Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Basil Poledouris

White Fang (Biały Kieł)

-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Wudarski | 15-04-2007 r.

„Biały Kieł” to obok „Zewu Krwi” i „Martina Edena” najwybitniejsza powieść Jacka Londona. Pełna przygód, barwna, plastycznie oddająca nie tylko czasy gorączki złota, ale także zmagania człowieka z naturą. Mimo, że powstała w 1906 wciąż zachowała aktualność, wciąż mogła stanowić materiał dobry do stworzenia filmu. Nic dziwnego, że potentat w branży familijnej, studio Walta Disneya w początku lat 90 po raz kolejny sięgnęło, po wielokrotnie już ekranizowaną powieść. Produkcje dla całej rodziny w owym czasie przeżywały swój wielki renesans, Disney nie musiał się więc martwić o zwrot kosztów. Reżyserem został Randal Kleiser twórca „Grease” i „Błękitnej Laguny”, mający już pewne doświadczenie w gatunku kina familijnego („Flight of the Navigator”). Gdy „Biały Kieł” wszedł na ekrany kin cieszył się dużą popularnością widowni i bez dwóch zdań był to sukces zasłużony, albowiem jest to udana adaptacja, nieźle zagrana (Klaus Maria Brandauer), a do tego okraszona zapadającą w pamięć muzyką. Muzyką która nigdy nie została oficjalnie wydana…

Historia partytury to jedna z ciekawszych opowieści, jakie zna branża soundtracków. Gdy za kamerą stanął Randal Kleiser, niemal automatycznie kompozytorem został Basil Poledouris, stały współpracownik i co chyba ważniejsze przyjaciel reżysera. Twórca „Conana” został poproszony o napisanie muzyki, która byłaby pełna splendoru, przy jednoczesnej minimalizacji kosztów produkcji (co jak wiadomo jest pewnego rodzaju paradoksem, bo aby uzyskać dźwiękowy przepych najlepiej jest skorzystać z masywnej orkiestry, której wynajęcie to duże nakłady finansowe). Z drugiej strony producenci pragnęli, aby partytura w swej strukturze nawiązywała do eskimoskiej etniki. Po zrobieniu odpowiednich badań Poledouris stwierdził, iż żądania zleceniodawców są oględnie mówiąc sprzeczne. Muzyka eskimoska jest bowiem wybitnie minimalistyczna, oparta o niezwykle skromne instrumentarium i pogodzenie jej z producenckim kaprysem monumentalnego brzmienia było bardzo trudne. Poledouris jednak nie wycofał się z zadania. Materiał podzielił na dwie części. Jedna nawiązywała do etniki (sześciu instrumentalistów grających na fletach, i perkusjonaliach i syntezatorze), druga zaś miała sugerować splendor. Piszę „sugerować”, ponieważ kompozytor nie miał wystarczających pieniędzy, aby móc zatrudnić 200 osobową orkiestrę. Po stworzeniu muzyki została ona podłożona pod pierwsze 6 rolek (ok. 60 minut filmu) i próbnie wyświetlona. Poledouris w jednym z wywiadów wspominał że mocodawcy nie byli zadowoleni. Spodziewali się bowiem czegoś na kształt „Lawrenca z Arabii”, a dostali intymną muzykę skupiającą się na przeżyciach wewnętrznych bohaterów (orkiestra pojawiała się dopiero w dalszych scenach). Producenci nie wiedząc co robić, postanowili zatrudnić zdobywającego sobie dopiero sławę w Hollywood Hansa Zimmera, aby ten muzykę skomponował na nowo. Co ciekawe jednak nie zwolnili oficjalnie Basila Poledourisa. Zimmer do spółki z Shirley Walker i Fiachra Trench’em skończyli swoją mocno elektroniczną pracę (w rekordowym tempie 16 dni napisali 80 minut muzyki) jednak zleceniodawcy wciąż nie byli zadowoleni, wciąż chcieli czegoś innego. Niestety nie było już specjalnie czasu na zmiany. Kleiser i producenci mając do wyboru dwa scory zdecydowali się dokonać kompilacji. W ostatecznym rozrachunku to jednak muzyki Poledourisa było więcej i to dlatego jego nazwisko widnieje w czołówce filmu (według wyliczeń procentowy rozkład muzyki przedstawia się następująco: Poledouris – 83 %, Zimmer 14%, Fiara Trench 1,8%, Shirley Walker 1,2 %).

