Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Mark Isham

Reservation Road (Droga do przebaczenia)

(2007)
-,-
Oceń tytuł:
Marek Łach | 24-06-2008 r.

Spośród wszystkich tendencji we współczesnej muzyce filmowej, ambient i „malowanie” elektronicznego tła stanowi dla recenzenta największe wyzwanie, będące czasem czymś na kształt stąpania po kruchym lodzie. Wobec zyskujących sobie sympatię wśród dzisiejszych reżyserów ambientowych plam dźwięku nie działa bowiem kompletnie obowiązująca dotąd metodologia oceniania muzyki filmowej; wychowany na tuzach gatunku krytyk gubi się, nie mając punktu zaczepienia w postaci idei tematycznej czy innych narracyjnych wyznaczników. Gdy muzyka nie prowadzi fabuły i nie komentuje jej, a zamiast tego barwami dźwięków sugeruje jedynie pewne emocje i ich intuicyjny odbiór, nie bardzo wiadomo jak ilustrację interpretować, gdzie doszukać się myśli przewodniej poza coraz powszechniejszą dzisiaj tendencją do nie narzucającego się kreowania subtelnego klimatu. Funkcjonalność bierze górę nad atrakcyjnością, pozostaje zatem pytanie, czy w ramach tej konwencji nie ma trzeciej, kompromisowej drogi?

Chyba jest, co udowodnił kilka lat temu właśnie Mark Isham przy okazji bardzo udanej ilustracji do Miasta gniewu, będącej zarazem ciekawą, atmosferyczną konstrukcją, a przy tym wciągającym muzycznym doznaniem dla przeciętnego odbiorcy. Od tego czasu kompozytor co prawda nie zdołał tego artystycznego sukcesu powtórzyć z równie znakomitym skutkiem, niemniej nawet jego ostatnie prace (In the Valley of Elah, The Mist i właśnie Reservation Road), pomimo wszystkich swoich słabostek i przywar właściwych współczesnemu obliczu gatunku, przemycały tu i ówdzie pewne ciekawe rozwiązania brzmieniowe. To co w przypadku Drogi do przebaczenia może szczególnie intrygować, to metodologia obrana przez Ishama wobec będącego średnio udanym wyciskaczem łez obrazu – metodologia idąca na przekór sentymentalizmowi filmu Terry’ego George’a, idąca w stronę subtelności zamiast w kierunku oczywistych wzruszeń.


Decyzja ta to zarazem sukces i porażka kompozytora. Sukces – gdyż Isham swoją delikatną, elektroniczną muzyczną ilustracją łagodzi nieco malowany grubą kreską obraz świata z filmu George’a, dodaje mu pewnej dwuznaczności i głębi. Porażka – bowiem wybierając ambientową tapetę skazuje swoją muzykę na rolę ginącego pośród filmowych klatek tła pozbawionego narracyjnej funkcji. Jest to w pewnym sensie muzyka filmowa w stanie surowym, integralnie zespolona z obrazem i zlewająca się w jedną muzyczną plamę. Z jednej strony jako ilustracyjna technika stanowi ciekawy i efektywny pomysł, bowiem subtelne melodyczne formy ishamowskiej tapety są propozycją pewnej myśli przewodniej; owe tematyczne idee nie przybierają jednak skonkretyzowanego kształtu i choć można wskazać tu element będący do jakiegoś stopnia tematem głównym kompozycji (ładny fortepian z syntezatorowym tłem w Funeral czy Confession), także i on w ostatecznym rozrachunku sugeruje jedynie barwy i kolory muzyczne. W zasadzie dopiero w bardziej ekspresyjnym Walk Away odbiorca spotyka się z nostalgicznymi frazami (klarnet i wiolonczela), które zbliżają się do form właściwych przeciętnej ilustracji dramatycznej.


Trybut, jaki Isham płaci za swoją stylistykę wiąże się przede wszystkim z efektownością i wyrazistością ilustracji – ta bowiem w samym już filmie brzmi niemal ascetycznie, a w oderwaniu od niego jako całościowo odsłuchany album funkcjonuje niczym proustowski strumień świadomości, zahaczając o pewne zalążki idei, krążąc wokół nich, ale tak naprawdę żadnej do końca nie eksploatując i przy najbliższej okazji przeskakując do innego wątku, który zdaje się brzmieć identycznie, a dopiero po bliższym przyjrzeniu się odsłania pewne odmienności w warstwie detalu. Poza utworem tytułowym można wychwycić – wbrew pozorom – całkiem sporo interesujących, energicznych momentów na płycie, gdzie Isham wywołuje bądź to niepokojące wrażenie ruchu (Diplomat), bądź wykorzystuje rytmiczne, syntetyczne tekstury (Confession Failed). Obok jednak tych przebłysków i kilku pięknych, zamyślonych, jakby eterycznych wersji wspomnianego tematu głównego, pojawia się sporo nudnego po prostu, statycznego tła, gdzie anemiczne barwy dźwiękowe zastąpić mają treść, niestety z kiepskim skutkiem. Smętna tapeta pokroju Internet Search czy Obsession ani nie pcha fabuły do przodu, ani nie wnosi wartościowych rozwiązań do kompozycji. Ot, granie dla samego grania, żywcem wzięte z telewizyjnego produkcyjniaka.

O ile jednak poszczególne oceny wyklarowały mi się w głowie stosunkowo szybko i nie mam większych wątpliwości co do każdej z nich, o tyle ocena całościowa nastręczyła mi mnóstwa problemów. Z jednej bowiem strony jest to muzyka, która zostanie zapewne odrzucona przez zdecydowaną większość fanów i racja będzie po ich stronie chociażby z tego względu, że Reservation Road jako ilustracja filmowa ma po prostu zupełnie jednowymiarową funkcję. Z drugiej jednak strony, mimo że Isham nie prezentuje tu żadnych innowacyjnych rozwiązań, a jego elektroniczny podkład czasami niebezpiecznie zahacza o banał (dramaturgia akcentowana uderzeniami syntetycznej perkusji), nie jest to z pewnością kompozycja bezmyślna czy tworzona na autopilocie – wręcz przeciwnie. Ostatecznie zatem wystawiam pełną trójkę, muzyka ta bowiem może zaciekawić… choć mam nieodparte wrażenie, iż o wiele bardziej intrygującą opcją byłyby tu eksperymenty brzmieniowe Thomasa Newmana, czy orkiestrowe subtelności Alexandre Desplata.

Przeczytaj także wywiad z Markiem Ishamem.

Najnowsze recenzje

Komentarze