Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Jerry Goldsmith

Goldsmith Conducts Goldsmith (kompilacja)

(2001)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 29-04-2007 r.

Kompilacji wszelakiego rodzaju na rynku muzyki filmowej jest zatrzęsienie. Wiele z nich to tzw. re-recordingi, przeważnie daleko od klasy oryginałów, swoiste Best Of, nastawione tylko na jednego kompozytora lub na gatunek. Niewiele natomiast jest takowych wydawnictw, które zostałyby nagrane i wydane pod bacznym okiem samych kompozytorów. W 1987 roku swój pierwszy w karierze koncert muzyki filmowej przedstawił w londyńskim Barbican Hall sam wielki Jerry Goldsmith, zaproszony przez Paula Talkingtona, konsultanta The Philharmonia Orchestra. Dyrygując ową orkiestrą, Goldsmith zaprezentował przekrój swojej jakże bogatej już do tamtego okresu kariery, wykonując tematy i suity z jego najważniejszych i najpopularniejszych dzieł stworzonych na potrzeby filmu. Sukces koncertu był tak duży, iż recording engineer Mike Ross wspólnie z Goldsmithem postanowili nazajutrz nagrać z tą samą orkiestrą tą samą muzykę na potrzeby albumu! Tak powstała jedna z najsłynniejszych (i najdroższych ówcześnie) kompilacji, która przepadła z rynku tuż pod koniec lat 90-ych. Zaradzając temu fantowi, znakomita wytwórnia Silva Screen Records, specjalizująca się w wydaniach tego typu kompilacji filmowych, postanowiła w 2001 roku wydać płytę ponownie z re-masterownym w Dolby Surround i HDCD dźwiękiem. To co ma do zaoferowania. to prawdziwy rajd po doskonale skrojonych suitach z twórczości legendy muzyki filmowej.

Recenzowanie kompilacji ma przeważnie trochę odtwórczy charakter, gdyż płytę stanowi po prostu zlepek fragmentów raczej nie połączonych ani gatunkowo, ani stylowo, ani brzmieniowo. Nie inaczej będzie z ”Goldsmith Conducts Goldsmith”. Album otwiera prawdziwa perła, bo aż pięć fragmentów z bardzo rzadkiego i poszukiwanego soundtracka do jednego z wczesnych filmów, przy których pracował Goldsmith a mianowicie wojennego The Blue Max. To przykład muzyki monumentalnej i epickiej w każdej nucie. W pięciu utworach zaprezentowanych zostaje nam kilka zamysłów tematycznych, brzmienie jest potężne, czasami aż „za potężne” a instrumenty dęte wykonują swoje partie bardzo „grubo”. Służy to jednak doskonale powietrznym scenom filmu i zapewne jego rozmachowi, gdyż reżyserem tego obrazu był specjalista od kina katastroficznego, John Guillermin. Ciekawostką jest tu użycie tzw. wind machine, kreującego brzmienie szybowania w powietrzu – bardzo ciekawy to pomysł. Mimo, że muzyka jest to dość staroświecka, pojawiają się tutaj elementy (szczególnie w muzyce akcji) wskazujące na przyszłe prace maestro i zwiększające dynamizm kompozycji. Po takim zastrzyku potężnej akcji zaserwowana jest nam prawie 10-minutowa suita tematów, które Goldsmith stworzył dla telewizji. Przeważnie muzykę tworzoną dla telewizji ma się w mniejszym „mniemaniu”, niż dzieła stworzone z myślą o dużym ekranie, lecz muzyka Goldsmitha dla tych seriali pochodzących z lat 60-ych ma taką klasę, ze wiele kompozycji dla kina może tylko pomarzyć o tym poziomie. Co prawda muzyka na potrzeby koncertu została wydatnie podkolorowana orkiestracjami (raczej nigdy w telewizyjnej formie nie miała szansy tak zabrzmieć), ale mimo to nic nie przeszkadza się nią delektować (jak przebojowy, westernowy temat z ”Barnaby Jones”).

