Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.

Everything is Illuminated (Wszystko jest iluminacją)

(2005)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Goska | 15-04-2007 r.

Ludzi można podzielić na dwie grupy. Tych, którzy patrzą na świat przez pryzmat przeszłości, starając się o niej dowiedzieć jak najwięcej i tych którzy mają ją totalnie w (_|_). Gdy do tego dochodzi pasja związana z odkrywaniem historii rodziny i kolekcjonowania pamiątek z nią związanych mamy ciekawą mieszankę osobowości. Mieszankę, którą Jonathan Safran Foer opisał w swojej powieści Wszystko Jest Iluminacją. Powieść do tego stopnia zaintrygowała aktora Lieva Schreibera, że postanowił ją zekranizować. Ot reżyserski debiut okazał się bardzo udany, zupełnie zresztą jak sama ekranizacja. Podmiotem opowiadania jest młody Amerykanin, Jonathan, przybywający do Ukrainy w poszukiwaniu kobiety, która w czasie II wojny światowej uratowała jego dziadka przed hitlerowcami. Poprzez długą podróż po ukraińskiej ziemi towarzyszą mu: tłumacz Alex (młody dresik zafascynowany amerykańskim stylem życia), jego dziadek jako kierowca (nerwowy staruszek wmawiający sobie, że jest ślepy) oraz pies – nieodłączny towarzysz dziadka. Mimo, że obraz jest sam w sobie ostoją dramatu poruszającego poważne tematy, wrze on jednak od wielu humorystycznych wstawek, czy to za sprawą głównego bohatera co rusz obnażającego swoje dziwaczne nawyki, czy jego „kompanów” nie grzeszących również swoim specyficznym podejściem do życia.

Sam w sobie obraz byłby bezpłciowy, gdyby nie towarzysząca mu muzyka. Jakże barwna i adekwatna do nastroju panującego w filmie i miejsca gdzie ma on akcję. Autorem oryginalnej ścieżki dźwiękowej jest Paul Cantelon – młody obiecujący amerykański kompozytor, który mimo niewielkiego bagażu doświadczeń w branży (przed omawianą ścieżką pracował tylko nad dwoma innymi), nie boi się wychodzić poza szablonowe ilustracje, eksperymentując z różnymi konwencjami, i stylami. Zdolność znakomitego radzenia sobie z muzyką wschodnich kręgów kulturowych dobitnie pokazał swoim zaangażowaniem w muzyczną płaszczyznę obrazu Wszystko Jest Iluminacją. Na niewątpliwy sukces całości składa się jednak coś więcej niż tylko praca Cantelona. Film przesiany jest bowiem masą przeróżnych piosenek balansujących śmiało na granicy cygańskiego folku i współczesnego popu, a nawet hip-hopu! Wszystko to wyraźnie rysuje się w soundtracku wydanym przez TVT Records, tak genialnie odwzorowującym klimat oraz charakter oprawy muzycznej do tego nietypowego dzieła Foera. No ale po kolei…

