Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Joel Goldsmith

Stargate: Continuum

(2008)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 03-09-2008 r.

Rok 2008, to dla fanów Gwiezdnych Wrót rok szczególny. W tym oto czasie dowiedzieli się, że prosperujący całkiem nieźle serial Stargate: Atlantis w wkrótce zostanie zdjęty z anteny telewizji Sci-fi, powstanie za to kolejny spin-off, o którym plotek nie ma końca. Pożegnali się również z ich ulubionym serialem, SG-1, otrzymując w ramach pocieszenia od producentów dwa całkiem niezłe filmy zamykające rozbudowane wątki z dziesięciosezonowego serialu. Po efektownej, ale mało ambitnej Arce Prawdy ostatecznie wyjaśniającej sprawę Ori, przyszedł czas na najbardziej oczekiwane Continuum, poruszające kwestie ostatniego z Goa’uldów zagrażającego Ziemi – Lorda Ba’ala. Zapowiedzi twórców jakoby film ten miał być prawdziwą gratką dla miłośników serialu nie były czcze. Stacja Sci-fi, za śmieszne pieniądze (bo ok 7 mln $) zrobiła naprawdę interesujący film, zarówno fabularnie jak i wizualnie, mogący śmiało konkurować z alma mater – słynnym dziełem Emmericha z 1994 roku, które ipso facto rozpoczęło to całe szaleństwo na puncie Gwiezdnych Wrót.

Tak jak w przypadku Arki Prawdy, tak i tutaj, do skomponowania oprawy muzycznej powołany został Joel Goldsmith. Wśród szerokiego grona miłośników serialu, postać ta owiana jest wręcz pewnego rodzaju kultem. Nie ma się czemu dziwić, wszak syn słynnego Jerry’ego przez przeszło 10 lat nieustannie zaangażowany był w kreowanie muzycznego uniwersum Stargate – w każdej jego postaci i formie. Przez ten czas, warstwa muzyczna SG-1 (bo ta głównie nas interesuje) ulegała głębokim przeobrażeniom, ewoluując od nieśmiałej imitacji kultowej partytury Davida Arnolda, aż po samoistny, polifoniczny twór, serwujący wiele interesujących i ekscytujących momentów zarezerwowanych nie tylko dla śledzących akcję serialu widzów. Owe dziesięć sezonów morderczej pracy, niczym bumerang powróciło na biurko kompozytora przygotowującego muzyczny materiał najpierw do Arki Prawdy, potem do ostatniego, finiszującego przygody grupy SG-1 filmu, Continuum. Zupełnie jak twórcy filmowi, Joel Goldsmith stanął na wysokości zadania, wprowadzając do serii starą, sprawdzoną jakość tematyczną w nowej szacie melodyjnej.

Po olbrzymim sukcesie soundtracku do Arki Prawdy nikt chyba nie wątpił, że na rynku pojawi się również album do drugiego filmu. Stargate: Continuum, to nie tylko ścieżka do konkretnego obrazu. To, jak już wspominałem, to wypadkowa wieloletniej pracy Joela Goldsmitha nad serialem SG-1. Świadczy o tym multum przewijających się przezeń tematów, nawiązujących jawnie do tego fantastycznego periodyku. Począwszy od tematu głównego, rozpatrywanego tu w wielu wariacjach, poprzez lejtmotywy przypisane poszczególnym postaciom i sytuacjom. Jako, że techniki kompozycyjne Joela ściśle zakorzenione są w telewizyjnym rzemiośle oraz sprawdzonych metodach Jerry’ego w budowaniu napięcia, dostajemy dzieło na miarę jego możliwości. Nie zrozumcie mnie źle, Joel posiada talent do „totalnego” rozwiązywania problemów ilustracyjnych… i w tym czasami tkwi jego problem. Przywiązuje się do filmu zbyt mocno, kosztem błyskotliwości warstwy melodyjnej. Nie dziwne zatem, że Continuum może i ma prawo jawić się w uszach niezwiązanych z serialem słuchaczy jako perfekcyjne rzemiosło, posiadające tylko przebłyski artyzmu. Płyta z soundtrackiem dostarcza wielu utworów potwierdzających tą tezę, szczególnie gdy pod lupę weźmiemy underscore i akcję. Jednakże faktura muzyczna i wykonanie (liczna w składzie orkiestra i „żywy” chór) partytury do Continuum każą spoglądać na nią dalej niźli na kolejny serialowy twór Joela.