Kolejny przykład muzyki dla małego ekranu, która potrafi być wielka to elektryzująca suita z słynnego ”Masada”. 6-minutowy fragment „nie bawi się” tak, jak to jest w oryginalnym wydaniu w introdukcję melodii, tylko od razu zostaje nam zaserwowany sensacyjny, jeden z naprawdę najlepszych w karierze Goldsmitha tematów. Przebojowość, melodyka i awanturniczy charakter tego tematu, dosłownie tanecznego, to klasyka – próżno szukać dziś takiej pasji i szczerości. Specjalnie na potrzeby koncertu została natomiast przygotowana suita z kolejnego klasyka w filmografii kompozytora, ”Gremlinów”. Kompozycja, w oryginale z przewagą elektroniki, została tutaj zorkiestrowana przez Stanleya Blacka. ”Gremliny” stanowią czystą zabawę, po melancholijnym, subtelnym początku w stylu innej partytury Goldsmitha ”Hoosiers” wchodzą całe serie wykonywanych z big-bandowym zabarwieniem skocznych, typowych dla Goldsmitha sekwencji. Rozrywka jest naprawdę przednia a sam temat główny jest doskonały do pogwizdywania, nucenia i dyrygowania. Kolejna porcja płyty to 14-minutowa suita, tym razem z obrazów kinowych. Mamy tutaj prawdziwy przekrój kariery twórcy, od monumentalno-etnicznych fanfar ”Ziaren piasku”, przez subtelność i poruszające piękno nominowanego do Oscara ”A Patch of Blue”, ślicznego tematu Carol Anne z ”Ducha” po szaleńczy, karnawałowy ”Papillon” i miażdżącą etnikę i symfonikę ”Lwa i wiatru”. Naprawdę, to trzeba znać.

Goldsmith nie zapomina również o swoich marszach dla generałów ”MacArthura” i ”Pattona”, z których jednak ciekawszy jest ten drugi ze swoimi echo-ującymi trąbkami niż trochę męczący powtarzanym rytmem ”MacArthur”. Album kończą inne słynne, choć raczej znane pośród fanów kompozytora kompozycje. Najpierw nobliwy Robert’s Theme z ”Lwiego serca”, ostatniej współpracy Goldsmitha z Franklinem J.Schaffnerem a potem suita z moim skromnym zdaniem najwybitniejszej pracy kompozytora: ”Legendy”. Oryginalne wydanie nie posiadało tego ostatniego utworu i dopiero wznowienie prezentuje go jako bonus będący pewnego rodzaju reklamą przed wznowieniem ścieżki z ”Legendy”. Oczywiście wytwórni Silva Screen…

”Goldsmith Conducts Goldsmith” to genialna pozycja przekrojowa. To przykład, jak idealnie powinien wyglądać kompilacyjny album z muzyką filmową. Do doskonałej jakości nagrania oraz wyczerpujących informacji o powstawaniu muzyki jak i niej samej dochodzi w pewnym sensie również swego rodzaju „rarytasowość” wielu fragmentów zawartych na tym krążku. Ze ścieżek dźwiękowych, które praktycznie są nie do zdobycia na terenie naszego kraju (jak i w ogóle nie do zdobycia). Muzyka podana jest w znakomitej formie aranżacji suit, świetnie przechodzi pomiędzy różnymi stylowo fragmentami. Palce lizać. Jest to pozycja zarówno dla tych, którzy chcą się zaznajomić z geniuszem kompozytorskim Jerry Goldsmitha, jak i dla starych wyjadaczy jego talentu. Co smutne, twórca ten nadal nie należy do najpopularniejszych nazwisk muzyki filmowej. Oczywiście wszyscy go niezmiernie szanują i respektują, ale nie zmienia to w/w faktu. Goldsmith to geniusz a jego muzyka obroni się i tak sama… Najciekawsze fragmenty albumu to z pewnością suita z ”Gremlinów”, temat z ”A Patch of Blue” oraz obie, długie suity telewizyjna i kinowa. Ta pozycja nie ma słabych punktów!

Najnowsze recenzje

Komentarze