Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
George Fenton

Fool’s Gold (Nie wszystko złoto, co się świeci)

(2008)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Wudarski | 31-08-2008 r.

George Fenton to kompozytor zupełnie niesłusznie niedoceniany. Nie tylko dlatego, że jak spojrzeć na jego karierę, to wyraźnie widać, że może się on pochwalić znacznie większą ilością nagród niż większość młodych wilczków, których każdy score zyskuje sobie niezasłużoną admirację wśród dzieci neostrady, ale także (a może przede wszystkim) dlatego, że to twórca niezwykle utalentowany, który swoją muzyką przyozdabiał świetne, ambitne filmy. I może to jest właśnie problem Fentona. Jego muzyka, miała zbyt teatralny charakter, zbyt bardzo była tłem, dla wybitnych obrazów, żeby masowo porwać fanów. Na całe szczęście czasem kompozytorowi udaje się z wyrwać z tej szufladki „twórcy piszącego muzykę obyczajową” i wtedy powstają takie dzieła jak „Cry Freedom”, czy niesamowita seria przyrodniczych dokumentów BBC.

„Fool’s Gold” to właśnie taka odskocznia, stworzona dla Andy Tennatna, reżysera z którym dane było już Fentonowi współpracować choćby przy takich filmach jak „Anna i Król”, czy „Dziewczyna z Alabamy”. Niezobowiązująca, łatwa, przyjemna komedyjka przygodowa, niezła na miły wieczór we dwóje (koniecznie w towarzystwie popcornu i coli), może nie jest arcydziełem swego gatunku, to jednak obejrzeć się da. Posłuchać w sumie też.

Film, to szalony melanż gatunków. Przygoda, komedia w słonecznym entouragu Karaibów, kino familijne, akcja, no i romans. A jeśli dodamy, że wątek przygodowy dotyczy poszukiwania XVIII-wiecznego skarbu, którym wypełniony był królewski galeon, nie powinien nas dziwić fakt, iż muzyka ma tak wieloraki charakter i że miksuje pozornie nieprzystające do siebie gatunki (swashbuckling vs karaibskie reggae?). Ale właśnie dzięki temu słuchając płyty nie sposób się nudzić. A już na pewno, gdy słucha się tego na dobrym sprzęcie, który jest w stanie oddać różnorodność sekcji dętej okraszonej, karaibsko brzmiącym instrumentarium (dający dużo świetnych i różnorodnych wrażeń główny temat – Fool’s Gold Legend / Main Title). Fenton co chwila zaskakuje nas zmianą klimatu: od swashbucklinga (cudowne The Stand Off,), przez prawdziwie orkiestrową akcję (Man Overboard, Saving Gemma’s Hat, Trouble in the Churchyard) po podkłady hip hopowe (sic!) (Debt Collector (Bigg Bunny).

Jako że film ociera się o romans nie mogło tez zabraknąć love theme (Tess Theme). Nie jest on może jakimś wielkim osiągnięciem i klimatem mocno przypomina wcześniejsze dokonania Fentona na tym polu („You’ve Got a Mail”), ale aranżacje motywu (choćby w The Day Dive), są całkiem przyjemną wakacyjną muzyczką, która skutecznie rozwiewa złe humory.

Chyba najmniej udane na płycie zdają się być utwory o zabarwieniu komediowym. Zbyt mocno dążą do naiwnej ilustracji (The Nigel Factor, Aurelia and the Queen’s Dowry, The Aurelia Stone), sprawiając, że słuchacz mający w pamięci brawurowe sekwencje akcji, szybko sięga po pilota. Co więcej bardzo naiwnie wypadają one także i w filmie momentami sprawiając że widz zastanawia się czy przypadkiem nie ma do czynienia z produkcją przeznaczoną dla kilkunastoletnich dzieci. Na całe szczęście są to tylko pojedyncze fragmenty, bo gdy dyrygowana przez Fentona orkiestra oddycha pełną piersią i pokazuje swój dynamiczny pazur (jak choćby w przypominającym nieco styl Trevora Jonesa Finn to the Rescue, – zapewne zasługa tego samego orkiestratora – albo we wspominanym The Stand Off (Fool’s Gold Theme) nie sposób ganić Fentona. Wszak za tak napisaną muzyką chyba wszyscy tęsknią, za muzyką, w której poza świetnym wykonaniem tkwi prawdziwa iskra przygody, iskra której niestety nie ma większość tak zwanych kompozycji „adventure”.

Partytura Fentona z pewnością ma swoje wady. Mogłaby być zapewne lepiej zmontowana (nic nie wnoszące utwory komediowe można było sobie podarować), mógł też kompozytor uraczyć nas nieco dłuższymi aranżami świetnych tematów (zarówno tematu głównego, jak motywów romantycznych – jedno krótkie A… Nice… Soft… Landing (Tess’s Theme) wiosny nie czyni). Nie zmienia to jednak faktu, że kompozycji Anglika słuchało mi się z dużą przyjemnością. Może dlatego że jak na kino przygodowe wielka tu różnorodność i wszystko ma swoje miejsce, a muzyka akcji (której przesyt często doprowadza partytury z filmów przygodowych do zupełnej niesłuchalności) jest dokładnie w takiej ilości w jakiej trzeba, a w dodatku jest ona wysokiej klasy.

Tak sobie myślę, że może warto by było żeby Fenton częściej zabierał się za takie, mało ambitne, ale nastawione na widza projekty. Projekty, w których mógłby wykorzystać swój niezwykły dar pisania dynamicznych, świetnie zaaranżowanych tematów, utworów z przysłowiową ikrą. Być może wtedy trend składania modnych tematów z komputerowych sampli zmieniłby się i wszyscy recenzenci, potępiający w czambuł panującą ostatnio w muzyce filmowej modę, odetchnęliby z ulgą.

Najnowsze recenzje

Komentarze