Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Tom Tykwer, Reinhold Heil, Johnny Klimek

Perfume: The Story of a Murderer (Pachnidło)

(2006)
5,0
Oceń tytuł:
Łukasz Wudarski | 15-04-2007 r.

Teraz posłuchaj, co ci powiem. Jak w muzyce, układ perfum musi zawierać 4 esencje, nuty troskliwie wybrane według ich harmonijnego pokrewieństwa. Każde perfumy zawierają trzy układy. Nutę wysoką, nutę średnia i nutę bazową. Co wymaga w całości dwunastu nut. Nuta wysoka odpowiada pierwszemu wrażeniu, które trwa zaledwie parę chwil, tuż przed nutą średnią stanowiącą temat perfum. Ten zapach trwa parę godzin. I na koniec: nuta bazowa. Woń śladowa perfum, która trwa kilka dni. Widzisz, stara legenda mówi, że nie można stworzyć oryginalnych perfum inaczej niż dodając jeszcze jedną najważniejszą nutę. Trzynastą, końcową esencję, która odróżnia się od innych i przede wszystkim, dominuje inne…

Guiseppe Baldini – perfumiarz

Uwaga tekst zawiera spojlery (ale delikatne)

Zarówno literatura jak i kino, choć są potężnymi mediami, mogącymi kreować światy i manipulować ludźmi, do dziś jeszcze nie posiadły jednej ważnej zdolności – odtworzenia zapachu. Jednak w 1985 roku mało znany poza rodzinnymi Niemcami pisarz Patrick Süskind, niebezpiecznie zbliżył się do ideału, w swej bestsellerowej powieści „Pachnidło”, za pomocą obrazowego i bogatego języka wykreował prawdziwe olfaktoryczny świat. Byłoby błędem traktowanie tej książki jedynie jako formalnego dziwadła. „Pachnidło” jest bowiem napisanym z wolterowską swadą traktatem o specyficznym poszukiwaniu tożsamości, poszukiwaniu okupionym najgorszymi zbrodniami. Tak specyficzna powieść przez niemal wszystkich uważana była za materiał nieprzekładalny na język kina. Niemniej jednak gdy w końcu wytwórnia Constantin – Film nabyła prawa do ekranizacji, wielu reżyserów (Ridley Scott, Tim Burton, Jan Jakub Kolski) biło się o to by móc obraz ten zrealizować. W końcu jednak za kamerą stanął młody, aczkolwiek mający już pewne sukcesy reżyser („Biegnij Lola Bignij”, „Niebo”) Tom Tykwer, człowiek który w mojej opinii ciągle nie może znaleźć swojego stylu opowiadania, pożyczając jak może od innych (Kieślowski).

Nie inaczej jest w „Pachnidle”, filmie wspaniałym wizualnie (w dużej mierze udało się Tykwerowi oddać świat zapachów, szczególnie tych smrodliwych), który jednak niemal jak zawsze u tegoż reżysera ma zepsuty koniec. I nie chodzi mi tylko o konfundującą scenę orgii, lecz przede wszystkim o nadęty moralizm wypływający z monologu wygłaszanego przez Johna Hurta. Takie szafowanie oczywistymi dopowiedzeniami nie przystoi po prostu twórcom europejskim, od których wymagany jest trochę większy szacunek dla widza, którego nie można przecież porównywać poziomem intelektualnym ze statystycznym amerykańskim troglodytą.

Tworząc „Pachnidło” Tykwer doskonale zdawał sobie sprawę, że aby móc choć w części oddać bogactwo zapachów nie wystarczy obraz kładący nacisk na barwę i światło, lecz niezwykle ważną rolę odegrać będzie musiała także muzyka. To właśnie ona ma przede wszystkim wykreować wrażenie zapachów delikatnych, łagodnych i pięknych. Smród i stęchliznę łatwo bowiem oddać naturalistycznymi zdjęciami obrzydliwości ziemskich. Zapach piękna jest jednak znacznie bardziej ulotny i obraz już sobie nie jest w stanie z nim gładko poradzić.

Za partyturę do filmu odpowiadali stali współpracownicy reżysera: Johnny Klimek i Reinhold Heil, których jak zwykle wspomógł sam Tykwer. Tym razem jednak twórcy dobrze wiedzieli, że nie mogą stworzyć kompozycji opartej o industrialne awangardowe brzmienia („Biegnij Lola, Biegnij”), lecz coś specyficznego, prawdziwe muzyczne pachnidło, subtelne, świetnie wykonane i co najważniejsze tematyczne. Czy im się to udało??? I tak i nie…

