Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Goran Bregovič

Reine Margot, la (Królowa Margot)

(1994)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Wudarski | 15-04-2007 r.

„Rok 1572. Gwizjusze za namową Katarzyny Medycejskiej, pod pozorem ugody, której potwierdzeniem miał być ślub Henryka Burbona z Małgorzatą de Valois, zaprosili do Paryża najwierniejszych Hugenotów. Karol IX dał zgodę i w noc św. Bartłomieja, z 23 na 24 sierpnia, uzbrojeni katolicy wyrżnęli 20 tysięcy protestantów.” Tyle podręczniki historii. Powstaje pytanie jak opisać tę masakrę? Najlepiej zrobi to film, najlepiej bo najbardziej sugestywnie. Kroniki to tylko statystyka. Film to przede wszystkim obraz. Jednak przy ilustrowaniu tragedii potrzebna jest także muzyka. Bez niej całość staje się jedynie kronikarską notką, notką wstrząsającą, lecz pozbawioną siły przebicia. Na całe szczęście obraz wykreowany przez Patrice’a Chereau (reżyser) i Philippe’a Rousselota (zdjęcia) otrzymał muzykę, która w wydatny sposób przyczyniła się do jego odbioru. Jej autorem jest Goran Bregovič , twórca ceniony, lecz wielce kontrowersyjny.

Kompozytora nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. W naszym kraju jest on wyjątkowo dobrze znany. Niestety jego sława wiąże się z weselno – karczemną popularnością, popularnością która sprawia, że wielu „prawdziwych fanów muzyki filmowej” gardzi Bośniakiem (choć mówienie o narodowości w przypadku tego muzyka jest niezwykle kłopotliwe jest on bowiem synem Chorwata i Serbki). Jednoznaczne potępianie Bregoviča nie jest jednak słuszne. Należy bowiem pamiętać, że zanim zaprzedał dusze Mefistofelesowi pop kultury, stworzył kilka intrygujących partytur powstałych na usługi filmów. Oczywiście można deliberować na ile ścieżki do „Czasu Cyganów”, czy „Undergroundu” są kompozycjami oryginalnymi, a na ile zmiksowanymi i nagranymi na nowo utworami ludowymi. Jednak w oeuvre kompozytora można odnaleźć co najmniej dwa soundtracki w których wpływ inwencji Bregovica jest niezaprzeczalny. Są to „Arizona Dream” i właśnie „Królowa Margot”.

Wybór Bośniaka na kompozytora partytury do filmu o jednym z największych konfliktów religijnych nowożytnej Europy, nie był przypadkowy. Film powstał w roku 1994, kiedy to wojna w byłej Jugosławii toczyła się na całego. Kompozytor mieszkał w tym czasie w Paryżu gdzie tworzył. Muzyka do Królowej Margot jest więc nie tylko zwykłym rzemiosłem, wykonanym na zlecenie zadaniem. To prywatne, bardzo osobiste requiem dla kraju szarpanego konfliktami religijnymi, requiem napisane przez emigranta z Sarajewa.

Soundtrack z filmu Patrice Chereau prezentuje niejako esencje stylu Bregoviča . Mamy tu więc inspirowany ludowa muzyką bałkańską główny temat – piosenkę Elo Hi, genialnie wykonaną przez nieodżałowaną Ofre Hazę. Ten sam utwór funkcjonował ze słowami Kayah pod tytułem Jeśli Bóg Istnieje (na płycie Kayah i Bregovič ). Ktokolwiek słyszał oryginał, wie, że polska wersja jest jedynie imitacją. Ciekawą, ale pozbawioną subtelności.

Jak zwykle w przypadku Bregoviča otrzymujemy także utwory z gatunku radosnych przyśpiewek biesiadnych (Rondinella, Ruda Neruda). Nie wypadają one jednak specjalnie oryginalnie, choć ciekawe, źródłowe instrumentarium może się podobać. Najlepiej (zarówno na soundtracku, jak i w filmie) prezentują się utwory elegijno – dramatyczne. Klasycznym przykładem może być kluczowy dla obrazu Chereau utwór Noc Św. Bartłomieja. Aby opisać ludową zbrodnię Bregovič wykorzystał ludowy chór, orkiestrę i cały zasób przedziwnych instrumentów źródłowych (w podobnym klimacie utrzymany jest także La Chasse). Najważniejszy jest jednak sposób w jaki wszystko współgra ze sobą. Kompozytor, za pomocą tradycyjnych środków, tworzy niemal rockowo brzmiące epitafium (niewątpliwie zaprocentowały tutaj doświadczenia wyniesione z zespołu „Bijelo dugme”). Ten zabieg doskonale sprawdza się w kinie, współgrając z tonącymi w chłodnych kolorach zdjęciami Philippe’a Rousselota. „Królowa Margot” to jednak nie tylko film o rzezi. Chereau pokazuje wprawdzie dramat narodu, ale przede wszystkim koncentruje się na psychice jednostki – wmanewrowanej w politykę Margot. Bregovic zaś tworzy pod to swoje, pełne ludowej emocjonalności, elegie (barwione lamentujący głosem Ofry Hazy: Le Matin, Margot, „Elo Hi, Le Nuit).Na płycie zaskakują dwa utwory. Zaaranżowany dalmatyński U Te Sam Se Zaljubia a przede wszystkim, oparty na händlowskich wzorcach Le Mariage. Hymn z pełnym radości łacińskim libretto: „Chwała Panu na Wysokości” – muzyczna ilustracja politycznej hipokryzji.

Soundtrack z Królowej Margot ma też pewne wady. Przede wszystkim wnikliwy słuchacz zauważy podobieństwa do „Arizona Dream”. Tak chwalone przez mnie La Nuit de la Saint Barthélémy zbudowane jest niemal wg tego samego schematu, co dramatyczne utwory pochodzące z filmu Kusturicy (co oczywiście nie umniejsza nic jego słuchalności). Drugim mankamentem jest śliczna Kołysanka. Kompozycja która brzmi wspaniale na płycie, lecz niestety w kinie zupełnie się nie sprawdza. Brak jej harmonii w łączeniu muzycznych światów. Zbyt mocno czuć w niej nowoczesność (gitarowe tricki), która doprowadza do zgrzytu poetyk, zgrzytu którego nie jest w stanie zagłuszyć nawet ludowe instrumentarium.

Podsumowując Królowa Margot to muzyka, którą niewątpliwie warto odsłuchać. Niebanalna, ciekawa, pokazująca zupełnie inne myślenie o ilustracji. Myślenie, które może się podobać, myślenie które nie jest zarezerwowane jedynie dla wytrawnych koneserów ilustracyjności, lecz dla miłośników wywodzących się z korzeni ludowych przyśpiewów.

Niniejszy tekst jest poprawioną i uzupełnioną wersją recenzji opublikowanej na portalu www.moviemusic.pl

Najnowsze recenzje

Komentarze