Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Klaus Doldinger, Giorgio Moroder

Neverending Story, the (Niekończąca się opowieść)

(1984)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 15-04-2007 r.

Niekończąca się Opowieść Wolfganga Petersena to film, który darzę przeogromnym sentymentem, po części dlatego, iż był to pierwszy nie-animowany obraz, jaki obejrzałem w kinie. Będąc w wieku wczesnoszkolnym z wypiekami na twarzy śledziłem losy Bastiana, dręczonego przez szkolnych łobuzów marzyciela, który wykrada z antykwariatu tajemniczą książkę a w niej czyta o przygodach swego rówieśnika Atreju, przemierzającego baśniową krainę Fantazji w poszukiwaniu leku dla Cesarzowej. Z czasem Bastian przekonuje się, że „Niekończąca się Opowieść” to nie zwykła książka, a świat fantazji i rzeczywistość coraz bardziej zaczynają się przenikać. Obraz Petersena zachwycał mnie i wiele innych dzieciaków urodą baśniowych krain pełną tajemniczych stworzeń. Jednocześnie bawił, straszył (brama z dwoma sfinksami śniła mi się po nocach;) i pouczał, chwaląc jednocześnie czytanie książek (jakże to dziś aktualne, gdy dzieciakom w głowach tylko Playstation:) i dziecięcą wyobraźnię, którą zresztą niesamowicie pobudzał. Śmiem twierdzić, że lepszego filmu fantasy adresowanego dla młodych widzów nie nakręcono i być może już się nigdy nie nakręci.

Oglądając Niekończącą się Opowieść dziś, po wielu latach od tamtych słodkich lat dzieciństwa, nie pasjonuję się już tak losami bohaterów, dostrzegam jego mankamenty techniczne, zdaję sobie sprawę, że Petersen ekranizując powieść Michaela Endego uciął akcję w połowie książki (co tak zezłościło autora, że wymógł na twórcach usunięcie swego nazwiska z czołówki) znacząco zmieniając jej przesłanie, lecz wciąż jestem pod ogromnym wrażeniem strony wizualnej i muzycznej. Warte podkreślenia, że ta druga już w dzieciństwie zwróciła moją uwagę, przynajmniej jeśli chodzi o piosenkę tytułową oraz instrumentalny motyw przewodni, choć wtedy do oprawy dźwiękowej filmów właściwie żadnej wagi nie przywiązywałem.
Oryginalną muzykę do niemieckiej wersji filmu skomponował Klaus Doldinger, który pracował już wcześniej z Petersenem przy kultowym Das Boot. W rozpowszechnionej chyba do wszystkich innych krajów wersji amerykańskiej część muzyki niemieckiego kompozytora zastąpiono utworami autorstwa laureata Oscara z 1978 roku (za Midnight Express), Włocha Giorgio Morodera. To właśnie on skomponował także otwierającą film i soundtrack piosenkę śpiewaną przez ex-wokalistę zespołu Kajagoogoo (modelowi przedstawiciele typowego „kiczu” lat 80-tych) – Limahla. Utwór ten był swego czasu w czołówkach list przebojów (4-te miejsce w USA i 3-cie w Wielkiej Brytanii) i chyba nie muszę go nikomu przedstawiać. Prosta, melodyjna piosenka z charakterystycznym żeńskim wokalem w refrenie jest po dziś dzień jedną z moich ulubionych.

Następne cztery ścieżki na płycie to instrumentalne utwory Giorgio Morodera. Muzyka opiera się przede wszystkim na brzmieniu syntezatorów, czasem wspomaganych gitarą elektryczną, a klasyczne instrumenty stanowią tylko rzadki dodatek. Całość zaś utrzymana jest zdecydowanie w stylu lat 80-tych. Poza podobnymi „Swamps of Sadness” i „Ruined Landscape” o spokojnym, raczej smutnym charakterze, utwory wyraźnie różnią się od siebie melodycznie i tematycznie. Zdecydowanie najciekawszy z tej czwórki jest temat Wieży z Kości Słoniowej. Niestety nie jest to taka muzyka jaką mogliśmy podziwiać oglądając film, ale remix stworzony przez kompozytora specjalnie na potrzeby albumu. Moroder dodał do kilku-nutowego motywu popowy podkład rytmiczny oraz w pewnym fragmencie krótkie solo na gitarę elektryczną. Jednakże, gdy spośród tego wyłaniają się znane z filmu nuty grane przez syntezator, trąbkę, smyczki lub wszystko to naraz, a grane za każdym razem coraz silniej i intensywniej, brzmi to doprawdy znakomicie.

Pozostałę utwory to kompozycje Klausa Doldingera, które zresztą także zostały umieszczone także na niemieckiej wersji soundtracka. Niemiec także nie raz sięga po elektronikę, ale w przeciwieństwie do swego włoskiego kolegi zdecydowanie bardziej stawia na orkiestrę i chór. Pierwszy z jego utworów, a zarazem najbardziej rozpoznawalny, poza piosenką Limahla, muzyczny fragment Niekończącej sie Opowieści, to sławetny temat lotu na Smoku Szczęścia. Myślę, że większość czytelników doskonale zna ten cudowny temat, pełen radości, magii i przygody. To chyba najpiękniejszy, najbardziej oddziałujący na wyobraźnię motyw, jaki kiedykolwiek skomponowano do filmu dla dzieci. Także pozostałe utwory, poza ciężkim i mrocznym tematem wilkołaka Gmorka, zawierają bardzo melodyjne i łatwo wpadające w ucho tematy. Mnie najbardziej podoba się „Theme of Sadness” – smutna melodia grana na fletni Pana z towarzyszeniem innych instrumentów. Co ciekawe, w amerykańskiej wersji filmu prawie jej nie słychać.

Łącznie nieco ponad 35 minut muzyki na albumie to z pewnością nie jest kompletna ścieżka dźwiękowa z amerykańskiej wersji filmu. Soundtrack wydano raczej z myślą o jak najszerszym gronie odbiorców, by dać im jak najwięcej przyjemności z jego słuchania, niż z myślą o fanach filmu, którzy chcieliby mieć najlepiej każdy muzyczny fragment, co do jednej nuty. Spośród tych wszystkich pominiętych fragmentów ja nie mogę wybaczyć wydawcom jedynie filmowej wersji motywu Wieży z Kości Słoniowej. Jednak mimo tego i mimo całkowitego braku odniesienia układu fragmentów muzycznych na płycie do kolejności ich pojawiania się w filmie, całość prezentuje się świetnie. Muzyka z Niekończącej się Opowieści to styl, którego już dawno nie ma w filmie i pewnie znajdą się tacy, którzy będą kręcić nosem, że to lekko trąci myszką, ale moim zdaniem wcale tak nie jest. Motywy z The Neverending Story wcale się nie zestarzały i wciąż urzekają swoją magią i polotem. Polecam ten niesamowicie bogaty tematycznie soundtrack wszystkim, którzy jeszcze całkiem nie zdusili w sobie dziecięcej wyobraźni.

Inne recenzje z serii:

  • Niekończąca się opowieść (GER)

  • Niekończąca się opowieść 2
  • Najnowsze recenzje

    Komentarze