Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
John Williams

Saving Private Ryan (Szeregowiec Ryan)

(1998)
5,0
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 30-04-2007 r.

Epicki dramat wojenny ”Szeregowiec Ryan” przeszedł już do historii kina jako najbardziej realistyczny obraz o II wojnie światowej, jaki kiedykolwiek powstał. Zasługa w tym przede wszystkim wybitnych zdjęć Janusza Kamińskiego oraz druzgocącej, początkowej sekwencji lądowania aliantów na plaży w Normandii. Film Spielberga ilustruje – tak jak zawsze – muzyka Johna Williamsa. Muzyka tym razem dość anonimowa i próbująca jedynie asystować obrazowi w sposób bierny i nie narzucający się.

W tym kontekście należy zauważyć jaką rolę w filmie spełniała muzyka. Spielberg i Williams nie zdecydowali się umieścić w ogóle muzyki w scenach walk. Myślę, że to właściwe posunięcie. W scenach tych muzyka nie była po prostu potrzebna, ponieważ zawierały one w sobie tyle emocji oraz realizmu, stylizowane na reportaż z pola bitwy, że dodatkowa muzyka w tle najzwyczajniej w świecie zepsułby całość. Nie zapominajmy także o znakomitych efektach dźwiękowych towarzyszących filmowi. Dlatego też Williams musiał obrać inną drogę muzycznego ilustrowania scen, bez próby „zdobycia” filmu przez swoją muzykę, jak to przeważnie bywa w kinie Spielberga.

Przez cały film i niemal całą partyturę na płycie przewija się spokojny, refleksyjny temat przewodni filmu wykonywany na trąbce z wszechobecnym werblem, przypominającym nam o wojskowym charakterze film (Omaha Beach). Bardzo dobrze prezentuje się on w filmie, gdy kamera w epicki sposób przejeżdża nad setkami poległych żołnierzy leżących na plaży. Sytuacja ta jednak nie ulega zmianie do przedostatniego utworu na albumie. I to jest definitywną słabością tej pozycji, słuchanej w oderwaniu od filmu. W filmie sugestywnie dopasowuje się do obrazu, jest jego cichym narratorem, natomiast na płycie po prostu zlewa się w jedną całość. Świadczy to również o pewnej zmianie oblicza muzyki Johna Williamsa, która od powstania ”Listy Schindlera” jest bardziej mroczna, poważna i chłodniejsza (podobnież kino Spielberga). Podobne wrażenie można mieć obcując z innymi kompozycjami Williamsa z tamtego okresu: ”Nixon”, ”Amistad”, ”Rosewood w ogniu”, ”Prochy Angeli”, ”A.I.”

Oczywiście są ciekawsze utwory w tej sekcji albumu: posępny Wade’s Death czy refleksyjny Revisiting Normandy. Właśnie za tą refleksyjną stronę muzyki odpowiedzialne są podobnie jak w ”Urodzonym czwartego lipca” klasowe (ponownie solówki na trąbkę współpracującego ponownie z Williamsem Tima Morrisona. Uwaga wszystkich z pewnością skieruje się na jednak coś innego. To Hymn to the Fallen, prawdopodobnie jeden z najlepszych utworów jakie Williams kiedykolwiek skomponował, w sile odczuć porównywalny z tematem z ”Listy Schindlera”. Jest to hymn ku czci i pamięci wszystkich poległych i walczących w czasie II wojny światowej. Zaczyna się werblem, by później oddać pole orkiestrze i ekspresyjnemu chórowi The Tanglewood Festival Chorus. Jest to porywający, refleksyjny i wzruszający „kawał” muzyki filmowej. Można krytykować album z ”Szeregowca Ryana” jako całość, ale trzeba oddać sprawiedliwość temu majstersztykowi, przed którym każdy fan muzyki filmowej musi bardzo nisko pochylić czoła – niezwykły w swej sile wyrazu. Utwór ten jest dwukrotnie użyty na ścieżce dźwiękowej, na jej początku i na końcu (tzw. repryza).

Podsumowaując, muzyka z ”Szeregowca Ryana” nie jest bynajmniej łatwa do ocenienia, po „oderwaniu” jej od filmu. Najciekawsze jest to, że Hymn to the Fallen jest wizytówką tego albumu, a w filmie został użyty dopiero (i tylko) na napisach końcowych. Sam Spielberg stwierdził iż jego marzeniem przy post-produkcji filmu było, aby zamiast napisów końcowych przy zgaszonym świetle widzowie mogli słuchać tylko muzyki Johna Williamsa. Na pewno znajdzie się wiele osób krytykujących nudę i tzw. americanę (w tym ja również…) Williamsa i przyznaję, że mają oni swoje racje. Na pewno również znajdą się i tacy, którzy docenią elegancję i spokój tej kompozycji, która ma charakter wybitnie „ku pamięci”, ani przez chwilę nie będąc jednak kiczowatą, co zdarza się innym kompozytorem, których partytury niebezpiecznie szybko zbliżają się do patetycznego sosu. Muzyka ta była nominowana do Oscara i Złotego Globu oraz zdobyła nagrodę Grammy. Raczej tylko dla fanów Williamsa; sam Hymn to the Fallen lepiej odsłuchać na licznych kompilacyjnych płytach Williamsa.

Najnowsze recenzje

Komentarze