Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Trevor Morris

Tudors, the (Dynastia Tudorów)

(2007)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 08-01-2008 r.

Zachodnie stacje telewizyjne prześcigają się ostatnio w realizacji widowisk osadzonych fabularnie na tle historycznym. Spośród wielu wyprodukowanych w ciągu ostatnich kilku lat, mniej lub bardziej udanych seriali, największe emocje wzbudzają chyba tylko dwa tytuły: Rzym oraz Tudorowie. O tym pierwszym wspominałem już nieco przy okazji recenzji oficjalnego soundtracku, powiedzmy sobie zatem nieco więcej o tym drugim.

Tudorowie, jak sama nazwa wskazuje, to serial odnoszący się do „historii” jednej z dynastii angielskich, a konkretnie najsłynniejszego jej przedstawiciela, Henryka VIII. Zupełnie jak w przypadku Rzymu, tak i tu, sam wątek historyczny potraktowany został dosyć luźno, tworząc jedynie punkt odniesienia do właściwiej ścieżki fabularnej. Twórca widowiska, Michael Hirst, chciał pokazać losy Henryka (w rolę tą wciela się sam Jonathan Rhys Meyers) przez pryzmat dworskich intryg, dramatycznych romansów i walki o władzę, tak osób pochodzących z bezpośredniego otoczenia króla jak i wysoko postawionych możnych, próbujących konkurować z młodym, aczkolwiek ambitnym władcą. W efekcie otrzymaliśmy arcyciekawe i wciągające widowisko zdolne zadowolić wymagającego widza na każdej płaszczyźnie swojego wykonania.

Jedną z tych płaszczyzn jest również muzyka, stworzenie której przypadło kanadyjskiemu kompozytorowi, Trevorowi Morrisowi. Nazwisko to w pierwszej chwili może nic nie znaczyć dla przeciętnego entuzjasty muzyki filmowej. Karierę zaczął on bowiem od pisania utworów do reklam, potem przyszły pierwsze samodzielne projekty filmowe i telewizyjne, a ostatnio także ghost-writting u ex członków grupy Media Ventures. Tak na dobrą sprawę świat zainteresował się nim dopiero w 2007 roku po emisji dziesięcioodcinkowego The Tudors, kiedy temat przewodni jaki doń stworzył dosłownie obiegł świat za pomocą przeróżnych internetowych serwisów boadcastingowych, jak Youtube. Siła promocji oraz próśby fanów zrobiła swoje i tak oto, kilka miesięcy po wyświetleniu pierwszego sezonu, na rynku pojawiła się płyta ze ścieżką dźwiękową.

Magia partytury Trevora Morrisa udzieliła się również i mi podczas oglądania tego widowiska. Temat przewodni, tak śmiały w swoim wykonaniu, a jawnie nawiązujący stylistycznie do trzęsących branżą kolegów dla których pracował przez pewien czas, wzbudził moje zainteresowanie nie mniej niż pozostałe elementy oprawy muzycznej. Nie wybiegając jednak zanadto w dal skupmy na chwilę na samej czołówce. Otóż, bez wątpienia mogę określić ją mianem jednej z najlepszych jakie komponowano w 2007 roku na potrzeby telewizji, jeżeli nie z samych powodów estetycznych, to na pewno ze względu na geniusz synchronizacyjny. Montaż wprowadzający, to istna uczta audio-wizualna, gdzie Morris doskonale obnaża swoje talenty ilustratorskie. Obnaża również talent do umiejętnego ubierania kiczu ekspresyjnego w ładne szaty melodyjne. Połączenie obojętnych emocjonalnie fiddli z syntetyczną orkiestrą, chórem i samplami perkusyjnymi wyszło mu tu bowiem nadzwyczaj dobrze!

Temat przewodni, choć zarówno w serialu jak i na płycie pojawia się raczej sporadycznie, doskonale podkreśla charakter i naturę ścieżki jaką skomponował Morris. Ścieżki, błądzącej gdzieś stylistycznie pomiędzy hollywoodzką wizją średniowiecznej Europy, a własną interpretacją ówczesnej muzyki tradycyjnej, także nierzadko opierającą się na przetartych przez innych kompozytorów filmowych wzorcach. Nie sposób nie zauważyć tu licznych aluzji do specyficznego, ascetycznego wręcz brzmienia rodem z Królestwa Niebieskiego Gregsona Williamsa, czy Kupca Weneckiego Jocelyn Pook. Wiele tu również przemielonych przez new age’owską maszynkę prostych przygrywek tradycyjnych… Właściwie, to można by było na każdym kroku wytknąć coś Morrisowi, gdyby nie wspomniany wyżej talent do umiejętnego manipulowania wrażeniami widza i słuchacza. Po prostu nie sposób przejść obojętnie obok tego tworu. Pełno w nim bowiem takich utworów jak A Historic Love, czy Wolsey Commits Suicide, które chcąc nie chcąc skupiają na sobie uwagę. Ba! Nawet podobają się, przez wzgląd na swoją prostą melodykę i śmiałość brzmieniową!

Albumowi daleko jednak do miana przebojowego. Poza kilkoma porywającymi utworami mamy tu głównie do czynienia ze stonowanymi, minimalistycznymi melodiami, które wszak dostojnie, aczkolwiek bez zbędnego obciążenia intelektualnego, odbijały się echem pomiędzy murami henrykowskiego zamku. Solowe fiddle, fleciki, czy cymbały na tle syntetyczno-orkiestrowego backgroundu i dzwonów wywołają u nas tyle samo emocji, co przemówienia posłów na codziennych obradach Sejmu. W przeciwieństwie jednak do nich, muzyka Morrisa nie drażni nerwów, a wręcz przeciwnie. Stanowi idealne wytchnienie od przeładowanego nabrzmiałą orkiestrą i elektronicznym bełkotem świata muzyki filmowej…

Oczywiście, dla osoby nie mającej żadnej styczności z serialem Hirsta, wrażenia wyniesione z tego albumu będą stosunkowo płytkie, w odróżnieniu oczywiście do grupy, która miała okazje zetknąć się z tym widowiskiem. Myślę, że płyta Varese w zupełności zaspokaja oczekiwania fanów Tudorów i stanowi doskonały przykład na to (kolejny zresztą), że muzyka z serialu, mimo powierzchowności swojego rzemiosła, potrafi zaintrygować ludzi w nie mniejszym stopniu jak muzyka z filmu fabularnego.



Inne recenzje z serii:

  • Sezon drugi
  • Sezon trzeci
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze