Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
John Massari

Killer Klowns From Outer Space (Mordercze klowny z kosmosu)

(2006)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 09-07-2008 r.

Jeszcze pare dni temu byłem święcie przekonany, że nic nie jest w stanie mnie już zdziwić w przemyśle filmowym. Mając pewne doświadczenia z wymysłami Eda Wooda i inną niszą sprawiającą, że ojcowie kinematografii z żalu obgryzali własne kości w grobach, nie trudno o takie wnioski. Kilka ciekawych wycieczek po Youtube, determinowanych de facto przez kolegów z redakcji i proszę! Teoria ta upadła z wielkim hukiem! Zainteresowany umieszczonymi na wyżej wymienionym portalu wycinkami z filmu Stephena Chiodo o intrygującym tytule Mordercze klowny z kosmosu, postanowiłem zapoznać się z całością owego wątpliwego rzemiosła. Efekty tego były do przewidzenia, mianowicie salwy śmiechu przemieszane z wielkim współczuciem kierowanym w stronę twórców tego filmidła. Filmidła opowiadającego o kosmitach terroryzujących amerykańskie miasteczko Crescent Cove. Kosmitach przypominających… klowny. Fantazja realizatorów co do kreowania tego cyrkowego świata przybyszów w równym stopniu zadziwia (statek kosmitów w kształcie cyrku, popcorn pełzający po podłodze, ciasto topiące ludzkie ciało, plastikowe pistoleciki transformujące ludzi w kokony, itd…), co przeraża (bezsens fabuły, niespotykana miałkość dialogów i poziomu gry aktorskiej). Camp w najczystszej postaci!

Do tego całego bagna wizualnego dochodzi jeszcze muzyczne. Moje wrażenia na tym polu po obejrzeniu Morderczych klownów mógłbym z czystym sumieniem podsumować jedynym, ale jakże słusznego określeniem – PADAKA. Jako osoba, która lubi z czasu zanurzyć się w kompoście ilustracji filmowej, postanowiłem poznęcać się nad czytelnikami tego portalu i powiedzieć nieco więcej na temat ścieżki dźwiękowej do Klownów. Oto więc zaczynam…

Lata 80-te to okres niesamowitej fascynacji brzmieniami elektronicznymi. Wszędzie i w każdej postaci słychać to, począwszy od dyskotekowego wynalazku tamtych lat, tudzież techno i pop, aż po muzykę filmową, gdzie surowe jak wyjęte z ziemi kartofle, sample midi zastępować miały orkiestrę. Głównie z powodu niskiego budżetu Morderczych Klownów (ok 2 mln $), zatrudniony do stworzenia oprawy muzycznej, John Massari, postanowił przyłączyć się do nurtu i pobawić się syntezatorami. Uczynił to w dosłownym tego słowa znaczeniu, ponieważ poza dźwiękami wyjętymi z podstawowego zestawu sampli jakiegoś Korga, czy Casio, w partyturze jaką stworzył nie usłyszymy zupełnie nic! Od razu nasuwa się porównanie ze ścieżką Brada Fiedela do Terminatora, która mimo wielu wspólnych stylistycznych elementów, posiada klimat i coś co nazwać mógłbym eksperymentatorskim tech-noir scorem. Twór Massariego, to głównie chaotyczne bawienie się konwencją Fiedela utrzymywaną w tonie cyrkowej prześmiewki. O ile score ten stanowi wyborną rozrywkę dla widza śledzącego z wielką przyjemnością kolejne bzdury wypływające z filmu, dla słuchacza chcącego zmierzyć się z nim indywidualnie szykuje się nie lada wyzwanie.

W 2006 roku wytwórnia Percepto Records wypuściła na rynek soundtrack zawierający kompletną muzykę do Klownów, czyli ok 70 minutowy album przepełniony elektronicznym szlamem. Zanim jednak wystawimy naszą psychikę na zgubne działanie syntezatorów Massariego, przeprawić się będziemy musieli przez piosenkę promującą obraz, mianowicie Killer KlownsHidden Klown Ship powoduje niekontrolowany odruch rąk w kierunku guzika „stop” na naszym odtwarzaczu. To, co wyprawia tu Massari przekracza najgorsze oczekiwania słuchaczy nawet tak wprawionych w muzyczną niszę jak ja. Budowana na smyczkowych, gitarowych i perkusyjnych surowych samplach, ścieżka, balansuje pomiędzy mrocznym ambientem, gwałtownymi wybuchami dysonansów oraz cyrkowym happeningiem.

Syntetyczny bełkot jakim karmieni jesteśmy przez te pierwsze minuty obcowania z Morderczymi Klownami da się jednak znieść przy odrobinie silnej woli, natomiast to, co przychodzi wraz z utworem Killer Klowns March przechyla czarę goryczy. Popowo-rockowy rytmiczny sampel, towarzyszący „patetycznej” scenie marszu klownów w kierunku miasta przynosi poważne zwątpienie w sens dalszego wysłuchiwania tej muzycznej porażki, o tyle bardziej, że jak się okazuje, kompozytor uczynił z tej melodii temat przewodni swojej „partytury”. Sama melodia natomiast błądzi gdzieś pomiędzy patetycznymi tematami Schackera do Saber Rider. Ci co wytrwają do końca albumu (z góry serdecznie gratuluję), sponiewierani będą przez całą gamę przesłodzonych dramatycznie kawałków rozpisanych w schizofrenicznym, atonalnym tonie. Pomimo ogólnego dyskomfortu w odbiorze jaki serwuje nam ta ścieżka, wspomniane wyżej schizofreniczne potraktowanie radosnych cyrkowych przygrywek kontrastowanych z groteskowymi scenami morderstw popełnianych przez klownów, ma swoją rację bytu. Przykładem niech będzie Galactic Globe Theater, który w miarę sensownie wypada w filmie, choć na albumie już nie koniecznie. Pod koniec płyty możemy usłyszeć wersję alternatywną tegoż utworu, a także dwa współczesne remixy głównych motywów. Na uwagę zasługuje szczególnie ten ostatni – Killer Klowns Remix – który to ubiera temat przewodni Massariniego w całkiem znośne rockowe szaty.

I pomyśleć, że ścieżka ta nominowana została do Saturna. No ale przecież pomyłek takich pełno i w dzisiejszych czasach, kiedy jałowe jak ziemie Uzbekistanu prace Santaolalli, zgarniają Oscary rok po roku… Czy jest ktoś komu mógłbym polecić Morderczych Klownów z Kosmosu? Chyba tylko takim melomasochistom jak ja…

Najnowsze recenzje

Komentarze