Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Basil Poledouris

Whale for the Killing, A

(1981/2000)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 15-04-2007 r.

Byłem jednym z tych, którzy mieli nadzieję na wielki powrót Basila Poledourisa. Kompozytor ten, co prawda nie stracił talentu ani możliwości, ale komponował do średnich filmów, pozostając z dala od „wielkiego kina”. Swoje największe sukcesy Poledouris odnosił jeszcze mając lat ledwie trzydzieści-parę, jednak patrząc na karierę innego mistrza filmowych nut, Włocha Ennio Morricone, można by mieć nadzieję, że kolejne niezapomniane partytury przyjdą właśnie teraz. Morricone bowiem przed „czterdziestką” stworzył słynne partytury do spaghetti-westernów, a koło „sześćdziesiątki” skomponował Misję, Nietykalnych, Ofiary wojny… Basil Poledouris skończył 61 lat i jak się wydawało, druga kompozytorska młodość była przed nim. Niestety. 8 listopada 2006 r. zapisał się jako bardzo smutny dzień w historii muzyki filmowej. Poledouris przegrał walkę z chorobą. Twórca nietuzinkowy, posiadający własny styl już nie zauroczy nas nową partyturą.

Jedynym pocieszeniem pozostaje fakt, że po śmierci artysty jego dzieła żyją dalej. Muzyka Poledourisa nadal więc cieszyć może nasze uszy. I choć nie powstanie już żadna nowa ścieżka dźwiękowa tego kompozytora, to jednak jego filmografia jest na tyle bogata, że można w niej znaleźć niejeden interesujący, choć zapomniany projekt. Zwłaszcza, że Poledouris pisał muzykę głównie do filmów, które kinowymi hitami nie były, oraz do wielu seriali telewizyjnych. Ogrom z tego w ogóle nie było oficjalnie wydane, ale od czego są wszelkiej maści wydania promocyjne czy bootlegi. Jeden z nich zwrócił moją uwagę już tytułem filmu, z którego prezentował muzykę. A Whale for the Killing to telewizyjna produkcja z Peterem Straussem, będąca ekranizacją książki Farleya Mowata. Główny bohater to człowiek, który wraz z rodziną z miasta przeprowadza się do małej rybackiej osady. Pływając łodzią po zatoce, podczas sztormu, wpada w tarapaty. Ale nie tylko on, bo i kilkunastotonowy wieloryb. Miejscowi najchętniej zabiliby zwierzę, bohater zaś pragnie je uratować. Uwięziony w zatoczce wieloryb staje się pretekstem do ukazania antagonizmów między autochtonami a „obcym”.

Jako, że ocean często inspirował twórców do pisania ciekawej muzyki, a i późniejsza o ponad dekadę partytura Poledourisa do filmu z morskim ssakiem w głównej roli (Free Willy) była zupełnie niezła, miałem pewne podstawy, by liczyć na przyzwoity muzyczny kąsek. Tym bardziej, że powstały w roku 1981, a więc dokładnie między Błękitną laguną a Conanem barbarzyńcą. To usytuowanie w „połowie drogi” między owymi ścieżkami daje się wyłapać w stylistyce niektórych fragmentów. Całość zaczyna się dość niemrawo jakimiś tajemniczymi brzmieniami, ale już po około minucie pierwszego utworu uszu naszych dobiegnie bardzo ładny, subtelny liryczno-dramatyczny temat na sekcję smyczkową. Jednak najlepsze dopiero przed nami, a zwiastunem tegoż niech będzie optymistyczna melodia kończąca „Main Titles/The Storm/In the Village”. Zostanie ona rozwinięta w „The Scene” i to jak. Po początkowych przygrywkach na akordeon usłyszymy radosny, skoczny temat, który na dobrą sprawę jest esencją tego soundtracka. Ludowe brzmienie, wykorzystanie fletów i gitary nadają mu specyficzny, niemal średniowieczny charakter. Do tego typu muzyki Poledouris nawiąże i w Conanie barbarzyńcy („Theology/Civilization”), i w bardziej podniosły sposób w Ciele i krwi („Main Title”), ale przede wszystkim w Pożegnaniu z królem. Temat z „The Scene” jest w jakimś sensie protoplastą tamtejszego „Battle Montage”.

Cóż poza tym na płycie? Ano niewiele, bowiem wszystko kręci się wokół muzycznego dramatyzmu rodem z pierwszej ścieżki oraz tematu ludowego. A tego „wszystkiego” mamy raptem 26 minut! Można to uznać za wadę tego soundtracka, ale ja wolę takie krótkie, ale intensywne pół godziny, niż nużące, wypakowane po brzegi płytowe wydania, jakimi raczy nas np. James Horner. Prawdziwą wadą tego bootlega jest jakość dźwięku. W tej dziedzinie nie mam wysokich wymagań, nie oczekuję nieskazitelnie, krystalicznie czystych brzmień niczym prosto z sali koncertowej, ale jednak w dobie cyfrowych odtwarzaczy, pewnych standardów można oczekiwać. Tutaj jednak możecie o nich zapomnieć. Nagranie brzmi jakby nie pochodziło z 1981 r., ale jeszcze sprzed kilku dekad wcześniej i było zgrane z analogowego sprzętu bez jakiegokolwiek re-masteringu. Tak to już jednak bywa z bootlegami. Poza tym wydaniem, część score z A Whale for the Killing znalazło się, w nieco lepszej jakości, na promocyjnej kompilacji (dostępność podobna, albo i niższa) The Film Music Of Basil Poledouris Vol. 1 wraz z muzyką z Lotu Intrudera i Żelaznego Orła. Cóż, zawsze można mieć nadzieję, że ktoś kiedyś wyda tę muzykę, tak jak na to zasługuje.

Czy mimo fatalnego dźwięku i niełatwej dostępności albumu, warto się z nim zapoznać? Oczywiście, że warto! Ba, jeśli jesteście fanami Poledourisa a nie znacie A Whale for the Killing, to powinniście już teraz zacząć poszukiwania tego score. Basil to może nie w szczytowej jeszcze, ale na pewno w wysokiej formie. To taka „rozgrzewka” przed jego moim zdaniem największym, a na pewno najbardziej monumentalnym i najsłynniejszym dziełem jakim był Conan barbarzyńca. Zwiastun wysokich możliwości tego nieodżałowanego kompozytora. I kolejny powód, by wyrażać żal, że nie ma go już wśród nas.

Najnowsze recenzje

Komentarze