozycji do wyżej wspomnianego widowiska.

Opracowany techniką gruntownego montażu soundtrack, wydany nakładem La La Land Records, wyłuskuje z partytury to, co słuchacz chciałby i powinien usłyszeć. Czasami aż ponadto. Biorąc pod uwagę monstrualny czas trwania materiału zawartego na krążku, można wręcz rzec, że kompozytor (a to właśnie on był odpowiedzialny za selekcję i dobór kawałków), w przeciwieństwie do samej partytury, zbyt ambitnie podszedł do jej wydania. Z pewnością nie należy mieć mu tego za złe. Powracając jednak do meritum sprawy, czyli do zawartości krążka, na pewno pod tym względem fani serialu nie będą czuć się zawiedzeni. Już na samym początku, zaraz po czołówce, szturmowani są serią suit tematycznych. Jest ich tu na potęgę. Poza kluczowymi dla biegu wydarzeń osobami jak szeryf Carter, Allison Blake oraz Henry, swoje muzyczne miejsce znajdują tu również postaci poboczne, wprowadzające do serialu wiele spontanu, a są nimi między innymi: Fargo i Taggart. Typowym dla danych postaci charakterom i osobowościom przypisywane są środki muzycznego wyrazu. I tak na przykład Carter oraz Fargo i Taggart opisywani są finezyjnym połączeniem komicznych sampli rodem z gier na Commodore 64 oraz gitarowych i akordeonowych przygrywek, a Allison Blake ciepłymi, choć nie pozbawionymi nutki melancholii frazami fortepianowo-gitarowymi. Instrumentarium jakim posługuje się tu McCreary jest zaiste ubogie. Tym bardziej cieszy fakt, że nawet z tak mizernym warsztatem, kompozytor radzi sobie całkiem przyzwoicie. Ale nawet najbardziej wysublimowane techniki łączenia dźwięków nie zniwelują pewnego zmęczenia materiału jaki można odczuć brnąć w dalsze utwory ścieżki. Sprawa tyczy się głównie muzyki akcji, która tworzona jest jakby na jedno kopyto, za pomocą schematu: perkusja lub sample rytmizujące, wtórująca im gitara, bądź akordeon (czasami oba), no i cała gama innych instrumentów wypełniających z większym lub mniejszym powodzeniem teksturę. Faktura muzyczna nie imponuje złożonością. Zresztą czego spodziewać się po ścieżce o komediowym zabarwieniu?

Niemniej, nawet wśród tej masy raczej ilustracyjnego rzemiosła możemy wyłowić kilka przykuwających uwagę kawałków jak rozbrajający The Mask of Fargo, czy chociażby wspomniane wyżej suity tematyczne. Jednym ze „smaczków” płyty jest niewątpliwie również piosenka Let’s Get Hitched autorstwa brata McCreary’ego – Brendana. Pana tego znamy między innymi z covera piosenki All Along the Watchtower zrobionego na potrzeby finału trzeciego sezonu Battlestara. Spokojna, choć nie pozbawiona emocji ballada Let’s Get Hitched idealnie wtapia się w równie niewymagający score. Ponadto na płycie znajdziemy również utwór dodatkowy, skomponowany przez Captain Ahab, EurekAerobics, który określić można jedynie mianem „technosyf”. Zbędny dodatek do i tak przydługiego miejscami krążka.

Cóż zatem w gwoli podsumowania mogę powiedzieć o całości tego muzycznego przedsięwzięcia? Wszystko sprowadza się do wniosków, że Bear po prostu wie jak się sprzedać. Nawet, gdy to, co oferuje nie jest aż tak atrakcyjne jakby się można było spodziewać. Otwarty blog prowadzony na swojej stronie, gdzie z dokładnością do każdego tematu kompozytor osobiście omawia koncepcję ilustracji i jej formy wyrazu, przyciąga tłumy, które nakręcone zaangażowaniem muzyka w racjonalizowaniu swojej twórczości domagają się jakichś próbek dźwiękowych. W ten oto sposób, niemalże każdy sezon poszczególnych widowisk telewizyjnych i pozostałe projekty kinowe doczekały się albumów z muzyką McCreary’ego. Albumów, które sprzedają się jak świeże bułeczki tak w samych Stanach jak i na całym świecie, mimo ograniczonej dystrybucji. Pozazdrościć tylko obrotności i pomysłowości w tej materii. I choć dobry marketing nie jest zły, to jednak osobiście wolałbym życzyć Bearowi odrobinę więcej pomysłowości… w rozwiązywaniu zagadnień ilustracyjnych.

Najnowsze recenzje

Komentarze