Nuta wysoka – pierwsze wrażenie

Cóż, moje pierwsze wrażenie po przesłuchaniu albumu stworzonego przez trójkę kompozytorów było generalnie pozytywne. Nie poczułem wprawdzie tutaj żadnego trafienia obuchem w głowę, lecz wspaniałe wykonanie (absolutnie zachwycające Richis’s Escape czy Grasse in Panic), które jest dziełem z rzadka tylko nagrywających na potrzeby filmu (przykładem może być „Deep Blue” Georga Fentona) Berlińskich Filharmoników pod dyrekcją znanego dyrygenta Sir Simona Rattle’a, różnorodność brzmień i ciekawe zastosowanie elektroniki sprzęgniętej z orkiestrą (Grenouille’s Childhood, The Method works!) wabiły i przyciągały. I choć wielu mniej wymagających zapewne już ta pierwsza nuta wprowadziła w odrętwienie, doświadczeni alchemicy dźwięku nigdy nie bazują li tylko na pierwszym wrażeniu, lecz starają się odkryć także i dalszy skład perfumu. Wszak wszyscy wiemy, że często smakowity soundtrack po kilkunastu wnikliwych przesłuchaniach blednie tracąc swój apetyczny zapach.

Nuta średnia – temat

Wnikliwe słuchanie przyniosło zachwyt nad tematami, których początkowo nie wyczuwało się z należytą mocą. Jak już pisałem twórcy za pomocą muzyki chcieli choć w małym ułamku oddać ten, nieprzekładalny na żadne inne medium, zapach piękna. Nic dziwnego, że skorzystali w tym celu z najprostszych środków takich jak wręcz nadużywana harfa (oddająca kropelkowy charakter perfum), czy fuzje sekcji smyczkowej z odrealnionym chórem (The Perfume) muzycznie naśladujące wydzielanie się zapachu. Delikatna, wokalna tematyka (The Girl with the Plums, Meeting Laura, The Crowd embrace), posłużyła autorom do opisania owego niezwykłego zapachu, który tak zawraca w głowie zarówno bohaterowi jak i tłumowi. Ale „Pachnidło” to także tematy wyjęte bezpośrednio z muzycznej skarbnicy, jaką rządzi się thriller. Otrzymujemy więc tutaj dużą dozę dramatyzmu, zarówno tego podrasowanego elektroniką (Grenouille’s Childhood, The Method works!), jak i tego w pełni naturalnego, osiągniętego za pomocą cudownego, soczystego wykonania berlińskiej orkiestry (Grasse in Panic, Richis’s Escape, Perfume – Distilled). Druga nuta jest zatem znacznie bardziej ciekawsza niż nieco kabotyńska pierwsza. Lecz aby ją odkryć należy się w płytę wgłębić i poczuć jej piękno.

Nuta bazowa

Ta nuta jest moim zdaniem najmniej dopracowana. Bo choć płyta jest wspaniale wykonana i choć zawiera świetne tematy, oparta jest niezwykle silnie na tym, co już dokonali poprzednicy. Eklektyzm wyziera z każdego niemal miejsca partytury. Elektronika to żywcem przeniesiony zimmerowski Hannibal (Grenouille’s Childhood, The Method works!), chór niekiedy przypomina Howarda Shore’a i jego Władcę Pierścieni (Grasse in Panic) monstrualne smyczki kojarzą się z Frankensteinem Patricka Doyla, Drakulą Wojciecha Kilara (Richis’s Escape)a także z elfmanowskimi „Marsjanami…” (Grasse in Panic). Jednak chociaż brak tu oryginalności, wszystko zaskakująco dobrze oddziałuje w filmie. Miejscami wręcz genialnie przenosi dźwięki na zapachy, tak iż jesteśmy w stanie zrozumieć zachwyt tłumu oglądającego skropionego zapachem piękna Grenouille’a.

Trzynasta nuta???

Czy to już wszystko, co można znaleźć w pachnidle jakie przyprawili dla nas Tykwer, Heil i Klimek??? Czy może jest tu jeszcze owa trzynasta nuta, nuta której nie da się opisać nawet najpiękniejszym słowem??? To świetna muzyka i co do tego nie ma dyskusji, muzyka która wprawdzie wymaga od słuchacza koncentracji i wgłębienia się w olfaktoryczny świat, ale po wniknięciu weń, potrafi zawrócić w głowie. Jednak czy mamy do czynienia z geniuszem? Według mnie nie. Mimo iż starałem się znaleźć w tej płycie trzynastą nutę, mistyczne coś, co sprawia, że mamy do czynienia z harmonią obrazu i dźwięku zarówno na płycie jak i w filmie, nie udało mi się. Dlaczego? Mam na to dwie teorie. Pierwsza jest taka, że w wyniku długotrwałego słuchania muzyki filmowej straciłem swój soundtrackowy węch. Druga czerpie ze znanej ockhamowskiej zasady, iż najprostsze rozwiązanie jest zwykle prawdziwe. W „Pachnidle” więc po prostu brak trzynastej nuty, nuty która pozwala mi uznać dzieło Tykwera, Klimka i Heila za więcej niż bardzo dobre. Prawda jest jednak taka, że to i tak nie ma znaczenia. Każdy, kto ma odrobinę gustu, sam rozsądzi z czym ma do czynienia.

Najnowsze recenzje

Komentarze