Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone

Cinema Concerto: Ennio Morricone at Santa Cecilia (kompilacja)

(2000)
-,-
Oceń tytuł:
Tomek Rokita | 15-04-2007 r.

Po doskonałej współpracy-kompilacji Ennio Morricone z wiolonczelistą Yo-Yo Ma, chciałbym przedstawić kolejną perłę w zestawie kompilacyjnych wydań muzyki włoskiego mistrza. Morricone, autor niemalże 500-tu filmowych kompozycji miał w swojej karierze wiele dzieł wybitnych. Co zrozumiałe, przy tak gigantycznej ilości, musiał mieć również prace przynajmniej „chybione”. Wiele z jego kompozycji jest praktycznie nie do zdobycia, ot białe kruki, osiągające astronomiczne ceny na aukcjach czy zakurzone, podłej jakości bootlegi będące namiastką znakomicie zmontowanej i wydanej płyty. Szansą na dotarcie do tych pozycji są właśnie udziałem tego typu kompilacji. Kompilacje te zyskują oczywiście, gdy za wykonaniem i produkcją stoi sam kompozytor, co ma również miejsce i tutaj. Dzięki temu zyskujemy nowe, nie rzadko po raz pierwszy widzące światło dzienne, wykonania tak światowych hitów jak i kompletnie zapomnianych fragmentów.

Selekcję takowych przedstawia album wydany przez Sony Classical, gdzie znalazło się siedemnaście utworów wybranych z koncertu jaki miał miejsce w listopadzie 1998 roku w wykonaniu Orchestra dell’Accademia Nazionale di Santa Cecilia z Rzymu (dla wszystkich wtajemniczonych w świat muzyki filmowej nazwa tej orkiestry powinna się skojarzyć zapewne z nagraniem muzyki do legendarnego Conana barbarzyńcy). Koncert ten uświetnili również wokaliści i duży chór. Selekcja fragmentów jakie do zaprezentowania ma ta płyta jest bardzo szeroka – właśnie tak jak kompilacja winna wyglądać! Oczywiście nie zabrakło „starych znajomych” jak Kino Paradiso (temat główny+miłosny), Misja, westerny Leone, ale też spotkamy się z bardzo ciekawymi kompozycjami, które oprócz zaprzysięgłych fanów twórcy, nie są znane przeciętnemu fanowi muzyki filmowej. Emocjonalna suita z Bugsy’ego, urocza muzyka do włoskiej komedii H2S, pulsująca zabawa instrumentarium z przymrużeniem z nagrodzonego Oscarem dla najlepszego filmu obcojęzycznego w 1970 roku Obywatela poza wszelkim podejrzeniem – to tylko niektóre z przykładów. Morricone w trzech fragmentach korzysta z usług znakomitych wokalistów, którzy doskonale prowadzą swymi głosami jego kompozycje. Mało znane, ale jakże ładne jest „Ricordare” z dreszczowca Czysta formalność Giuseppe Tornatore. Jak zwykle klasą samą dla siebie jest Dulce Pontes, ostatnio diva kompozytora.

Tak naprawdę album na całego rozpoczyna się z pierwszym wejściem chóru wraz z legendarną muzyką z napisów początkowych Dobrego, złego i brzydkiego. Porywający to fragment, no ale inaczej tego zagrać się po prostu nie da! Morricone zapewne orkiestrując na nowo swe tematy, przeważnie tym o lżejszym charakterze, świadomie w pewnych momentach nadał im trochę pop-owego charakteru, poprzez wprowadzenie elektrycznego basu w wykonaniu Nanni Civitengi. Ciekawa jest również interpretacja „Ecstasy of Gold”, choć w środkowej części utworu, gdy na pierwszy plan wychodzi żeński wokal Gemmy Bertangolli, muzycy z sekcji smyczkowej ledwo utrzymują ekspresowe tempo granej melodii… Z innych, mniej znanych fragmentów należy wspomnieć o melancholijnym, leniwym Love Circle czy troszkę ironicznym Working Class Goes to Paradise. Klasą samą dla siebie jest również suita z Ofiar wojny, chyba najbardziej elegialna i tragiczna muzyka Morricone w karierze, przejmująco rozpisana na chór i orkiestrę, mój osobisty faworyt pośród wszystkich morriconowskich kompozycji. Sensacją jest natomiast utwór „Abolicao” z filmu Queimada, inspirująca, nieskończenie budująca się, radosna melodia na chór, troszkę przepełniona liturgicznym klimatem (rozpoczęta dźwiękiem organu). Niewątpliwie gdzieś tam zapowiada Misję, przyszłe, wiekopomne arcydzieło maestro. Jeżeli już „o wilku mowa” to album kończy właśnie selekcja z filmu Rolanda Joffe z 1986 roku. Nie będzie dla nikogo zaskoczeniem wybór utworów – najpierw już chyba nieśmiertelny „obój Gabriela” a potem jedna z najciekawszych interpretacji swoistego hymnu tej ścieżki dźwiękowej – „On Earth as it is in Heaven” z jeszcze masywniejszym chórem i perkusją niż ma to miejsce na oryginale. Doskonała konkluzja tej płyty w wielkim stylu.

Tak powinny wyglądać płyty kompilacyjne. Cinema Concerto to prawdziwy koncert muzyki filmowej. Pozwala wysłuchać nowych interpretacji starych przebojów jak i nacieszyć ucho kompletnie zapomnianymi kompozycjami, które tylko prawdopodobnie pod czujnym okiem maestro mogły raz jeszcze przypomnieć się słuchaczom. I ciekaw jestem, jak wiele jeszcze takich pereł kryje monumentalna filmografia Włocha? Dźwięk na albumie prawdopodobnie celowo jest nie pozbawiony licznych artefaktów jak skrzypnięcia krzeseł, odgłosy widowni itp. a brakuje jeszcze tylko tak jak to ma miejsce np. na albumie Wings of a Film Hansa Zimmera aplauzu widowni, który został najprawdopodobniej wycięty przez montażystów. Niejakim dopełnieniem tego albumu jest pozycja Arena Concerto wydana w 2003 roku. Cinema Concerto stanowi swoisty (lecz jakże bardzo krótki w stosunku do całej kariery!) rajd po dokonaniach włoskiego geniusza. Pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów maestro jak i chyba dla wszystkich fanów muzyki filmowej.

P.S. Istnieje również włoska wersja tego albumu i trwa 76 minut.

Najnowsze recenzje

Komentarze