Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
John Barry

007 – You Only Live Twice (Żyje się tylko dwa razy)

(1967/2003)
-,-
Oceń tytuł:
Marek Łach | 08-05-2007 r.

Organizacja SPECTRE nie chce się poddać… James Bond pokrzyżował jej szyki już kilkakrotnie, ostatnim razem przy okazji operacji pod kryptonimem „Piorun”, niemniej grupa zbrodniarzy nie zamierza spocząć, póki nie zrealizuje swoich planów i nie skłóci dwóch światowych supermocarstw. Tym razem areną walki stanie się przestrzeń kosmiczna, ofiarami padną amerykańskie i sowieckie satelity, a agent 007, po upozorowanej śmierci, przeprowadzi śledztwo w Kraju Kwitnącej Wiśni. Jak widać, twórcy cyklu po raz kolejny zdecydowali się przenieść widzów w egzotyczne tereny, stawiając przed nadwornym kompozytorem serii, Johnem Barrym, nowe muzyczne zadanie. Nie da się ukryć, że umiejscowienie akcji w Japonii stwarzało Anglikowi ciekawe wyzwania, nie od dzisiaj wszak wiadomo, jak inspirujący dla artystów zajmujących się muzyką filmową okazywał się wielokrotnie orient i nawet Złota Era, wydawać by się mogło dość szczelnie – choć to oczywisty stereotyp – zamknięta w okowach czysto symfonicznego brzmienia, wydała kilka ciekawych w tej materii, lekko egzotycznych partytur, jak choćby My Geisha Franza Waxmana. Wybór metody ilustracyjnej wydawał się więc naturalny.

Barry już w poprzednich częściach zdradzał zainteresowanie zaznaczeniem rodzajowej warstwy opowieści, tak więc pojawiały się zarówno charakterystyczne dla poszczególnych obrazów stylizacje (drapieżny jazz w Goldfingerze, który stał się w końcu znakiem rozpoznawczym serii, czy tropikalne brzmienie Nassau w Thunderball), jak i oderwane nieco od reszty ilustracji fragmenty podchodzące silniej pod muzykę źródłową, co najlepiej widoczne było w Pozdrowieniach z Rosji. W przypadku Żyje się tylko dwa razy sytuacja wygląda jeszcze inaczej. Otóż kompozycja ta jest przykładem najdoskonalszej chyba, przynajmniej na tym etapie serii, implementacji egzotyki w warstwę stricte narracyjną. Orientalna stylistyka staje się tym samym nieodłączną, immanentną częścią muzycznego szkieletu partytury i zapewnia jej doprawdy wyrafinowaną spójność formalną.

Z drugiej strony cała poetyka japońska jako autonomiczna kompozycja prezentuje się raczej przeciętnie, by nie rzec: dość banalnie. W kontraście dla wyszukanych warstw symfonicznych, stylizacja opiera się na kilku stereotypowych chwytach orkiestracyjnych, które nie dodają partyturze ani urody, ani wartości artystycznych (The Wedding czy Aki, Tiger and Osato), ale okazują się być zaskakująco funkcjonalne, zwłaszcza w filmie. Choć egzotyka jest tylko dodatkiem, Anglik operuje nią dobrze i po przesłuchaniu całości nie sposób nie przyznać mu maestrii w połączeniu brzmień Orientu z klasycznym, filmowym romantyzmem. Ów romantyzm pełni w You Only Live Twice kluczową rolę, jest to bowiem score bardzo oszczędny w muzyce akcji, za to kunsztowny w warstwie lirycznej. Widać tę tendencję już w otwierającej całość tytułowej piosence w wykonaniu Nancy Sinatry, gdzie Barry wprowadza cudowny, doprawdy niezwykle klasowy temat główny, który może co prawda zaskoczyć, zważywszy że przygody agenta 007 to kino akcji, ale sprawuje się w konwencji bondowskiej – całkiem romantycznej przecież! – wyśmienicie.


Kluczowa dla tej partytury, notabene dobrze radzącej sobie jako autonomiczna muzyka filmowa, jest jednak jej funkcjonalność w połączeniu z obrazem. Jeśli mowa o klasycznych Bondach (od Pozdrowień z Rosji po Diamenty są wieczne), kompozycja ta stanowi moim zdaniem najlepszą, po On Her Majesty Secret Service, ilustrację rozumianą w kategoriach narracyjnych. W filmie sprawuje się bardzo dobrze, a miejscami wręcz bajecznie, zwłaszcza gdy Barry wprowadza któryś z pierwszoplanowych tematów w ich pełnych rozwinięciach. Doskonałym tego przykładem jest włączona w dość dziwny, ale dowcipny utwór akcji Fight At Kobe Dock, symfoniczna aranżacja piosenki, towarzysząca znakomitemu, lotniczemu ujęciu bitwy na dachach doków portowych. Podobnie wartościowo prezentuje się drugi najsłynniejszy temat ścieżki, kosmiczny marsz z Capsule In Space, ciekawszy może w kontekście filmu, aniżeli na albumie, niemniej będący zarazem dowodem doskonałego ilustratorskiego (tempo i dramaturgia!) wyczucia Anglika. Barry z sukcesem wraca również do znanych już widzom tematów: 007 oraz James Bond Theme, które oba pojawiają się w scenie powietrznej walki z helikopterami. Wielka szkoda, że zarówno na podstawowej, jak i na rozszerzonej, recenzowanej tutaj wersji albumu, zabrakło drugiego z nich, tak efektownie we wspomnianej scenie wykorzystanego. Z pewnością dodatkowa porcja adrenaliny – choć i tej miejscami nie brakuje, wszak Anglik tradycyjnie przygotował nowy temat akcji (A Drop in the Ocean) – nie zaszkodziłaby płycie.

A płyta ta jest bardzo udana i niewątpliwie godna polecenia, choć nie posiada kilku wad, które dyskwalifikują ją w moich oczach z ubiegania się o najwyższą ocenę. Jeśli chodzi o kwestie aranżacyjne, to razi przede wszystkim 10-minutowy James Bond in Japan, którego suitowa postać jest dla mnie niezrozumiała, przede wszystkim z racji przeładowania dość ciężkim w odbiorze underscore, oraz 7-minutowy z kolei James Bond – Ninja, o podobnych słabostkach. Trochę brakuje tutaj również tak przekonującego, sensacyjnego finału, jak chociażby w późniejszym Diamonds Are Forever (Bond Averts World War Three trwa jednak tylko lekko ponad 2 minuty), wspomniana zaś japońska stylistyka nieco kuleje poza obrazem. To wszystko, składając się na hojnie wypełniony muzyką album, sprawia, że odbiór nieco momentami szwankuje, choć nie na tyle, by komukolwiek to wydanie odradzać. Wręcz przeciwnie, całość prezentuje się doprawdy świetnie, a dodałbym nawet, że doskonała liryka, będąca tej płyty wizytówką, pozbawiona tym razem jazzowego zacięcia, może brzmieć atrakcyjnie także dla najbardziej konserwatywnych, uznających wyłącznie symfonikę, fanów muzyki filmowej. Polecam więc bez wahania.

Inne recenzje z serii:

  • Blood Stone (vg)
  • From Russia With Love
  • Goldfinger
  • Thunderball
  • On Her Majesty’s Secret Service
  • Diamonds Are Forever
  • Goldeneye
  • Tomorrow Never Dies
  • World Is Not Enough
  • World Is Not Enough – Expanded Edition
  • Die Another Day
  • Die Another Day – Expanded Edition
  • Casino Royale
  • Quantum of Solace
  • Skyfall
  • Spectre
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze