Your browser is not supported! Update your browser to improve your experience.
Ennio Morricone

Sacco and Vanzetti (Sacco i Vanzetti)

(1971/1993)
-,-
Oceń tytuł:
Łukasz Koperski | 15-04-2007 r.

Nicola Sacco i Bartolomeo Vanzetti to dwóch włoskich imigrantów, anarchistów, których w 1920 r. niesłusznie oskarżono o napad rabunkowy i zabójstwa a następnie po bardzo krytykowanych, politycznych procesach skazano na śmierć. Ich historię opowiedział w swoim filmie z 1971 r. Giuliano Montaldo. Oprawą muzyczną tego politycznego dramatu zajął się nie kto inny, tylko słynny, wówczas wchodzący w szczytowy okres swojej kariery Ennio Morricone. Jako, że akcja obrazu toczy się w Stanach Zjednoczonych, postanowiono do muzyki włączyć akcent amerykański w postaci piosenek śpiewanych przez Joan Baez. Wybór o tyle trafny, że ta znana piosenkarka, związana swego czasu z Bobem Dylanem, nie stroniła w swoich utworach od politycznych, rewolucyjnych tekstów.

Soundtrack z Sacco and Vanzetti tworzą zasadniczo trzy, dość różniące się od siebie elementy, które przedstawię osobno. Pierwszym z nich jest dramatyczna muzyka Ennio Morricone. Opiera się ona na dobrą sprawę o jeden bardzo emocjonalny i piękny temat, przedstawiony w utworach „Hope for Freedom” oraz „Freedom from Hope”. To klasyczne morriconowskie utwory – dość prosta ale niezwykle wzruszająca melodia zaprezentowana zarówno przez solowy obój jak i przez sekcję smyczkową.

Do muzyki dramatycznej możemy zaliczyć też utwór „Sacco and His Son”, który to jest instrumentalną wersją jednej z piosenek Baez. Utwory śpiewane sopranem przez Amerykankę są właśnie drugim elementem ścieżki dźwiękowej. Są to: „The ballad of Sacco and Vanzetti” w trzech częściach oraz „Here’s To You”. Wszystkie są wspólnym dziełem Morricone (muzyka) i Baez (tekst). Ballady o Sacco i Vanzettim oparte są na jednej melodii, choć różnie aranżowanej i granej w różnym tempie. Baez śpiewa tam z towarzyszeniem m.in. organów a utwory są bardzo smutne czy wręcz przygnębiające. Tekst piosenek ma na przykład charakter myśli kierowanych przez bohatera do ojca (część druga), czy matki do syna (część trzecia). Zupełnie odmienną wymowę ma ciepły, pogodny „Here’s To You”, w którym Baez powtarza wraz z chórkiem krótki, zaledwie czterostrofowy tekst. Zarówno ten utwór, jak i pierwsza część ballady poprzedzone są nieco ponad półminutowym instrumentalnym wstępem, który płynnie przechodzi we właściwą piosenkę i w zasadzie mógłby stanowić z nią jedną ścieżkę.

Trzecim zasadniczym elementem Sacco and Vanzetti jest to, czego niemal nikt u Morricone nie lubi, choć pojawia się to praktycznie na każdym jego albumie. Mowa o ilustracyjnych, ciężkich w odsłuchu, niemal ambientowych brzmieniach. Reprezentowane są w formie dźwięków uzyskiwanych za pomocą syntezatorów, które imitować mają… krzesło elektryczne! O ile w „In Prison” i „Sentenced to Death” stanowią one tylko dodatek do ilustracyjnego suspense’u, podobnego do tego z Nietykalnych, o tyle w „The Electric Chair” stanowią całość utworu. Doprawdy 2 minuty elektronicznych sampli, które brzmią jak pracujący transformator wysokiego napięcia, trudno nawet nazwać muzyką.

I tak właśnie wygląda soundtrack z Sacco and Vanzetti. Nie słuchalne, elektroniczne eksperymenty zmieszane z wysokiej klasy dramatyczną muzyką włoskiego mistrza i równie znakomitymi piosenkami Joan Baez. Wszystko przepełnione bólem, smutkiem czy tragedią i jedynie ostatni utwór wnosi nieco optymizmu. Jeśli jesteście więc przygnębieni to trzymajcie się z dala od tego score, bo może wam się jeszcze pogorszyć. 😉 Oczywiście przy ocenie nie można tego traktować jako wady, taki już charakter ma ta ścieżka dźwiękowa. Choć ogólnie uważam, że wydawca nie tylko mógł, ale wręcz powinien darować sobie przynajmniej dziesiątą ścieżkę, to i tak polecam ten album i myślę, że to jeden z ciekawszych i dość specyficznych w jakże bogatym przecież dorobku Włocha. Wydań tej ścieżki było sporo i różniły się nieznacznie: miały zazwyczaj od 10 do 14 utworów. Na pewno warto przyjrzeć się któremukolwiek z nich bliżej, jak choćby opisanemu przeze mnie albumowi Omegi.

Najnowsze recenzje

Komentarze