Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Marc Shaiman

Bucket List, the (Choć goni nas czas)

(2007)
-,-
Oceń tytuł:
Marek Łach | 03-05-2008 r.

Aż szkoda, że mając taką obsadę, nie dało nakręcić lepszego, dojrzalszego filmu. Rob Reiner stworzył tymczasem dość schematyczny i raczej odtwórczy dramat obyczajowy, który nie zaskakuje i powtarza raczej wyświechtane frazesy, choć z odrobiną niezaprzeczalnego uroku i klasy. Na pierwszy plan wybijają się oczywiście dwie główne kreacje, Nicholson i Freeman bowiem okazują się znakomicie funkcjonować jako ekranowy duet; cała jednak reszta, od scenariusza począwszy, to już tylko i wyłącznie wygładzona, prześlizgująca się po temacie sztampa, przewidywalności której dodaje zaś przyjemna dla ucha, ale rzemieślnicza do bólu ilustracja Marka Shaimana.

Zajęty ostatnimi czasy światem musicalowym (bardzo dobrze przyjęty Lakier do włosów), nadworny kompozytor Reinera pokusił się o ścieżkę, nie odbiegającą w zasadzie od pewnych standardów, jakie w ramach ostatniej dekady z okładem wypracowano na potrzeby kina obyczajowego. Jest to muzyka stylowo zawieszona gdzieś pomiędzy subtelnością spod znaku Thomasa Newmana, ckliwością liryki Alana Silvestriego, a własnym, mało inwazyjnym brzmieniem Shaimana, które do spółki tworzą delikatną, kameralną tapetę z wiodącą rolą fortepianu i lekko jazzowym zacięciem. Ilustracja ta ma przede wszystkim ciepły, przyjazny charakter, bo choć naznaczona smutkiem, w gruncie rzeczy, podobnie jak i film, ma pozytywny ogólny wyraz emocjonalny.


Trąbka, saksofon i gitara pojawiają się jako przeciwwaga dla delikatnego brzmienia fortepianu i smyczków, aczkolwiek trudno tu mówić o jakimś ożywieniu, wynikającym z wykorzystania tego instrumentarium, Shaiman trzyma się bowiem na przestrzeni właściwie całej kompozycji jednego, leniwego tempa, utrzymując tym samym od początku do końca senną, relaksującą atmosferę (Hotel Source, Did You Hear It?). Jest to w zasadzie subtelne malowanie dźwiękiem, z tym że nie wykazuje się ono większymi ambicjami poza funkcję tapety, ani nie próbuje nadać filmowi bardziej indywidualnego wyrazu. Ładne tematy ( Like Smoke Through A Keyhole, The Mountain) nie mają zasadniczego przełożenia na fabułę obrazu, nie interpretują jej, a tylko łagodnie wspomagają warstwę emocjonalną. Jest to z jednej strony decyzja trafna, bowiem film Reinera nie wymaga nazbyt narzucającej się ilustracji – to dwaj główni bohaterowi napędzają scenariusz – trudno jednak oprzeć się wrażeniu, iż Shaiman w doborze środków poszedł tu najprostszą drogą i pośród oczywistych tekstur muzycznych aż nazbyt często gubi gdzieś humanistyczny pierwiastek, który tak bardzo jest tej historii potrzebny.


Na parę dodatkowych słów komentarza zasługuje wydany przez Varese Sarabande album, stanowi bowiem ciekawą i wyróżniającą się na rynku propozycję. Jako że oryginalna muzyka napisana przez Shaimana na potrzeby filmu zamyka się tu w niecałych 30 minutach, po tym, gdy umilknie bardzo ładna suita z End Credits, zaczyna się prawdziwa niespodzianka dla każdego fana gatuku. Otóż artysta urządza sobie prawdziwy rajd po najpopularniejszych i najbardziej lubianych ze swoich tematów filmowych, począwszy od klasycznego już American President, poprzez takie perełki, jak choćby nieśmiertelna Rodzina Addamsów, wreszcie po niezwykle… interesujący cover Goldfingera Johna Barry’ego, opowiadający o niedolach kompozytora we współczesnym Hollywood. 20 minut fortepianowych aranżacji na dłuższą metę nie może oczywiście rywalizować z oryginałami, niemniej jednak jako bonus do The Bucket List spisuje się wybornie.

Ów pomysłowy i dowcipny dodatek skłonił mnie ostatecznie do lekkiego naciągnięcia finalnej oceny płyty, choć bowiem ilustracja do filmu Reinera to tylko solidne, trójkowe rzemiosło, album stanowi niezłą gratkę zarówno dla miłośnika twórczości Shaimana, jak i dla początkującego słuchacza, który chciałby szybko zapoznać się z karierą kompozytora wciśniętą w małą, ale całkiem smakowitą pigułkę. Z jednej zatem strony odbiorca otrzymuje funkcjonalną, lecz ładną tapetę, z drugiej zaś – dwadzieścia minut aranżacyjnej zabawy. Ze szczyptą dystansu do kompozytorskiego fachu.

Najnowsze recenzje

Komentarze