Wpierw warto byłoby powiedzieć coś o kompozycji samego Cantelona. Kiedy pierwszy raz odsłuchiwałem jego utwory od razu pojawiło się skojarzenie z twórczością Gorana Bregovica – specjalisty od bałkańskiej tradycjonalnej muzyki filmowej. Mimo różnicy geograficznej widać tu podobieństwa na tle stylistycznym, szczególnie gdy pod lupę weźmiemy element etniczny. Cantelon nie oddaje się jednak dzikiej pasji powielania Bregovica. Interpretuje ten typ muzyki na własny użytek, tworząc zeń jeden z dwóch podstawowych tematów Everything is Illuminated – temat podróży, oprowadzający widza po wszelkich miejscach, które zwiedzają nasi bohaterowie. Podstawą instrumentalną są tu puzony, perkusje, mandoliny oraz tamburyna. Mimo, że z takimi właśnie cygańskimi brzmieniami płyta kojarzyć nam się będzie na długo po zakończeniu jej słuchania, sama z siebie daje ona jednak o wiele więcej. Tutaj należałoby zwrócić uwagę na drugi temat, już bardziej dramatyczny, odpowiedzialny za uzewnętrznianie stanu emocjonalnego bohaterów, w szczególności Jonathana. A bohaterowie ci zdają się być zagubieni w odmętach własnej przeszłości i osobowości. Z pomocą w wyrażaniu tych uczuć idzie Cantelonowi minimalizm, kreujący w słuchaczu uczucie nostalgii. Pełno tu gitarowych i akordeonowych melodii malowanych na tapecie delikatnych niczym muśnięcie jedwabiu smyczek, z pojawiającymi się od czasu do czasu solówkami (np.: wiolonczeli lub fletu). Oba tematy przenikają się z prawdziwą gracją, tworząc paletę barwnych melodii. Melodii, które stają się jeszcze barwniejsze dzięki obecności pomiędzy nimi na krążku kilku interesujących piosenek.

Właśnie one decydują o „osobliwym” charakterze soundtracku. Choć wszystkie zakorzenione są we wschodnioeuropejskich środkach wyrazu, stylistycznie różnią się nieznacznie od siebie, tworząc interesujący miszmasz dźwiękowy. Można wręcz dojść do wniosku jakby wykonawcy chcieli podporządkować różne gatunkowo utwory folkowej konwencji. Ważną rolę w tworzeniu tego zróżnicowania pełnią piosenki grupy Leningrad, której aż trzy tracki znalazły się w filmie i na krążku. Talentem wokalnym lider grupy nie grzeszy, ale w połączeniu z dętym plumkaniem brzmi to nawet sympatycznie, niczym wyjęte z polskiej biesiady. 🙂 Na szczególną uwagę zasługują jednak tracki cygańsko-punkowej grupy Gogol Bordello. Przewodniczy jej Eugene Hutz, w filmie wcielający się w rolę Alexa. Na płycie znajdziemy dwa utwory tego zespołu:” jeden specjalnie napisany na potrzeby obrazu (Bublitschki), drugi pochodzący już z prywatnego repertuaru „burdelowiczów”, (Start Wearing Purple). Całość urozmaica taneczny miks Ya-takoy, zawierający dialogi Alexa, a który zrobiony został specjalnie na potrzeby albumu.

Jeżeli miałbym się już do czegoś przyczepić to chyba tylko do ilości materiału użytego w filmie. O dziwo przez płytę przechodzi się stosunkowo gładko. W filmie natomiast (szczególnie na jego początku i końcu) da się odczuć drobny przesyt ilustracyjny, determinowany kontrapunktem pomiędzy statycznymi scenami, a opiewającymi je żywiołowymi trackami. Z drugiej strony taka forma ekspresji może przypaść do gustu niektórym słuchaczom, więc wszystko zależy tu od indywidualnego podejścia do muzyki.

Wszystko skłania się więc do jednego wniosku, że soundtrack do Wszystko Jest Iluminacją to dzieło nieszablonowe, wręcz oryginalne, warte szczególnej uwagi każdego, kto choć trochę ceni sobie pomysłowość w muzyce filmowej. Płyta, mimo swojego ewidentnie folkowo-etniczno-nostalgicznego charakteru jest naprawdę miła w odsłuchu. Zapewne nie każdemu ta forma muzycznego wyrazu przypadnie do gustu jak mi. Cóż, miłośnicy partytur „made in Hollywood” nie znajdą u dla siebie pożywki. Być może ów nieszablonowość przesądziła, że polscy dystrybutorzy i wydawcy nie zdecydowali się wypuścić tego albumu w naszym kraju…? Pozostaje tylko mieć nadzieję, że fakt ten nie zniechęci potencjalnych zainteresowanych w próbach pozyskania tej ścieżki.

Najnowsze recenzje

Komentarze