To całe zamieszanie z zatrudnieniem różnych kompozytorów, zamieszanie które sprawiło iż zamiast 230 000 $, budżet przeznaczony na muzykę został znacznie przekroczony (wydano ponad 1 milion), było zapewne jednym z powodów dla których nigdy nie ukazał się oficjalny soundtrack, płyta która zawierałaby w miarę kompletny materiał, materiał zawarty w filmie. Owszem po Internecie krążą bootlegi, które niestety prezentują partyturę stworzoną jedynie przez Poledourisa (jeden utwór Zimmera można wprawdzie znaleźć na składance „Follow Your Dreams”, lecz dla każdego, kto oglądał film nie jest to wystarczające). Ponieważ mimo petycji i próśb ciągle nie istnieje oficjalne wydanie tej ciekawej muzyki zdecydowałem się opisać najbardziej kompletny bootleg, jaki można znaleźć w sieciach P2P- wydanie z 22 utworami.

Partytura którą możemy podziwiać na albumie to bez wątpienia kawał świetnej, familijnej ścieżki, której największym plusem są oczywiście silne tematy (zarówno ten główny – Main Title, jak i poboczne – White Fang #3 – ilustrujący wilczy taniec). Mimo skromnego składu czuć w nich przestrzeń, moc i mroźny oddech Alaski. Szkliście brzmiąca orkiestra w głównym temacie nie tylko budzi skojarzenia ze śniegiem, ale także z mamiącym blaskiem nugetów. Płyta jest napisana w typowym dla Basila stylu. Mamy tu więc potężne orkiestracje (Mian Title, New Friends, White Fang #10, Bye White Fang) znane choćby z „Polowania na Czerwony Październik”, ale są też i momenty bardzo intymne, jak choćby delikatna, oparta o przeróżne flety i piszczałki wersja głównego tematu, słyszalna w White Fang #5 /Arrive To The Mine, czy wspomniany, genialny taniec wilków (motyw który siłą wyrazu przypomina conanowskie Theology/Civilization).

Niestety partytura poza kilkoma świetnymi utworami oferuje nam też sporą dawkę underscoru, który choć w kinie sprawdza się poprawnie, na albumie wręcz razi swoją banalnością i często nie najlepszą elektroniką (Wolves, White Fang #1, White Fang #2, White Fang #8). Sprawia to, że w odsłuchu partytura nie prezentuje się najlepiej i mimo kilku cudownych wręcz motywów, motywów które w jakimś stopniu ukształtowały większość późniejszych prac familijnych Poledourisa, jako album jest raczej to raczej osiągnięcie średnie.

Chcąc ocenić oddziaływanie muzyki razem z obrazem, krytyk staje przed nie lada trudnym zadaniem. Odseparowane od siebie utwory Poledourisa i Zimmera brzmią świetnie wspaniale dźwigając ciężar ilustracji (główny motyw, taniec wilków, czy sugestywne zimmerowskie „wejście po złotych schodach”). Niestety jako całość wyraźnie da się odczuć zgrzyt stylowy, który doprowadza słuchacza do konfuzji, dezorientując go swą zupełnie inną ikonografią muzyczną. Poledouris bowiem w swych silnie tematycznych, świetnie zoorkietrowanych fragmentach skupia się na relacjach pomiędzy człowiekiem a przyrodą, na psychologicznej walce z własnymi słabościami (będąc tym samym bliżej literackiego pierwowzoru), Zimmer zaś w nowoczesnych, banalnych od strony orkiestratorskiej, „postvangelisowskich” motywach opisuje przede wszystkim akcję i to co dzieję się wokół głównych bohaterów, nie patrząc w ich dusze.

Byłoby wspaniale gdyby można sprawić, aby kiedyś wypuszczono wersję filmu z podłożoną tylko jedną partyturą, muzyką wyzbytą stylowych zgrzytów. Bez wątpienie podniosłoby to jakość ilustracji. Podobnie byłoby również rzeczą niezwykłą, gdyby ktoś w końcu zdecydował się wydać kompletną wersję muzyki z „Białego Kła”, płytę która byłaby kompilacją obu partytur. Jestem przekonany, że zabieg wprowadzający motywy stworzone przez Zimmera i spółkę sprawiłby, że samodzielne dzieło Poledourisa zyskałoby na atrakcyjności. Wielość tematów i styli przysłoniłaby nieciekawy underscore, wzmagając jednocześnie słuchalność. O ile pierwsze życzenie jest niewykonalne o tyle drugie ma jakieś możliwości spełnienia. Trzeba tylko mocno trzymać kciuki i słać petycje…

Najnowsze recenzje

Komentarze