Powrót ekscentrycznego generała O’Neilla do filmu oznaczał pewnego rodzaju cofnięcie się w czasie, zwłaszcza do pierwszych sezonów, gdzie militarystyczne formy wyrazu krzyżowały się z ciepłymi, aczkolwiek pustymi melodiami. Joel nie obarcza na szczęście nowej ścieżki nadmiarem sztampowych, schematycznych brzmień. Continuum, to partytura oscylująca wokół pewnych problemów (wpierw konsternacji, potem poczucia bezsilności w działaniu, aż w końcu heroicznej walki w słusznej sprawie) i tych problemów trzyma się ściśle. Można więc powiedzieć, że jest ona teatrem muzycznym dynamicznie balansującym pomiędzy epicką akcją, a emocjonalną ascezą. Systematyczne powracanie do epickich tematów Goa’uldów (jak w The Last of the System Lords, czy Apophis) na tle mniej lub bardziej kompleksowych partii tematycznych i underscore’owych jest tu pewnego rodzaju normą, wynikającą z telewizyjnej sztuki score’ingu Joela. Wszystko proporcjonowane jest natomiast w taki sposób, aby nie nadwyrężyć pewnych prawidłowości targających filmem pełnometrażowym.

Continuum jest co prawda kontynuacją pewnych zdarzeń z serialu, ale oprócz tego generuje również nowe spojrzenie na bohaterów jak i problemy w których biorą oni udział. Stąd też w partyturze nie mogło zabraknąć nutki świeżości. Tą odnajdziemy w melancholijnym temacie z New Identities, świetnie uwypuklającym stan bezsilności w jakim znajdują się nasi bohaterowie na pewnym etapie wydarzeń. Temat owy, poza niezaprzeczalnymi walorami estetycznymi, jest również pewnego rodzaju kameleonem świetnie wypadającym na tle pasaży underscore’owych jak i trzymającej napięcie muzyce akcji. Jakby tego było mało, Goldsmith nie odcina się w zupełności od tego, co skomponował na potrzeby Arki Prawdy. Przykładem niech będzie dramatyczny temat Teal’c’a urastający w tej partyturze do miana muzycznej parafrazy wielkiej determinacji i poświęcenia członków SG-1 w walce o przywrócenie prawidłowej linii czasu.

Co do komercyjnej atrakcyjności ścieżki dźwiękowej do Stargate: Continuum można prowadzić burzliwe spekulacje. Co do jej funkcjonalności i miejsca w całej złożoności przedsięwzięcia telewizyjnego, Stargate, prawda jest tylko jedna – to solidne dzieło. Osobiście uważam, że kompozycja Joela trzyma pewien poziom, który w zależności od tego, czy widziało się film (wcześniej serial), będzie dla poszczególnych słuchaczy wyższy lub niższy. Widać zatem od razy do kogo kierowany jest ten krążek…

P.S.: Płyty DVD ze Stargate: Continuum można kupić od niedawna również w Polsce. Szkoda tylko, że polityka dystrybutorów nie uwzględniła również poprzedniego filmu, a że już o serialach nie wspomnę…

Inne recenzje z serii:

  • Stargate
  • Stargate – The Deluxe Edition
  • Stargate SG-1: Children of the Gods
  • Stargate: Atlantis
  • Stargate SG-1: The Best of
  • Stargate SG-1: The Ark of Truth
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze