Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone

Immoralità, L’

(1978/1991)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 14-07-2008 r.

Włoch Massimo Pirri nie był zbyt płodnym reżyserem filmowym. Nakręcił raptem 6 filmów, do wszystkich pisząc zresztą scenariusze i żaden z nich sławy mu nie przyniósł. Najbardziej znanym z nich jest L’Immoralità, choć i on do naszego kraju nigdy nie dotarł, stąd brak oficjalnego polskiego tytułu (a pewnie brzmiałby on Niemoralność, choć znając wyobraźnię naszych dystrybutorów, mogliby wymyśleć coś kompletnie innego). Punktem wyjścia fabuły tego kontrowersyjnego, moralnie dyskusyjnego obrazu z pogranicza psychologcznego thrillera i dramatu, jest spotkanie uciekającego przed policją, postrzelonego w obławie, mordercy dziewczynek oraz 12-latki z bogatego domu. Ta młoda dziewczyna imieniem Simona udziela schronienia zabójcy i zakochuje się w nim. Odkrywa to jej oziębła, perwersyjna matka, lecz zamiast wydać zbiega policji, wykorzystując swoje wdzięki próbuje nakłonić go do zamordowania swego bogatego, chorego męża. Jak to w europejskim kinie, daleko tu od politycznej poprawności, a Pirri bardziej kieruje sympatie widzów ku zabójcy-pedofilowi, niż pozornie porządnych obywateli: matce, której zależy tylko na pieniądzach i zaspokojeniu własnych żądz; policjanotwi, któremu jakoś nie bardzo zależy na ujęciu poszukiwanego; czy nawet ojcu, który choć kocha córkę, to jednak nie znajduje w sobie dość siły by o nią zadbać i coraz bardziej ucieka od świata. Jednak główną bohaterką jest tu Simona, która nie posiadając kochającej rodziny ani przyjaciół, szuka ciepła i miłości (także fizycznej – najbardziej kontrowersyjna scena filmu!) u ostatniej osoby, od której można by się tego spodziewać. To także Simona okaże się rozdającą karty w mocno dyskusyjnym finale.

Choć żaden ze mnie fan tego typu przedstawicieli europejskiej myśli filmowej, to jednak L’Immoralità całkiem przypadła mi do gustu, w czym spora zasługa dobrze wcielających się w swoje role aktorów, sprawnej reżyserii oraz znakomitej ścieżki dźwiękowej budującej atmosferę obrazu Pirri’ego. Jej kompozytorem jest wielki mistrz filmowych nut – Ennio Morricone, więc efekt w postaci klasowego, dobrze sprawującego się w filmie score’u nie może być zaskoczeniem. Dla osób, które filmu nie widziały, a po moim krótkim opisie spodziewałyby się dla obrazu, w którym jedną z głównych postaci jest morderca, muzyki z dużą ilością mrocznego udnerscore, zaskoczeniem może byś stylistyka kompozycji. Jest ona bowiem bardzo delikatna, subtelna, wręcz oniryczna, podkreślająca w obrazie tę pozorną sielskość dworku w jakim żyje rodzina Simony, rodzice ukrywający przed córką brak jakiejkolwiek miłości czy nawet szacunku i zrozumienia dla siebie nawzajem. Ponadto pamiętajmy o tym, co napisałem wcześniej: to ta dwunastolatka jest tu główną postacią, wiele wydarzeń obserwujemy niejako z jej punktu widzenia. Zatem jak i kamera, tak muzyka Morricone podąża za dziewczyną, za jej naiwną, marzycielską duszą.

Nie może być znowu żadnym zaskoczeniem z kolei fakt, że Morricone oparł całą kompozycję o jeden temat – jak zwykle muzycznie raczej nieskomplikowany, ale też niezwykle urokliwy, emocjonalny i niebanalny. Prym w jego prezentowaniu wiedzie fortepian, który z niezwykłą gracją i niekiedy z dużą pasją (La Voliera, La Villa) prezentuje main theme w różnych aranżacjach. Towarzyszyć mu będą oczywiście smyczki, praktycznie zawsze jako tło, bo chyba ani razu nie wezmą całkowicie na siebie poprowadzenie melodii. Usłyszymy ponadto w niektórych fragmentach któryś z instrumentów dętych drewnianych a także lekko jazzujący kontrabas w nielicznej muzyce o charakterze bardziej suspensowym (Perche?, Immoralità) i delikatne dzwoneczki w ostatnim utworze. W Perche Simona, który choć otwiera soundtrack, to faktycznie pochodzi z ostatniej sceny filmu, pojawi się także delikatny żeński, niemalże dziewczęcy, wokal. I tak przez niespełna pół godzinny, w czasie których wszystkie ścieżki praktycznie zlewają się w jedną, wprowadzając słuchacza w spokojny, melancholijny nastrój. Może nie chcąc go burzyć wydawca pominął jedną z najbardziej wyróżniających się aranżacji głównego tematu, pochodzącą z końcowych scen filmu, w których kompozytor znacząco zmienia dynamikę sięgając po elektroniczne bity.

Kompozycja Morricone w filmie służyć ma głównie budowaniu atmosfery i wytwarzaniu klimatycznego tła dla wydarzeń na ekranie, ale zdarza jej się wznieść coś ponadto – emocje i poetyckość jakich sami aktorzy i same ujęcia by nie osiągnęły. Po obejrzeniu L’Immoralità trudno wyobrazić sobie, jak mógłby wyglądać film Pirri’ego bez score’u włoskiego kompozytora. Ta sama kompozycja w formie płytowej nie jest już rzecz jasna tak atrakcyjna. Podobnie jak w przypadku Lolity jej podstawową wadą jest monotonia wynikająca z praktycznie zerowej różnorodności. Jednak i atuty ma podobne do score’u z blisko 20 lat późniejszego filmu Adriana Lyne’a (swoją drogą nie tylko muzycznie ale i fabularnie te dwa obrazy mają ze sobą nieco wspólnego): niezwykła, nostalgiczna atmosfera, kreowana tu głównie przez kojące brzmienia fortepianu. A jako, że wydany przez CAM album (pierwotnie na winylu z obrzydliwą okładką, w wersji na CD na szczęście ją zmieniono, choć i ta pozostawia nieco do życzenia) jest tak krótki i w przeciwieństwie do Lolity nie zawiera żadnych upiększaczy w postaci burzących stylistykę piosenek, to monotonia muzyki aż tak nie przeszkadza. Długo się wahałem, jaką ocenę końcową wystawić temu soundtrackowi. Ostatecznie, nie tyle z sympatii do twórcy, co dając się ponieść tej delikatnej muzyce, zdecydowałem się jednak o tę notę pół gwiazdki wyższą. Czy słusznie? Jeśli podobnie jak ja, będziecie potrafili zanurzyć się w onirycznej nostalgii L’Immoralità, to pod tą oceną pewnie się podpiszecie.

Najnowsze recenzje

Komentarze